Od dłuższego czasu miałem ochotę jakoś się tym tematem zająć, ale brakowało mi czasu. Nie umiem jednak milczeć teraz, kiedy sytuacja już się nieco wyjaśniła, ale to chwilowy stan, bo w kolejce już ustawiają się następni. Co mam na myśli? Oczywiście chcę znowu wsadzić kij w mrowisko, czego dawno już nie czyniłem na łamach naszego wortalu.
Rząd podpisał z górnikami jakieś porozumienie. Nie znam jego treści, ale z mediów wiem, że będzie to kosztowało stronę rządową, a więc tak naprawdę nas wszystkich, 2,3 miliarda złotych. Do tego jeszcze wrócę. Najpierw jednak informacja, która mnie zelektryzowała nieco wcześniej.
Okazało się bowiem, że Kompania Węglowa, czy jak tam się ten byt nazywa, przynosi miesięcznie 200 milionów złotych strat. Dla przeciętnego człowieka jest to kwota tyleż spora, co niewyobrażalna. Ot, dwieście baniek. Pewnie dużo, ale wcale nie tak strasznie. Firma, w której pracuję, przynosi rokrocznie 3-4 miliony zysku. Pracujemy na to w mniej więcej 150 osób i jesteśmy szczęśliwi, że tu pracujemy, że zarabiamy, że to fajna firma. Ale to oznacza, że średnio wypracowujemy miesięcznie jakieś 300.000 zł zysku. Dużo? Dla wielu firm sporo, ale żeby pokryć wspomniane wcześniej 200 milionów musielibyśmy pracować blisko 60 lat. Czyli sporo więcej, niż przepracowuje przeciętny pracownik zatrudniony poza górnictwem…
Innymi słowy zatrudniająca mnie firma potrzebuje blisko sześciu dekad z niezmiennym zyskiem, by zarobić na to, co w ciągu miesiąca traci Kompania Węglowa. Kurczę – w takiej sytuacji tych dwieście baniek wygląda już naprawdę imponująco. Daje rocznie 2,4 miliarda. Żeby Wam zobrazować, ile to kasy, podam tylko jeden fakt: to mniej więcej roczne planowane wydatki całego województwa śląskiego w roku 2014 (wyczytałem to w Zestawieniu zbiorczym budżetu województwa śląskiego na 2014 rok, co na wypadek, gdyby link przestał działać, prezentuję poniżej w okrojonej postaci w formie zrzutu ekranowego). Wynika z tego, że to góra szmalu. Która tak naprawdę pójdzie na zmarnowanie.
Za 200 milionów złotych moglibyśmy wybudować miesięcznie jakieś 5 km autostrad. Niewiele? Może i niewiele, ale po roku byłoby tego 60 km. Po pięciu latach – 300 kilometrów! Czy to nie lepsza perspektywa dla nas, kierowców, zamiast zasypywać górę strat wygenerowaną przez fedrujących górników?
OK – to z pewnością nielekka praca. Pewnie nawet ciężka. Ale liczne profity łagodzą jej trudy w dość znacznym stopniu. Profity, o których w innych branżach można tylko pomarzyć, a i to w taki sposób, żeby szefostwo się nie dowiedziało, bo szybko Wam te marzenia skasują. Zwolnienia w górnictwie, o jakich napomknął dyskretnie rząd w początkach bieżącego roku, wywołały gwałtowne protesty, naturalnie ze strony górników i ich rodzin. To nawet zrozumiałe – nikt nie chciałby, by zlikwidowano jego zakład pracy. Tyle, że na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza zlikwidowano w tym kraju tysiące zakładów, chyba miliony miejsc pracy, i jakoś nie pamiętam, by łódzkie tkaczki i dziewiarki paliły w Warszawie opony, by tokarze z likwidowanych fabryk zamykali się w tychże fabrykach, by rolnicy z PGR-ów wysyłali żony do Pałacu Prezydenckiego…
Po kilkudniowym proteście górników rząd ugiął się i z tego, co słyszę, dał górnikom więcej, niż mieli dotychczas. Pozostawił stan, jaki był, dorzucając jeszcze coś na osłodę, jeśli media przesadnie nie kłamią. Czyli wszyscy będziemy się dalej zrzucać po dwieście baniek miesięcznie dla górników jedynie w imię ładu społecznego w jednej części Polski.
