Dawno nie kopałem Volkswagena. Nie żartowałem sobie z niego tak mocniej, na tyle, by poświęcić mu oddzielny tekst. Ale ostatnimi czasy miałem okazję trafić na pewną reklamę telewizyjną, która nasunęła mi pewien pomysł na ugryzienie niemieckiej marki, a przedwczoraj jeszcze obejrzałem film z testów Polo WRC i pomyślałem, że sami się podkładają, a okazja mnie znalazła sama, jak przygoda znienacka pojawia się u bohaterów książek Zbigniewa Nienackiego ;-)
No to dajmy dwa kopniaczki delikatne, które będą malutkim ciężarkiem, żeby lekko przechylić szalę, chociaż trudno będzię zrównoważyć masę (zapłaconych?) zachwytów nad Volkswagenem w innych mediach.
Kopniaczek I
Nie dalej, jak dwa dni temu przeglądając portal poświęcony sportom motorowym, który zresztą bardzo cenię, natrafiłem na film z testów Volkswagena Polo WRC. Zaciekawiła mnie tam pewna notatka o tym, że Andreas Mikkelsen, kierowca rzeczywiście utalentowany, zderzył się podczas testów z jeleniem. O ile dobrze zauważyłem na filmie, zwierzę ucierpiało mocniej, niż samochód, zapewne zeszło z tego łez padołu. Cóż – zdarza się. Moją uwagę zwrócił jednak inny fakt. Zanim zdradzę, co mam na myśli, poproszę Was, byście też obejrzeli ten film.
Zwróćcie, proszę, uwagę na przykład na czterdziestą sekundę filmu. Polo wjeżdża na odcinek drogi strzeżony znakiem „zakaz ruchu wszelkich pojazdów”, który w Niemczech, gdzie odbywały się testy, ma znaczenie podobne, jak u nas, jak sądzę ;-) To kolejny dowód na to, że kierowcy Volkswagenów mają w głębokim poważaniu przepisy ruchu drogowego…
No dobrze – z pewnością zespół uzyskał stosowne zezwolenia i jeździł tam w pełni legalnie, ale czemu miałbym Volkswagena nie ugryźć? ;-)
Kopniaczek II
Z pewnością obiło Wam się o uszy, bo takich przypadków było kilka w ostatnim czasie, jak to ludzie zostawiają dzieci w samochodach. Zwłaszcza w czasie upałów jest to szalenie niebezpieczne, bo wnętrze samochodu nagrzewa się bardzo szybko, więc o zagrożenie zdrowia, a nawet życia osoby w aucie pozostawionej nietrudno. Zwłaszcza, gdy chodzi o dziecko.
No i znowu Volkswagen sam siebie kopie, a ja to wyłapałem, bo ich nie lubię ;-) W reklamie, którą nietrudno znaleźć w telewizji, widzimy takie scenki:
Tu mnie zastanowiły dwie kwestie. Pierwsza, to całkowite, jak się zdaje, zapomnienie o dzieciach siedzących na kanapie w reklamowanym Volkswagenie. Rodzice pochłonięci sobą mają ochotę dać sobie buziaczka i wtedy okazuje się, że z tyłu siedzą latorośle. Nie widać zaś tych dzieciaczków, jak wsiadały z rodzicami do samochodu, co może rodzić podejrzenie, że wcześniej je w tymże aucie pozostawiono. I to chyba na długie godziny. Czy nie było im gorąco nie wiem, ale są w dobrym stanie zdrowia, choć mocno, bardzo mocno zdegustowane.
I to jest właśnie kwestia druga… Czym są zdegustowane? Chwilą – niedoszłą – czułości rodziców, czy samym Volkswagenem Golfem Sportsvanem? Wydawane odgłosy tego nie wyjaśniają, a tylko wrodzone poczucie humoru każe mi sądzić, że samochodem ;-) Co mnie zresztą nie dziwi ;-)
Tak, czy inaczej – Volkswagen nie jest samochodem dla mnie. Staram się nie łamać przepisów drogowych, wszystkich, także tak oczywistych, jak zakaz wjazdu. Nie zostawiam dzieci w samochodzie, nie zapominam o nich, a one odwdzięczają mi się tym, że nie okazują zdegustowania ani samochodami, którymi je wożę, ani moim zachowaniem z kobietami, jakie z nami podróżują ;-)
Tak więc jeśli ktoś mi zaproponuje Volkswagena, to grzecznie, acz stanowczo odpowiem „Nie, dziękuję”. Po prostu Volkswagen, to samochód nie dla mnie.
KG
Najnowsze komentarze