Nie, nie będę tu uprawiał agitacji politycznej ;-) Już raczej antypolityczną. Wszak wkrótce wybory i wypadałoby może przewietrzyć trochę Wiejską, bo najwyraźniej niektórzy wynajmujący tam miejsce parlamentarzyści chcą uzyskać użytkowanie wieczyste swoich miejsc przez zasiedzenie. A gdy się za długo siedzi w jednym miejscu, to traci się ostrość widzenia. A może nawet w ogóle wzrok i stąd to pieprzenie trzy po trzy w mediach, stąd ta demagogia.
Nie będę się opowiadał za żadną z partii, ale siłą rzeczy dopasujecie z poniższego tekstu co nieco do przynajmniej jednej siły politycznej, choćby po tytule.
Mieszkam w regionie, który generalnie głosuje na partię twierdzącą, iż Polska jest w ruinie. W tej kwestii się trochę nie dziwię – wszak na tzw. ścianie wschodniej rzeczywiście momentami widać, jakby świat się zatrzymał gdzieś z paręnaście lat temu, a nawet parędziesiąt. Ale to wina nie tylko władz centralnych – także lokalnych, a również samych ludzi. Nikt nam przecież nic nie da za darmo. Chcieliśmy kapitalizmu, to go uprawiajmy, a nie oczekujmy socjalistycznej pomocy nie wiadomo skąd. Socjalistycznej, nie komunistycznej, bo komunizmu – wbrew słowom pewnej aktorki – w Polsce nigdy nie było. Były jedynie próby budowy socjalizmu. Ustroju złego, żeby była jasna.
Jednak ja tu nie chciałem o ustrojach. Nawet u nas, na ścianie wschodniej, widać pewne zmiany. Na przykład powstała północna obwodnica Lublina, która wraz ze sporym fragmentem drogi ekspresowej S17 zmieniła dość znacząco układ komunikacyjny w okolicach największego polskiego miasta po tej stronie Wisły. Nie, korki w samym Lublinie nie zniknęły, ale jadąc tranzytem nie ma już potrzeby wjeżdżania do miasta.
Buduje się też pierwszy odcinek lubelskiej części S19, czyli zachodniej obwodnicy Lublina w stronę Rzeszowa. Pewnie za parę lat uda się połączyć te dwa miasta, żeby elektorat partii mówiącej o ruinie naszego kraju mógł się łatwiej przemieszczać. Ciekawe, czy dalej będzie to ruina. Może tak – czasem polskie drogi zaraz po oddaniu do użytkowania potrafią niemile zaskoczyć.
Jeżdżę dość często kawałkiem drogi ekspresowej będącej fragmentem dwupasmowej drogi łączącej Radom z Warszawą. Też fajnie, choć za dużo tam ekranów dźwiękochłonnych, które nie pozwalają zobaczyć, czy Polska faktycznie jest w ruinie, czy może nie jest tak źle. Zresztą przy wspomnianej S17 tych ekranów też nie brakuje, niestety.
Buduje się też, bądź remontuje, drogi lokalne. Na przykład drogę wojewódzką 747 wiodącą od drogi krajowej nr 19 pod Lublinem przez okolice Bełżyc, Opola Lubelskiego, aż do Lipska za Wisłą. Nie jest jeszcze chyba gotowy most nad największą polską rzeką, ale prace przy nim, o ile wiem, trwają. Pojawi się więc wkrótce bardzo potrzebna stała przeprawa przez Wisłę, jedyna między Annopolem i Puławami.
I tak jest w całej Polsce. Budowy, remonty – jeśli chodzi o drogi, to trochę się dzieje. Owszem – chcielibyśmy dużo więcej, bo potrzeby są ogromne, zwłaszcza w przypadku dróg lokalnych, po których przecież wielu z nas porusza się najczęściej, każdego dnia praktycznie. Jestem też zdania, że drogi w Polsce buduje się zaskakująco drogo. Wiele krajów w Europie robi to taniej, a jeśli buduje za podobne pieniądze, jak my, to z reguły otrzymuje produkt wyższej kategorii. Ale to nie dla mnie problem – są prokuratury i inne organa mające pilnować tego, jak wydaje się publiczne pieniądze ;-)
A teraz wróćmy do parlamentarzystów, nie tylko do tych, którzy twierdzą, że Polska jest w ruinie. Ale głównie do tych. Wielu posłów otrzymuje z Kancelarii Sejmu, czy kto im tam te środki przekazuje (od nas zresztą), ogromne pieniądze w związku z kosztami podróży po kraju. Idą na to tysiące złotych miesięcznie w przypadku niektórych osób. Przy czym nie wymaga się od owych parlamentarzystów ani potwierdzania tych wydatków np. w postaci faktur, czy choćby ewidencji przebiegu, ani nawet posiadania samochodu, czy prawa jazdy! To jest pole do potencjalnych nadużyć! A skoro pewna grupa naszych przedstawicieli zasiadająca w Sejmie tak dużo podróżuje, to nie wierzę, że podczas wszystkich tych przejazdów skupia się na studiowaniu dokumentów i nie widzi, jak wygląda kraj. Niech więc ci, którzy dużo podróżują, nie pierdaczą głupot, że Polska jest w ruinie. Owszem, sporo nam brakuje do niektórych krajów zachodnich, ale też ruiną nasz kraj trudno nazwać i pozostać przy tym w okolicach prawdy.
