Używany samochód jest staje się coraz trudniej dostępny dla przeciętnego nabywcy. Ceny poszły bardzo mocno do góry i nikt nie widzi na razie końca tego szaleństwa. Dwudziestoletni Citroën Berlingo sprzedawany jest dzisiaj nawet za 10 tysięcy złotych.
Postanowiliśmy zajrzeć do ogłoszeń z używanymi samochodami, żeby sprawdzić, jak wyglądają ceny. Nie wygląda to dobrze, bo kwoty, które sprzedawcy żądają za niektóre auta rosną niekiedy nawet co tydzień – dwa.
Przykładowo Citroën Berlingo z roku 2002, a więc dwudziestoletnie auto, z silnikiem benzynowym o pojemności 1.4 litra i przebiegiem 230 tysięcy kilometrów, wystawiony jest za blisko dziesięć tysięcy a skłonność sprzedającego do negocjacji jest raczej niewielka. I nie mówimy tu o żadnym specjalnym egzemplarzu, nie ma ciekawej historii – nic. Ot, po prostu taki osiołek do pracy i na dojazdy.
W przypadku Peugeota wcale nie jest lepiej. Podobny do Berlingo Peugeot Partner 1.6 benzyna z niedużo mniejszym przebiegiem, rocznik ten sam, ceni się na 11.900 zł. Jakaś możliwość zejścia z ceny? Niekoniecznie.
A jak to wygląda w przypadku Renault? Kangoo z przebiegiem 200 tysiecy ale w wersji 4×4 również 9.900 zł, jakby się umówili. Ale co tam Kangoo, rekordzistą wydaje się Clio 1.2 LPG z 2002 roku, które wystawiono za 14.100 zł. Jakie zalety? Drugi właściciel no i gaz.
Przy czym powtórzę: mowa o samochodach dwudziestoletnich, których zakup nie kończy wydatków: pakiet startowy, czyli pasek, olej, płyny, może tarcze i klocki oraz inne drobne elementy eksploatacyjne winduje cenę dalej.
Czy coś jest w stanie zatrzymać to cenowe szaleństwo? Powodem takich kwot jest nie tylko inflacja, która mocno namieszała na rynku, ale też zmniejszona podaż – ludzie nie chcą sprzedawać swoich aut indywidualnie, firmy przedłużają życie flot. Mniejsza ilość ofert winduje ceny w górę.
Czasy tanich samochodów się niestety skończyły.
Najnowsze komentarze