Kierowcy i właściciele samochodów powinni być troskliwie pielęgnowani przez kolejne rządy w naszym kraju. Dlaczego? Bo powinno się dbać o kurę znoszącą złote jaja. A u nas kierowcy nie dość, że takie jaja znoszą, to jeszcze rządzący robią sobie jaja z kierowców. Błędne koło?
Wszyscy z grubsza się orientujemy, iloma podatkami wzbogacają kierowcy budżet państwa. Weźmy na przykład paliwo – akcyza, VAT, podatek drogowy, cuda wianki. Kupujecie nowy samochód? Pewnie też obłożony akcyza i na pewno VATem. Używany? Też płacicie akcyzę, podatek (2%), ewentualnie VAT (jeśli kupujecie w komisie). Oczywiście kupując części zamienne również podatków nie unikacie. Branża motoryzacyjna przynosi mnóstwo kasy budżetowi. A co budżet robi dla nas?
Właśnie wyczytałem, że szykują się kary dla importerów samochodów. Zgodnie z jakąś tam ustawą obowiązującą od roku – importerzy wprowadzający na teren polski minimum 1.000 samochodów rocznie musieli zorganizować sieć odbioru i utylizacji samochodów wyeksploatowanych. Zorganizować sieć, bądź podpisać umowy z właścicielami takich zakładów. Z racji tego, że szacuje się, iż sieć (czyli takie pokrycie terenu, by odległość między takimi zakładami była nie większa, niż 50 km!) nie powstała (podany warunek odległości spełniają zakłady utylizacji na terenie… 90% powierzchni kraju!!!), to na importerów zostaną nałożone kary. Mówi się o 120 milionach złotych. Dużo? Mało? Ile by nie było – pośrednio zapłacimy za to my – kierowcy. Znowu chwalebnie zasilimy budżet. A co budżet zrobi dla nas?
Nowe drogi? Tak – kilka dni temu dowiedziałem się, że z zaplanowanej dotacji wynoszącej 50 milionów złotych, obcięto 27 milionów (a więc przeszło połowę) – na budowę obwodnicy Lublina. Może 27 milionów, to niewiele przy trzydziestokilkukilometrowej inwestycji, ale jest to – jakby nie patrzeć – kawał grosza. Dlaczego obcięto tą dotację? Przecież nie po to, by dać emerytom – im też odwołano waloryzację świadczeń. 27 milionów zostało w budżecie? A co budżet zrobi dla nas?
Owszem – remontuje się w tym kraju sporo dróg. Ale to głównie za pieniądze z Unii Europejskiej. Że co? Że do unijnej kasy trzeba włożyć, aby z niej potem wyjąć? To prawda, ale Polska nie jest płatnikiem netto – więcej czerpie ze wspólnej kasy, niż do niej dokłada. Budżet więc na tym nie cierpi. Budżet – choć nie z gumy, a mimo to wciąż naciągany – ma się całkiem dobrze. Bo jak ma się gorzej, to my zasilimy budżet kolejnym podatkiem. A co budżet zrobi dla nas?
Wciąż mówi się o autostradach – że się je buduje i budować będzie. W tym roku oddanych zostanie kilka (bodajże siedem) kilometrów tego typu dróg. Niesamowite osiągnięcie! A ja zapytam – po co nam autostrady? Może wystarczą drogi ekspresowe? Dwupasmówki. Niewiele się w gruncie rzeczy różniące (zwłaszcza pod względem szerokości) z polskimi „autostradami”. A podobno dwukrotnie tańsze w budowie. Że co? Że w takim razie zbudowalibyśmy ich w tym roku 14 kilometrów? No tak, ale 14, to jednak wciąż więcej, niż 7. Więcej dróg za te same pieniądze, jakie przekażemy do budżetu. A co budżet zrobi dla nas?
Drogowcy biadolili, że muszą utrzymywać gotowość do odśnieżania, a to są dla nich koszty. Zimy nie było długo. Przyszła. Gdzie się podziała gotowość drogowców? Niemal ich nie widuję i to zarówno na drogach krajowych, jak i miejskich. Te pierwsze zazwyczaj są po prostu rozjeżdżone przez samochody. Na tych drugich nierzadko brnie się w śniegu, wodzie, lodzie – zależnie od temperatury. W sumie świetnie – chcieliśmy zimy, to ją mamy. Tylko gdzie są ci wspaniali drogowcy w swych wspaniałych maszynach? Zapadli w sen zimowy? Czyż nie zasililiśmy budżetu wystarczająco, by drogowcy nie spali? A co w zamian budżet zrobi dla nas?
