Paryż, 6 października 1955 roku. To data, która na zawsze zapisała się w historii motoryzacji. Na Salonie Samochodowym, w stolicy tętniącej optymizmem i duchem odbudowy po wojnie, Citroën zaprezentował światu auto, które nie było po prostu nowe – było rewolucyjne. Wśród blasku chromów, zapachu benzyny i podekscytowanych rozmów, pojawiło się imię, które brzmiało jak objawienie: DS 19. Mało kto przypuszczał, że właśnie tego dnia narodzi się legenda – samochód, który na zawsze odmieni oblicze motoryzacji.
Od rana tłumy paryżan i dziennikarzy kłębiły się wokół stoiska Citroëna. Oczy zwiedzających rozszerzały się z zachwytu, a rozmowy milkły w obliczu czegoś, co wydawało się niemożliwe. Sylwetka auta, zaprojektowana przez genialnego Flaminio Bertoniego, wyglądała jak przybysz z przyszłości. Smukła, aerodynamiczna, pełna wdzięku – prawdziwa rzeźba w ruchu.

Jednak to, co kryło się pod karoserią, budziło jeszcze większy podziw. Citroën DS 19 był symfonią innowacji: hydropneumatyczne zawieszenie, które sprawiało, że samochód sunął po drodze jak po poduszce powietrznej, hamulce tarczowe zapewniające niespotykaną wcześniej skuteczność, oraz układ kierowniczy i hamulcowy zasilane olejem, który był niczym układ krwionośny, zdawał się tchnąć w auto życie.
Publiczność była oszołomiona – już w pierwszych godzinach podpisano ponad 12 tysięcy zamówień, co było absolutnym rekordem w dziejach wystaw samochodowych.
Citroën DS 19 nie był zwykłym autem. Był manifestem postępu, symbolem wiary w przyszłość i technologicznym poematem o ludzkiej pomysłowości. Nic dziwnego, że jeden z obecnych tego dnia paryżan szepnął: „To nie samochód. To bogini.” I tak właśnie narodziła się Deesse (wymiane po francuski znaczy właśnie bogini) – DS, cud techniki i stylu, który 70 lat później wciąż pozostaje jednym z największych jeśli nie największym arcydziełem w historii motoryzacji.
A kto raz zaznał komfortu hydropneumatyki, nigdy tego nie zapomni.










