Trzydziestoletni Peugeot 504, wyprodukowany w Australii, w fabryce Renault, który przejechał milion kilometrów. I jeździ dalej. Przejechał trasę z Australii do Wielkiej Brytanii na kołach, wyjąwszy krótką przerwę na transport morski. W zeszłym roku w podróż po Francji ruszyła nim córka właściciela, zabierając na wyprawę swoją trzyletnią córkę. Zaciekawiłem Was? I słusznie, bo historia tego samochodu obfituje w niezwykłe wydarzenia.
Peugeot z fabryki Renault w… Australii
Zacznijmy od samego początku, czyli jak Peugeot 504 znalazł się w Australii. A właściwie jak się tam urodził w bardzo nietypowym miejscu. Była to bowiem fabryka Renault w Melbourne, która produkowała wtedy Peugeoty na mocy specjalnego porozumienia pomiędzy koncernem Peugeot a francuskim rządem. Pod maskę Peugeota trafiła sprawdzona jednostka 2,3 GLD, zasilana ropą. Napęd przenosiła 4 biegowa skrzynia. Trzech pierwszych właścicieli, w ciągu 9 lat, przejechało tym samochodem łącznie 300 tysięcy mil. Wtedy kupił go rolnik, Graham Smith, pochodzący z Irlandii a prowadzący farmę w Australii. W latach 1988 – 1996 samochód podróżował cały czas po najgorszych drogach regionu Queensland. Drogi, a właściwie coś co przypomina drogi, tam oczywiście są. Ale pełne luźnych kamieni a największym utrapieniem poruszania się tam jest czerwony miałki pył, który dostaje się wszędzie i osadza gdzie się da. Bardzo trudno go usunąć, o czym przekonaliśmy się sami, podróżując francuskim samochodem po zachodniej Australii. Wiele lat pięćsetczwórkę używała córka Smitha, nauczyciel, dojeżdżająca nim w temperaturach przekraczających 40 stopni Celsjusza, w odległe regiony Australii. Czasami podróż przekraczała 1000 mil. Bez telefonu, bez nawigacji. Wiara w niezawodność auta była niezachwiana. A Peugeot odwdzięczał się bezproblemową eksploatacją. Później jeździł mim jeszcze mąż pani nauczycielki. Dorobił na liczniku kolejne kilometry. Przekroczył on wtedy 880 tysięcy kilometrów.
Z Australii do Irlandii… samochodem
Czemu ci ludzie jeździli starym autem, które przejechało i przeżyło tak wiele w Australii? Odpowiedź jest bardzo prosta. Peugeot 504 zyskał reputację niezawodnego i odpornego na trudne warunki samochodu. Używane auta były hurtowo odkupywane z rynku wtórnego przez handlarzy i eksportowane do Afryki. A tam służyły za samochody do wszystkiego. I jeżdżą do dzisiaj, jak widać na załączonym obrazku :)
Wróćmy jednak do bohatera naszej opowieści. W 1997 roku Graham Smith postanowił… wrócić do Irlandii. Nie wiemy czy miał dość australijskich upałów czy po prostu stęsknił się za domem, ale decyzja została podjęta. Jak najlepiej dotrzeć z Australii do Irlandii? Oczywiście… samochodem. Peugeot przeszedł przegląd, został zapakowany w kontener i ruszył w podróż morską do Bombaju. Stamtąd, już na kołach, pojechał na zachód. Między innymi przez… Tybet. W Pakistanie został namówiony do kupna Kałasznikowa, bo to miało ułatwić mu przejazd przez ten kraj. Podróż przez Iran zajęła mu aż tydzień – z powodu problemów z biurokracją. Nikt nie chciał wierzyć, że samochód jedzie z Australii do Irlandii. Jedynym plusem przejazdu przez ten kraj był niski koszt ropy. 50 centów za cały zbiornik. Można pożyć, prawda? Potem jeszcze Turcja, Grecja, Włochy, Francja i prom przez kanał La Manche. Graham miał fantazję!
Klub Peugeot kupuje 504
W tym momencie w całej historii pojawia się Keith Herbert. Był on sekretarzem klubu Peugeot w Anglii. Przekonał Smitha, że jego Peugeot 504 znajdzie doskonały nowy dom w klubie. Herbert był od wielu lat wielkim miłośnikiem francuskich samochodów i miał już w swojej kolekcji kilka aut z lwem na masce, w tym Peugeot 304, 504 i 604. Zresztą pierwszym jego Peugeotem był właśnie model 504. Kupił go, gdy urodziła się mu córka. Lew zastąpił mu Daimlera Sovereign, czyli Jaguara ze znaczkiem Daimlera. Czy przesiadka z luksusowego samochodu była jakimś problemem? Nie, Herbertowi tak spodobał się komfort jazdy i płynna zmiana biegów, że nie zastanawiał się długo. Sovereign poszedł w odstawkę. I tak zaczęła się jego miłość do Peugeotów.