Politycy cieszą się, że gospodarka jakoś się kręci. Czyż to jednak ich zasługa? Czyż ciągłe podnoszenie realnych podatków, cen (przy niezłych kursach złotówki względem innych, kluczowych w gospodarce walut) wkrótce nie zamorduje owej gospodarki? Co z naszym zadłużeniem zagranicznym? Co z naszym zadłużeniem wewnętrznym? Co z zadłużeniem prywatnym obywateli naszego kraju? Ono też ma wpływ (czasem pozytywny) na gospodarkę. A im lepszy stan gospodarki, tym lepiej dzieje się budżetowi. A co budżet zrobi dla nas?
Budżet, tak usilnie przez nas sponsorowany, robi dla nas wiele. Oprócz spraw oczywistych, od których zresztą coraz częściej budżet centralny ucieka (służba zdrowia, szkolnictwo), budżet funduje nam mnóstwo atrakcji. Funduje nam na przykład wspaniały spektakl w teatrze cieni IPN. Zaprasza nas do Świątyni Opatrzności Bożej. Funduje pancerne BMW na wizytę papieża Benedykta (czy to był tylko pretekst, a w rzeczywistości chodziło o limuzynę dla premiera, czy innego prezydenta?) – to było wprawdzie „tylko” ok. 1,5 miliona złotych, ale czy wiecie, ile można za to kupić posiłków dla dzieci? Budżet po prostu zapewnia nam tanie państwo. Tanie dla naszych wybrańców. A my – kierowcy – zrzucamy się na to regularnie i w coraz większym stopniu. Rządowe i okołorządowe posady odbierają zdolność normalnego widzenia. A może i myślenia… Tylko nam nie wolno przestać myśleć o zasilaniu budżetu. A co budżet zrobi dla nas?
I proszę mi nie opowiadać, że my – kierowcy – nie zrzucamy się na to wszystko, co powyżej i na jeszcze więcej. Bardzo bym chciał, żeby pieniądze z podatku drogowego szły na budowę, remonty i utrzymanie dróg. Bardzo bym chciał, żeby pieniądze zdzierane z kierowców szły na potrzeby tychże kierowców. Bardzo bym chciał, żeby przestano z nas doić przy każdej okazji – przy wymianie praw jazdy (szykuje się następna związana z wprowadzeniem jednolitego unijnego wzoru), przy rejestracji pojazdów, przy każdej czynności związanej z samochodem. Bardzo bym chciał, żeby pieniądze, jakie płacimy za obowiązkowe przeglądy rejestracyjne, choć w części wpływały na jakiś fundusz związany z poprawą bezpieczeństwa na drogach. Bardzo bym chciał, żeby nie rosły ubezpieczenia OC tylko dlatego, że ktoś chce wrzucić kolejne miliony złotych do służby zdrowia, która i tak wszystko zmarnuje. Zmarnuje, bo personel medyczny wykorzysta, co dostanie, a resztę przejedzą działy administracji w szpitalach. Zapewniam Was, że robią to po prostu doskonale!
I wiecie co? Naprawdę to wszystko jest możliwe. Co więcej – wielu Polaków, w dodatku niezwiązanych ze sferami rządowymi, już korzysta z dobrodziejstw normalności. I z każdym miesiącem jest ich coraz więcej! Nie, to nie efekt powstawania IV RP. To po prostu efekt życia w normalnych krajach. A już na pewno normalniejszych, niż Polska, piękna, ale okradana na każdym kroku. A w takim wypadku trudno, żeby budżet kiedyś przestał z nas wyciągać nasze ciężko zarobione, niewielkie przecież pieniążki…
I naprawdę nie mogę nie przytoczyć jakże prawdziwej (i proroczej) wypowiedzi znienawidzonego przez wielu Jerzego Urbana – że „rząd sam się wyżywi”. To prawda i nie ma znaczenia, z której strony sceny politycznej rząd pochodzi. A my? My będziemy znosić kolejne obciążenia podatkowe, bądź parapodatkowe. Chyba, że wreszcie ktoś z tym zrobi jakiś porządek…
…czego życzę Wam i sobie samemu.
Krzysiek Gregorczyk
Najnowsze komentarze