A propos ładu społecznego. Nie rozumiem, jak można nie wyciągnąć konsekwencji wobec ludzi, którzy w Katowicach, czy gdzieś tam zablokowali linie kolejowe. To było kilka dni temu, może kilkanaście. Oczywiście w ramach protestów przeciwko pomysłowi zlikwidowania niedochodowych kopalń. Gdybym ja wyszedł na tory i zablokował ruch pociągów, to bym się z kryminału pewnie z dziesięć lat nie wygrzebał, a tam – spoko, pociągi zatrzymano, nic się nikomu nie stało, a górnicy mieli rację. Sorry, ale na to na pewno znalazłby się paragraf. Bo protestować można, ale są jakieś granice. I moim zdaniem blokada linii kolejowych te granice przekracza. Znacząco.
200 milionów złotych miesięcznie… To niemała kwota. Zwłaszcza, kiedy weźmie się pod uwagę jakże populistyczny argument, że można byłoby z takiej kasy sfinansować niejedną tzw. niestandardową terapię dla potrzebujących dzieci. A i dla dorosłych pewnie też. I dwanaście razy więcej takich terapii w ciągu roku. Cholera – czy naprawdę musimy utrzymywać niedochodowe kopalnie??? Przecież to chory układ!
Górnicy protestują. Ale jestem dziwnie przekonany, że nie chodzi im o utrzymanie miejsc pracy jako takich. Oni po prostu wiedzą, że jeśli będą musieli się przebranżowić, to skończy się masa przywilejów, które jeszcze im zostały. Że nie będą wcześnie przechodzić na emerytury i potem dorabiać sobie również niemałą kasę. Że nie będą w innych firmach dostawali trzynastek i czternastek. A przede wszystkim tego, że pracując poza kopalnią każdy ich protest będzie znaczył nieporównywalnie mniej, niż teraz. Że potrwa 30 sekund w telewizji i może jeszcze 5 minut w dyskusjach telewidzów po emisji takiego materiału. A potem wszyscy ich zleją falami wrzącego moczu. Teraz zaś górnicy są panami – mówią o nich wszyscy. Nawet my na wortalu francuskiej motoryzacji. Sądzę jednak, że trochę się mogą przeliczyć…
W okresie największych protestów, w gorącym czasie, zanim jeszcze rząd się ugiął, słyszałem naprawdę wiele głosów przeciwko górnikom. Mnóstwo osób z różnych regionów Polski, o różnym wykształceniu, z różnych branż, w różnym wieku, wypowiadało się w tonie braku poparcia dla górniczych protestów. Ludzie, nawet jeśli sobie nie przeliczą tych 200 milionów na realną wartość, nie mają ochoty przez kolejne lata dokładać do kopalń! Czasy się zmieniły, Panowie górnicy, już nie możecie liczyć na to, że naród stanie za Wami murem. Naprawdę duża część polskiego społeczeństwa ma dość zasypywania dziury w Waszych finansach, zwłaszcza, że musi to robić do emerytury osiąganej w wieku 67 lat, a więc dużo później, niż przechodzicie na nią Wy.
Żałuję, bardzo żałuję, że rząd ugiął się pod naciskiem krótkotrwałego protestu. OK, mamy rok wyborczy, ale ciekawe, czy przeciwko obecnej ekipie nie zagłosują ci z nas, którym dotowanie górnictwa naprawdę się nie podoba. Bo zapewne nie jestem osamotniony w opinii, że te 2,3 miliarda, o jakich wspomniałem na początku, lepiej byłoby wydać na 55-60 kilometrów autostrad. W każdym roku. To przyniosłoby pewnie dużo więcej korzyści, bo nie jest niczym zaskakującym fakt, że inwestycje w infrastrukturę przynoszą wymierne efekty gospodarcze. A kto powiedział, że górnikiem trzeba być całe życie? W świecie pozakopalnianym nierzadko ludzie zmieniają wykonywany zawód i branżę kilkakrotnie. Ale górnicy, jak widać, są lepsi od nas…
Aha, Panie Przewodniczący Duda. Na szczęście nie wie Pan, gdzie mieszkam…
Krzysiek Gregorczyk
Najnowsze komentarze