Jako, że mamy w Polsce jakieś dwie i pół autostrady, to jazda nimi w weekendy letnie bywa dość męcząca. Wczorajszy dzień na nich oznaczał jazdę w stylu szarpanym. Jechałem raz 50 km/h a raz 140 km/h, pilnie wypatrując w lusterkach tych, którzy chcieli koniecznie jechać jakieś 200 i więcej. Dlaczego tak? Każdy kierowca próbuje jechać z inną prędkością. Odcinek Toruń – Warszawa autostrady A1 to była wczoraj droga przez mękę.
Pas prawy – nie ma sprawy
Na prawnym pasie autostrady wszystko jedzie wolno. Zapakowani po dach wczasowicze, zmęczeni emeryci i kierowcy ciężarówek, którzy wiozą żywność. Ta swoista mieszanina samochodów próbuje toczyć się z prędkością oscylującą wokół 80-90 kilometrów na godzinę. Jest ciasno, bo ruch samochodów dużo a tego typu droga tylko jedna. Przerwy między autami na kilka – kilkanaście metrów.
Od czasu do czasu któryś z kierowców prawego pasa próbuje wyprzedzić coś, co jedziemy 50 albo 70 zamiast owych 90 na godzinę. Świetnie, jego zbójeckie prawo. Wyskakuje wtedy na lewy pas, blokując go na kilkadziesiąt sekund i pruje ile sił do przodu, by ominąć wolniejszy pojazd. W weekendowym ruchu oznacza to, że lewy pas, który jechał jako tako ponad 100 musi zwolnić. No ale nie jeden samochód tylko kilkadziesiąt, na odcinku kilometra i więcej.
Zadowolony wyprzedzacz wraca na swój pas i znowu jedzie owe 80-90. Sznur samochodów posuwa się do przodu. Taka sytuacja powtarza się co kilka minut, więc cała przepustowość autostrady spada i to znacząco.
Lewym pasem – jestem asem
Autostrada, jak sama nazwa nie wskazuje, jest to droga szybkiego ruchu a przynajmniej w teorii ma służyć do przemieszczania się z miasteczka A do miasta B w możliwie krótkim czasie. Więc jakie cuda dzieją się w weekend na lewym pasie? Ten rym wyszedł mocno niezamierzony, ale lewy pas w weekend jest bardzo uciążliwy. Przy dużym ruchu można tu spotkać trzy typy kierowców.
Pierwszy – pan albo pani standard – zmęczony i poirytowany, ale chce w miarę szybko przejechać, więc stara się utrzymać jaką taką prędkość i jedzie w miarę równo. Patrzy nawet w lusterka i stara się, by jakoś ta jazda szła. Z tymi nie ma problemu.
Drugi – mistrz kierownicy ucieka – jazda w trybie zero jedynkowym, hamowanie co 15 sekund, chociaż koni pod maską mało, ale więcej by się chciało. To oni powodują największą szarpaninę. Jazda skokowa, wzmożona uwaga, czasem wyprzedzanie prawym, czasem lewym pasem.
Trzeci – bura super fura – wczoraj się takich naoglądałem do bólu. Mają dobre szybkie samochody, wysokie mniemanie o swoich umiejętnościach i zacięty lewy kierunkowskaz. Jechał przede mną jedne taki. Niby samochód klasy premium z Niemiec, ale awaria kierunkowskazu była ewidentna. Ciągle lewy i lewy. Tylko co z tego, skoro na lewym pasie prawie tyle samo samochodów co na prawym? Nic mu nie pomogło. Korek po horyzont i wolna jazda.
Na pasie awaryjnym odpoczywamy jak inni
Na polskiej autostradzie mamy jeszcze pobocze. I co kilka kilometrów coś na światłach awaryjnych. A to pociecha chciała siku a to trzeba przerwę na fajkę zrobić. A to samochód się zepsuł (ile to ja się wczoraj Volkswagenów, Opli czy Audi z otwartą maską na poboczu naoglądałem to temat na oddzielny felieton!). To też nie ułatwia jazdy, bo co któryś kierowca z prawego albo z lewego pasa musi zapuścić żurawia na dłużej i koniecznie sprawdzić co się tam dzieje na tym poboczu. A wtedy mimowolnie zwalnia.
