Zdecydowanie widać było po tegorocznym IAA we Frankfurcie, że kryzys w branży motoryzacyjnej minął. Może nie bezpowrotnie, bo ekonomia nie jest nauką ścisłą, ale dziś producenci, a wraz z nimi i klienci, patrzą na motoryzacyjny świat nieco bardziej optymistycznie. Widać to było wyraźnie na stoisku francuskiej marki Citroën, która wprawdzie nie pokazała żadnego prawdziwie nowego produkcyjnego modelu, za to z radością i optymizmem przedłużyła nam wakacje. A to za sprawą koncepcyjnego modelu Cactus M.
To była zdecydowana gwiazda stoiska francuskiego producenta. Cactus M, to z pewnością jeden z najbardziej fotografowanych samochodów IAA w tym roku. Tak przynajmniej mi się wydaje. Frankfurt nabrał dzięki temu konceptowi optymistycznego wyglądu, którego nie jest w stanie dać nam żadna popularna marka wchodząca w skład koncernu VAG na przykład. Bo choć i tam, i u Citroëna funkcjonalności nie brakuje, to jest ona jednak podana na totalnie odmienne sposoby. Po francusku z radością, smakiem i lekkością, po niemiecku… sami wiecie ;-)
Frankfurt musiałem w tym roku odwiedzić. Zawalony szeregiem obowiązków zawodowych, pozawortalowych, nie mogłem polecieć do Genewy, zabrakło mi też czasu na salon w Szanghaju. Frankfurt więc wydawał mi się zwyczajnie obowiązkowy. I faktycznie – udałem się tam, a na sale ekspozycyjne wszedłem chyba jako jeden z pierwszych ;-) I od razu poszedłem do Citroëna. Cóż, pewnie dlatego, że był najbliżej wejścia, którym wszedłem do hali nr 8, ale i dlatego, że sam miałem kilka aut tej marki, czuję więc do nich pewien sentyment.
A gdy weszło się na stoisko Citroëna, od razu rzucał się w oczy Cactus M. Auto radosne, kolorowe, niebanalne, nawiązujące duchem do legendarnego Mehari, ale z dwudziestopierwszowiecznym polotem, materiałami, designem. Tak, ten samochód zdecydowanie mi się spodobał i jestem od dawna zdania, że Citroën powinien takie auto oferować klientom. W krajach Europy południowej, których rynki załamały się podczas niedawnego kryzysu najbardziej, na pewno znaleźliby się ludzie, którzy chcieliby się pocieszyć po latach posuchy. Cactus M jest im w stanie to dać. Włosi, Hiszpanie, czy Francuzi z pewnością ustawialiby się w kolejkach po takie auto! Może nawet Grecy ;-)
Cactus M może być przykryty brezentowym dachem, jeśli zdarzyłby się deszcz. Można go rozszerzyć o coś a’la namiot, można doposażyć o elementy pozwalające na aktywny wypoczynek – deski surfingowe, rolki, materace, karimaty itp. Przyda się też samochodowa lodówka pasująca do kompletu. Radosne wykończenie wnętrza w seryjnym samochodzie musiałaby zostać nieco stonowana, ale jej funkcjonalność (pochodzi praktycznie bezpośrednio z seryjnego C4 Cactusa) musi pozostać. Ale bliska pokrewność z produkcyjnym samochodem powinna sprawić, że Citroën naprawdę musi się zastanowić nad skierowaniem tego konceptu do lekkiego uładzenia i produkcji!
I nie ma co kombinować ze zmniejszaniem gamy modelowej! Wręcz przeciwnie – produkujcie jak najwięcej, zmieniajcie tylko skorupy i sprawiajcie wrażenie, że macie milion różnych aut w ofercie. Zwijanie gamy się zwyczajnie nie opłaca producentowi aut masowych!
