Pytam ostatnio znajomego, który jeździ pewną niemiecką marką, jak mu się jeździ. O stary, super bryka, wiesz co masz. Taki slogan reklamowy w skrócie. Ale ja nie odpuściłem, jako osoba uparta i dociekliwa, drążyć począłem. No i nagle się okazało, że ten super i wspaniały samochód jest drogi w utrzymaniu, psuje się z miłą sercu właściciela regularnością – raz na pół roku w serwisie musi być – no i jest trochę ciasny oraz odczuwać w nim mocno dziury należy. W oczach właściciela to nie są wcale wady. Porządek musi być – mówi dumny i jedzie odprowadzić samochód na naprawę wtryskiwaczy. A samochód ma 2 lata.
Gdy ludzie pytają się czemu wybrałem samochód francuski, nie da się im odpowiedzieć jednym zdaniem. O zakupie decyduje tak wiele czynników, że można o tym mówić godzinami. Spróbujmy poznać najważniejsze powody zakupu: piękno, komfort i wyróżnianie się z tłumu podobnych aut. Piękno jest czynnikiem subiektywnym, jednej osobie samochód może się podobać, drugiej nie. Jednak wiele z francuskich samochodów ma w sobie to coś, co powoduje, że już sam wygląd sugeruje ich zakup. Dotyczy to zarówno nadwozia, jak i wnętrza. Nie bez powodu pisze się, że niemieckie czy japońskie samochody są szare i smutne w środku. To jest prawda. Oczywiście PR tych firm działa i próbuje tą szarość i smutek nazywać ergonomią. Jakże często można znaleźć w prasie motoryzacyjnej stwierdzenie „ergonomia wnętrza bez zarzutu – wszystko można znaleźć pod ręką”. Slogan, pusty slogan, ale ludzie w to wierzą. Bo gdzie łatwiej znaleźć np. sygnał klaksonu – we francuskim samochodzie który ma przełącznik zawsze w tym samym miejscu, czy może w niemieckim, gdzie przełącznik jeździ z całą kierownicą w tą i z powrotem? Ot i taka ergonomia. Francuskie auta mają w sobie odrobinę finezji i elegancji. Poza tym są oryginalne. Mój ulubiony samochód – Citroen XM z wczesnych roczników, posiada piękną i oryginalną deskę rozdzielczą. Podobnej klasy samochody japońskie czy niemieckie mogą tylko pomarzyć o takich rozwiązaniach, oferując toporne (ale jakże „ergonomiczne” wnętrze).
Komfort, to ważne, bardzo ważne przynajmniej dla mnie. I znowu, specjaliści od oczerniania konkurencji próbują znaleźć jakąś przeciwwagę dla komfortu aut francuskich. Posiłkują się stwierdzeniem „miękkie zawieszenie”. Ta oczywista bzdura, wmawiana przeciętnym użytkownikom, powoduje, że ta powtarzana opinia stała się kolejną ludową legendą. A co to znaczy miękkie? I czy aby naprawdę tak jest? Otóż dokładnie odwrotnie, zawieszenie w samochodach francuskich – na czele ze wspaniałym citroenowym hydropneumatycznym – zachowuje się tak jak powinno. Przecież chyba nikt nie jest masochistą i nie chce, żeby jego samochód się trząsł na dziurach i pozbawiał resztki przyjemności z jazdy kierowcę. Tymczasem posiadacze innych marek są dumni z ich twardości. Twarde zawieszenie, pozwala czuć samochód w czasie jazdy. A ja to traktuje raczej jako za twarde zawieszenie, które kompletnie nie nadaje się na nasze polskie warunki. Nie dziwi potem duża frekwencja w poradniach które leczą z bólu kręgosłupa. Jak bym miał taki trzęsący się samochód rodem z niemieckiej fabryki, to też bym od razu się zapisał. I do to dobrej kliniki.
Samochodami francuskimi porusza się w Polsce stosunkowo mało osób. Udział w rynku nowych aut oceniany jest na kilkanaście procent. I to jest chyba trzeci powód, dla którego mam auto francuskie. Nie najważniejszy, ale istotny. Anglicy mówią „last but not least”. Chcę jeździć czymś, co mnie wyróżnia. Taka odrobina ekstrawagancji.
A już jadąc tym samochodem, można ze spokojem patrzeć na innych użytkowników dróg. Może i wiedzą co mają, ale z całą pewnością nie wiedzą co mogliby mieć. A tym bardziej jak wiele stracili.
Grzegorz Janicki
Najnowsze komentarze