Stacja jak sama nazwa wskazuje służy do stania
Zwiększony ruch weekendowy odbija się także na wszystkich trzech stacjach benzynowych, które zdołano w trudzie wielkim zbudować na odcinku walki z samochodami między Toruniem a Warszawą. Tuż za Toruniem stacja BP. Do wjazdu korek. Dobrze, że ruch w sumie dość wolny, bo auta wylewały się aż na autostradę. Przejeżdżając obok można było zaobserwować nerwowe gesty tasiemca do dystrybutorów. Ciekawe, czy starczyło benzyny.
Jakieś 50 kilometrów dalej Orlen i powtórka z rozrywki. Dobrze, że nauczyłem się już dawno nie tankować na autostradzie. Wolę napełnić bukłaki mego wierzchowca przed wjazdem, im dalej od autostrady tym lepiej. Stacji jest po prostu za mało i nawet w zwykły dzień można trafić na kilkunastominutową kolejkę. A chodzi przecież o szybką obsługę, prawda?
Postulat czyli żądanie spełnione po stu latach.
Co z tego wszystkiego wynika? Niektórzy mówią, że nie jest źle, że cieszmy się, iż autostrady mamy w ogóle. Ja nie. Wolę równać a najlepiej wyprzedzać najlepszych. Tymczasem autostrady nam się zakorkowały wcześniej, niż śniło się ludziom u władzy. Podobno w jakiejś wielkiej strategii dla rozwoju Polski któryś z tych „geniuszy” napisał, że taki poziom ruchu powinniśmy osiągnąć w 2030 roku. Naprawdę aż tak trudno się było domyśleć, że autostrady ściągną ruch z dróg lokalnych, dla niepoznaki zwanymi krajowymi? Przecież te dwie i pół autostrady, które mamy dzisiaj, to kropla w morzu potrzeb, drogi planisto centralny.
Kiedy zapytałem znajomego z instytucji państwowej o stacje na autostradzie, ten spojrzał zaskoczony i rzekł, że przecież na miejsce n stację musi być przetarg, bo ważne są wpływy do budżetu i że tak nie można od razu i w ogóle. Gdy wytłumaczyłem mu, że każdy obiekt komercyjny przy autostradzie przynosi co miesiąc worek pieniędzy w postaci podatków i danin (akcyza, VAT, dochodowy, zatrudnienie…) odpowiedział spokojnie: „Ale nie do budżetu GDDKiA”. Ręce mi opadły.
Styl szarpany to już nasza wina, kierowców. Nikt nas nie wychowa lepiej niż my sami. W Polsce przez dziesiątki lat autostrad nie było, więc zrozumiałym jest, że wielu kierowców może nie wiedzieć jak się tam jeździ. . A jak nie autostrada, to może jednak droga krajowa? Myślicie, że to złe rozwiązanie w weekend? Niekoniecznie.
Po prawie dwóch godzinach nierównej walki ze stylem szarpanym coś we mnie pękło. Skorzystałem z pierwszej nadarzającej się okazji i zmieniłem drogę z autostrady na DK92. Ilość samochodów? Kilka na kilometr. A w porównaniu do tego co się działu na autostradzie to pustynia. Chyba miałem szczęście. Jechałem z taką samą prędkością jak niedawno, ale bez ciągłego przyspieszania i hamowania, spokojnie, oszczędzając hamulce i paliwo.
Żeby nie było tak różowo, to goniłem burzę i napotykałem jej ślady. Ale jechać się dało bez porównania przyjemniej, niż na autostradzie. Bez szarpania.
Bezpiecznej jazdy!
Najnowsze komentarze