Bo popatrzcie, jak to wygląda na naszym rynku – brak modelu C1, ograniczona oferta (silnikowa) na C5, i w efekcie gros sprzedaży „robi” kombivan Berlingo. To dobre auto, ale pozostałe Citroëny też są bardzo dobre, a sprzedaje się ich tak mało.
No właśnie – C1. To praktycznie najmniejsze auto zaprezentowane przez Citroëna na salonie we Frankfurcie. Pokazano dwa egzemplarze. Zgrabne autka, które z polskiego rynku po kilku miesiącach sprzedaży praktycznie wycofano. A szkoda. W tym segmencie nie każdy szuka prostych pudełek w niemałej cenie. Jak ktoś już wydaje trzydzieści kilka, czy czterdzieści tysięcy na autko segmentu A, to niech chociaż cieszy się jego wyglądem. I tu C1 spisywało się znakomicie. Do tego nieźle jeździło. Uważam, że brak tego samochodu w polskiej ofercie, to jednak błąd. Zdecydowanie ubarwiałby on polskie drogi. W efekcie z tego, co produkuje spółka joint venture TPCA w Kolinie, w Polsce oferowana jest jedynie Toyota Aygo, która – moim zdaniem – dobrze wygląda jedynie na zdjęciach, a na żywo dużo traci. Idealnie prezentuje się C1, zaś również nieoferowany w Polsce Peugeot 108, to propozycja dla ludzi, którzy wyróżniać chcą się nie tyle wyglądem karoserii, co personalizacją jej wykończenia.
Drugim niewielkim samochodem pokazanym przez Citroëna we Frankfurcie był model C-Zero. Fajne, elektryczne autko, które u nas nie ma szans bez dopłat rządowych, a na te liczyć nie możemy. Raz, że górnicy zaczną protestować, że dotuje się samochody, a nie ich, dwa – rząd w tym kraju nie bardzo coś daje (bez względu na to, jakie ugrupowania go tworzą), za to chętnie zabiera ;-) Ten potencjalny nowy też jedyne, co nam da, to radę. A my nie potrzebujemy rad, potrzebujemy sensownie rządzących ludzi ;-)
Ale dajmy spokój polityce. C-Zero jest przy tym trochę mało funkcjonalny. I w dodatku Citroën sprawia wrażenie, jakby sam nie wiedział, czy powinien to autko oferować, czy dać sobie z tym spokój.
Lepiej wygląda kwestia C3. Auto segmentu B z szewronami na masce pokazano oczywiście we Frankfurcie. To zgrabny samochód, funkcjonalny, całkiem przestronny, jak na swoją klasę, do tego dobrze wygląda, ale ma już parę lat i przydałby się chyba następca, może nawet nieco bardziej agresywny z wyglądu.
Pokazano też auto niemłode, ale wciąż wyglądające świetnie – C3 Picasso. To samochód bardzo funkcjonalny, świetnie spisujący się nawet w roli auta rodzinnego, o znakomitej stylistyce – warto się zastanowić nad jego zakupem.
Większe, kompaktowe modele, prezentowały były przez rodzinę C4 – pięciodrzwiowego hatchbacka C4, crossovera C4 Cactusa, kompaktowego SUV-a C4 Aircross (również wycofany z polskiego rynku) oraz dwa minivany – C4 Picasso i Grand C4 Picasso. I tak właśnie należy postępować – na bazie dwóch, a w zasadzie nawet trzech platform (załóżmy, że jedna jest przejściowa) tworzy się kilka aut o jakże odmiennym charakterze. Tu klient po prostu musi znaleźć coś dla siebie i problemem marketingowców i sprzedawców jest to, jak przekonać klienta do tego, czego on potrzebuje. Ale gama produktowa nie może ograniczać wyboru! Człowieku, chcesz C4? OK, masz, wybierz sobie – klasycznego hatchbacka, odjechanego Cactusa, modnego SUV-o-crossovera, czy funkcjonalnego minivana w dwóch wersjach rozmiarowych! To musi działać!
