Dzieje wielkich fortun, czyli jak pisano o karierze Andre Citroëna w przedwojennej polskiej prasie. Wydaje się, że autor artykułu, który poniżej, miał dość szczegółowe informacje o historii firmy. Mimo to nie wspomina o związkach koncernu z Polską. Ciekawe jednak, że pisząc o jego twórcy używa spolszczonej wersji imienia Andre, czyli Andrzej.
„Droga życiowa Andre Citroena nie jest ani w części tak romantyczna, jak biografie amerykańskich miljarderów starszej generacji. Nie zaczynał on, ani jako poszukiwacz złota, ani sprzedawca gazet; nie dorabiał się na handlu z Indjanami. Co prawda znaleźli się tacy, co ustalili z całą pewnością, że przyszły król auta w młodości sprzedawał w porcie marsylskim narkotyki, ale to nie odpowiada rzeczywistości. Całą swą młodość spędził Citroen w rodzinnym Paryżu, gdzie też otrzymał staranne wychowanie w dostatecznej, mieszczańskiej rodzinie francuskiej.
W dwudziestym roku życia wstąpił do znakomitej „Ecole Politechnique”.
W 1901 roku, jako 23-letni młodzieniec założył małą fabrykę kół zębatych. Interes słabo się rozwijał. Wówczas Citroen ulokował część kapitału w fabryce samochodowej, parę tysięcy w barze. W 1910 roku otrzymał dopiero pierwsze większe zamówienie na urządzenie fabryki w Moskwie. W tym okresie jest już Citroen bogatym człowiekiem, ale jako przemysłowiec nie odgrywa jeszcze znaczniejszej roli. Wybuchła wojna światowa. Francji bezpośrednio zagraża niemiecki najazd. Cały przemysł francuski nastraja się na potrzeby wojenne. Armaty, amunicja! Oto hasło dnia. Francuski urząd zaopatrzenia i amunicji rozpoczyna swe urzędowanie w luksusowym hotelu „Claridge” gdzie rezyduje sekretarz socjalistycznych związków Albert Thomas – wtedy minister amunicji.
Andrzej Citroen wyczuwa konjunkturę, jak nikt inny. Udaje się do hotelu „Claridge” i uzyskuje audjencję u swojego dawnego kolegi z Ecole Politechnique, wszechmogącego podsekretarza stanu – Loucheura. Oferta Citroena na dostawę 7,5 cm granatów zostaje przyjęta. W ciągu paru tygodni Citroen zakłada fabrykę amunicji jedną w Paryżu i jedną w Rouen i odtąd jest stałym gościem u podsekretarza Louchera. Lecz wszystko na ziemi ma swój koniec. Zamówienia wojenne wreszcie ustają… bo wojna się kończy. Citroen robi zdecydowanie koniec z wojennemi interesami, tak szybko, jak się do nich w 1914 roku zabrał. Dlaczegóż auto we Francji nie miałoby stać się artykułem masowym? Dla każdego Francuza – samochód! – oto hasło, które powinno przeniknąć do świadomości zwycięskiego narodu.
Citroen na wojnie zarobił miljony. Przed Wersalem przekroczył 100 miljonów, a samego podatku wojenno – dochodowego nałożono mu 40 miljonów ! Przystępując do „pokojowych interesów”, bynajmniej nie kwapił się do ryzykowania zdobytym majątkiem. Konsumenci mieli sami finansować produkcję! Citroen zastosował niezwykły trick. W całej prasie francuskiej i zagranicznej ukazały się ogłoszenia, z których wynikało, że każdy za fr. 2000 może zdobyć na własność auto. W tym czasie normalna cena samochodu wynosiła minimum 7000 fr. Cena Citroena była więc niesłychanie niska.
Równocześnie z reklamą Citroen rozpoczął werbunek sprzedawców i przedstawicieli swych aut. Każdy z nich musiał przyjąć 300 samochodów płacąc od razu po 1000 fr. za sztukę. Dzięki iście amerykańskiej reklamie zamówienia objęły liczbę 30.000 samochodów a Citroen uzyskał 30 miljonów franków. Suma ta jednak wobec inflacji franka, strajków, braku surowców itp. nie wystarczyła do uruchomienia produkcji na tak szeroką skalę. Terminy dostawy samochodów nie zostały dotrzymane. Setki przedstawicieli wytoczyło Citroenowi procesy. Nie pomogły zapewnienia, że fabryka posiada wystarczającą ilość samochodów. W tej sytuacji dobry duch Citroena Loucher pośpieszył mu z pomocą. Zaległości podatkowe sprolongowano Citroenowi, a z odbiorcami udało się zawrzeć przy pomocy rządu układ, który umożliwił przezwyciężenie kryzysu.
Teraz dopiero talent organizacyjny Citroena zabłysnął w całej pełni. W swych zakładach przemysłowych budował on seryjne samochody, które śmiało mogły konkurować zarówno pod względem jakości, jak i ceny z produkcją amerykańską. Fordowi, który wybudował w Bordeaux fabrykę, nigdy nie udało się zdobyć dla siebie Paryża, najważniejszego rynku zbytu. Zgrabne, smukłe „Citroeny” bardziej odpowiadają paryskiemu gustowi od solidnych i ciężkich „Fordów”. Dzięki systemowi spłat ratalnych urzędnicy, drobni sklepikarze stawali się posiadaczami samochodów. Gęsta sieć warsztatów Citroena rozsiana po całej Francji umożliwia tanią dostawę wozów.
Lecz sama tylko organizacja produkcji i sprzedaży nie tłumaczy sukcesu Citroena.
Jest on przede wszystkiem mistrzem reklamy. Od lat pokrywa całe szpalty gazet ogłoszeniami swych wyrobów. On też dysponuje największą reklamą, na jaką zdobyła się kiedykolwiek jakaś firma: wielki, świetlny napis CITROEN na Wieży Eiffla”.
Wstęp: Jacek Perzyński,
Tekst: Tygodnik Ilustrowany Panorama, wydawany w Łodzi, nr 21 z 27.05.1934.
Najnowsze komentarze