Herbert przejechał 30-letnim Peugeotem, który stał się członkiem rodziny i zyskał imię Clancy, ponad 60 tysięcy mil. Właśnie wtedy na liczniku pojawiła się magiczna liczba, 1 milion kilometrów. Gdy zachorował na stwardnienie rozsiane a wkrótce potem na raka prostaty, nie mógł już jeździć autem i planował nawet sprzedać swoją kolekcję. Ale to wcale nie koniec opowieści. Do akcji wkroczyła bowiem jego córka.
Autem z milionem kilometrów na liczniku na długą wyprawę. Z 3-letnią córką
Teraz w naszej opowieści pojawia się Emma Herbert, córka właściciela. Emma, samotna matka wychowująca wtedy 3-letnią córeczkę, postanowiła zabrać Peugeota 504 na wyprawę po Francji. Nie byle jaką wyprawę, tylko w prawdziwą podróż, trwającą ponad miesiąc. 5 tysięcy kilometrów, 30 letnim samochodem, z papierowymi mapami i małą córeczką, domagającą się nieustająco zabawy. Niezłe wyzwanie, prawda? Cele tego wyjazdu były dwa. Szlachetny – zebranie funduszy dla fundacji zajmującej się walką ze stwardnieniem rozsianym i osobisty, kontynuacja dzieła jej ojca. Jednak niedaleko pada jabłko od jabłoni. Trasa podróży wiodła wyłącznie bocznymi drogami, poprzez uroczą francuską prowincję.
Przed wyjazdem Peugeot przeszedł kompletny serwis, został wyposażony w nowe opony Michelin, a w bagażniku spoczywał zestaw podstawowych narzędzi – na wszelki wypadek. W głowie historia Clancy. Milion kilometrów na liczniku i ogromna dawka przygody, to wszystko rozbudzało wyobraźnię Emma, która nie wahała się ani chwili i ruszyła w tą podróż. A ta okazała się… trudna. Samo planowanie przy użyciu map zajmowało wiele wiele godzin dziennie. Późniejsza jazda również nastręczyła trudności, w szczególności w nawigowaniu po zawiłym labiryncie francuskich prowincjonalnych dróg. Emma korzystała wyłącznie z map drukowanych. Całkowite zaplanowanie podróży zajęło 6 miesięcy.
Warto Wam również przedstawić Lolę, córkę Emmy. Dziewczynka wychowywała się w Nowej Zelandii i w Australii, gdzie jej mama pracowała w różnych firmach, w tym w Air New Zealand. Dzięki częstym zmianom miejsc polubiła podróżowanie a dziadek zaszczepił jej miłość do samochodów. Teraz miały razem przeżyć Wielką Przygodę. I być ciągle razem. Jednak jazda z tak mały dzieckiem może nastręczać wiele wyzwań. Potwierdzić to może każdy rodzic.
Clancy jedziecie do Francji
W efekcie tego wyjazdu w połowie zeszłego roku powstała ciekawa, chociaż niewydana niestety w Polsce książka „Clancy jedzie do Francji. Matka i córka oraz 3000 mil niezwykłej podróży”. Link do angielskiej wersji znajdziecie na końcu artykułu. A co w środku? Sporo tu notatek i spostrzeżeń z podróży, dużo o relacjach matki i małej córki, opisy wątpliwości i rozterek podróżnych. Dużo radości, dużo zachwytu. I całkiem sporo o samochodzie.
W jednym z rozdziałów autorka pisze o tym, jak śmieszne wydają się jej niektóre testy współczesnych samochodów, gdy porównuje je z historią swojego Peugeota 504. Milion kilometrów po najtrudniejszych drogach daje odpowiednią perspektywę. Ten samochód wydaje się móc przetrwać wieczność.
Naszą opowieść zakończmy jednym ze zdań z książki: „Życie powinno polegać na wspólnych doświadczeniach i uznawaniu ich, nie tylko na radości ze wspólnego czasu ale także tworzenia tego czasu razem”.
Jeśli chcielibyście przeczytać książkę „Clancy Goes to France” (przynajmniej na razie dostępną wyłącznie w języku angielskim), kliknijcie tutaj.
Blog o podróży po Francji znajdziecie w tym miejscu. Zachęcamy też do polubienia strony Emmy na Facebooku.
Podsumowanie podróży po Francji
Peugeot 504 2.3 GLD
LP |
Nazwa |
Wartość |
---|---|---|
1. |
Średnie spalanie |
6,6 l/100 km |
2. |
Przejechany dystans |
4308 km |
Zdjęcia pochodzą z bloga Emmy Herbert.
Najnowsze komentarze