Wszystkie te auta pokazano na salonie Frankfurt’2015. Był zwykły, klasyczny C4, były C4 Cactusy, w tym jeden w nowym kolorze w gamie, był C4 Aircross, który cieszył się sporym zainteresowaniem, choć to już żadna nowość, były wreszcie obie wersje C4 Picasso. I choć wszystkie one są praktycznie weteranami rynku, może poza „Pikusiami”, to jednak sporo ludzi je oglądało. To naprawdę jest sposób na łatwe poszerzenie gamy tak, by każdy klient znalazł coś dla siebie. A gdy jeszcze ujednolici się platformę wszystkich (poza C4 Cactusem oczywiście) do jednaj modułowej EMP2, to już naprawdę można wydziwiać i tworzyć dużo z niewielkiej liczby klocków.
Zastanawiałem się oglądając we Frankfurcie Citroëna C5, czy to już pożegnanie z tym modelem. Mam nadzieję, że nie. To ostatni tak komfortowy samochód tego segmentu na świecie. Do tego świetnie wyposażony, znakomicie wyglądający i bardzo dobrze wykończony. Liczę, że C5 będzie miał godnego następcę i wciąż naiwnie wierzę w to, że hydropneumatyka pozostanie standardem w Citroënach segmentu D.
Frankfurt, to stolica europejskiej finansjery, więc bezpośredniego przełożenia na sport to nie ma, ale na stoisku Citroëna nie mogło zabraknąć auta wyczynowego. Tym razem nie było to auto WRC, bo to powoli przejmuje marka DS, ale boję się, czy po latach świetności PSA nie ukręci łba rajdom w światowym czempionacie i nie skupi się na wyścigach. Z dwóch powodów – po pierwsze znakomicie radzi sobie w serii WTCC, a poza tym wchodzi w Formułę E wraz z zespołem Virgin, ale o tym w odrębnej relacji.
We Frankfurcie Citroën pokazał nie tylko model C-Elysee WTCC z nazwiskami swoich czterech kierowców startujących w tym cyklu (wszyscy czterej zajmują pierwsze miejsca w klasyfikacji sezonu), ale i samych kierowców. Jose-Maria Lopez, Yvan Muller, Sebastien Loeb i Ma Qing Hua pojawili się podczas konferencji prasowej, a po niej udzielali wywiadów. Obok C-Elysee WTCC postawiono też dwa symulatory jazdy i cieszyły się one sporym powodzeniem nawet podczas dni prasowych, więc co się musi dziać, gdy teraz mogą się w halach targowych pojawić normalni ludzie? ;-)
Duże zainteresowanie wzbudzał też koncepcyjny Citroën Aircross. Frankfurt był bodajże drugim salonem, po tegorocznym Szanghaju, na jakim pokazano to auto. I powiem Wam w tajemnicy, że jest duża szansa na wprowadzenie go do produkcji! Oczywiście zostanie pozbawiony niektórych elementów przynależnych konceptowi, ale już wkrótce Citroën powinien w Europie zaoferować pierwszego tego typu SUV-a. A musicie wiedzieć, że to samochód naprawdę duży! Nie spodziewałem się, że aż tak! Ten samochód miałby spore szanse na sukces sprzedażowy, gdyby rzeczywiście trafił do salonów. Tylko niech Citroën nie czeka z jego wprowadzeniem do oferty przez pięć lat – to trzeba zacząć sprzedawać jak najszybciej!
Frankfurt w tym roku nie przyniósł więc nowości modelowych Citroëna, ale zaowocował dwoma naprawdę fajnymi konceptami, które, moim zdaniem, marka powinna jak najszybciej wdrożyć do seryjnej produkcji. Bo bez radykalnego odnowienia gamy modelowej, a także jej poszerzenia (wbrew zapowiedziom płynącym z kierownictwa wysokiego szczebla), ta zasłużona dla motoryzacji firma będzie się coraz bardziej zapadać w rynkową niszę. A na to pozwolić nie można!!!
Krzysztof Gregorczyk
Najnowsze komentarze