Tak, zgoda – ruiny znaczą miejsca, które za socjalizmu były zakładami przemysłowymi, jak słynne byłe zakłady w Nowej Soli. Ale po pierwsze zakład ten nie przestał istnieć za czasów obecnego rządu (jeśli się mylę, a się nie mylę, proszę o sprostowanie). Po drugie – to normalne nawet w kapitalistycznych od wielu lat krajach, że w pewnym momencie zakład produkcyjny staje się niepotrzebny, więc się go zostawia. Wybierzcie się do Stanów, w które to tak wielu Polaków jest zapatrzonych bezkrytycznie – zobaczycie tam masę takich przykładów. I po trzecie – trudno obarczać jakikolwiek rząd winą za upadek zakładu, którym nie rząd kieruje, bo przecież każda fabryka ma jakichś dyrektorów, prezesów, kierowników, management mówiąc ogólnie. Bez względu na formę własności. I owszem – rząd, poprzez durną politykę może „uwalić” nawet całe branże, ale trudno mi uwierzyć, by aktualna koalicja za wszelką cenę chciała zniszczyć fabrykę nici syntetycznych w Nowej Soli.
Do ruiny można doprowadzić wszystko i to dość szybko, jeśli nie ma się pojęcia o tym, co się robi. W efekcie durne prawo, jakim raczą nas parlamentarzyści niemal na każdym kroku. Niewiele jest naprawdę sensownych, ułatwiających życie ustaw. Wcale nierzadko zanim konkretna ustawa wejdzie wżycie trzeba ją nowelizować, bo ktoś czegoś nie dopatrzył, czegoś nie przewidział, a może nie zapisał czegoś, bo tak komuś było wygodniej, a reszta to „klepnęła”, bo nie uważała, nie czytała, była w toalecie, albo zwyczajnie się na tym temacie nie zna!
Stąd jestem zdania, że kadencja parlamentarna powinna być ograniczona w czasie. Dwie kadencje, to maks – potem parlamentarzysta do reszty traci kontakt z rzeczywistością. Sejm i Senat trzeba przewietrzyć. Powinno się też znacząco ograniczyć parlamentarzystom immunitet. Czemu normalny człowiek ma tracić prawko po przekroczeniu prędkości, płacić mandat, czy generalnie podlegać przepisom ruchu drogowego, a poseł nie? Czy podpity parlamentarzysta nie spowoduje wypadku? Czy jego przekroczenie prędkości jest inne? Czy łamiąc przepisy nie jest równie niebezpieczny, jak przeciętny kierowca bez immunitetu? Instytucja immunitetu nie powstała po to, by chronić wybrańców przed przestrzeganiem prawa o ruchu drogowym!
Nie jestem fanem aktualnej koalicji, ale obiektywnie muszę przyznać, że nie rozpieprzyła Polski tak, jak to opisuje jej główna partia opozycyjna. W trudnych warunkach kryzysu gospodarczego udało się im przeprowadzić nasz kraj w miarę spokojnie. Wiele wskaźników gospodarczych ma się całkiem przyzwoicie. Ale to nie znaczy, że zmiany by się nie przydały. Mogłyby być nawet wskazane. Ale niech nie będą zbyt radykalne. I niech się obecna ekipa nie ugina przed populistycznymi żądaniami. Niech nie ulega naciskom określonych grup. Niech nie próbuje się przypodobać wyborcom, bo na przykład projekt ustawy „o frankowiczach” jest napisany totalnie „z czapy” i jeśli przejdzie w takiej postaci, to będzie naprawdę źle. Na dobrą sprawę powinno się go całkiem wyrzucić do kosza. Ale to temat na inny artykuł, niekoniecznie na łamach Francuskie.pl.
Nie dajmy się więc zwariować – Polska może nie kwitnie, ale też w żadnym wypadku nie nadaje się li tylko do zaorania. Jest wiele do zrobienia, ale trzeba to zrobić mądrze. Zaczynając od ograniczenia praw parlamentarzystów, od wprowadzenia jakiejś kontroli nad ich wydatkami (bo to my za to wszystko płacimy), choćby od wypytania, jak wyglądają drogi na trasie ich licznych podróży samochodowych. A wtedy może się okazać, że Polska nie jest w takiej ruinie, jak niektórzy z wybrańców narodu t przedstawiają. A wtedy wybierzmy na ich miejsce takich, co podróżują mniej, ale czynią to faktycznie. I wiedzą, czego potrzeba normalnym ludziom.
Krzysiek Gregorczyk
Najnowsze komentarze