Wspominałem pod koniec maja, że wybieram się na małą wycieczkę. Zwykle nie wyjeżdżam na tzw. długie weekendy, ale tym razem zrobiłem wyjątek. Co więcej – byłem klientem biura podróży, pojechałem jako pasażer autokaru, ale przecież z motoryzacją więzów nie zerwałem. A tym, co zobaczyłem, chcę się podzielić z Wami, innymi miłośnikami francuskiej motoryzacji.
Wyskoczyłem na parę dni na Białoruś. Tuż za polską granicę, do Grodna i jego bezpośrednich okolic. To o tyle łatwe, że w tym rejonie obowiązuje ruch bezwizowy, o ile wybierzecie się na krótką wycieczkę. Bodajże do pięciu dni. A że Grodno, to miasto kiedyś polskie, więc i dogadać się tam można „po naszemu”, i miejsc związanych z Polakami znajdziecie mnóstwo. Tak, czy inaczej – warto tam pojechać.
Grodno to dość duże miasto. Liczba jego mieszkańców przekracza 370.000, a powierzchnia wynosi nieco ponad 142 km². To oznacza, że jest minimalnie tylko mniejsza od powierzchni Lublina, za to – to ciekawostka – góruje nad owym Lublinem pod względem liczby mieszkańców! I to o blisko 10%.
Grodno jest miastem wielokulturowym. Przez wieki ścierały się tu – nie zawsze pokojowo – interesy Polaków, Litwinów, Białorusinów, Żydów, czy Rosjan. Swoje trzy grosze do historii miasta dołożyli też Krzyżacy, a na początku XVIII wieku także Szwedzi.
Z Grodnem związane były – i mają poświęcone izby pamięci – Eliza Orzeszkowa oraz Zofia Nałkowska. Warto odwiedzić obie izby, tym bardziej, że mieszczą się bardzo blisko siebie. Panie, które opowiadają o obu literatkach, świetnie mówią po polsku, a ich opowieści są barwne i warte wysłuchania.
Byliśmy w Grodnie akurat w czasie XII Festiwalu Narodowych Kultur. To impreza odbywająca się co dwa lata i najwyraźniej jest wielkim świętem dla mieszkańców miasta, a pewnie nawet całej Grodzieńszczyzny. Do miasta zjeżdża masa ludzi – zarówno uczestników, jak i odwiedzających. W tym roku byli tu nawet Chińczycy i Koreańczycy (mieli wspólną ekspozycję). Grodno – jako miasto od wieków wielokulturowe – wydaje się idealnym miejscem na tego typu festiwal.
Trudno oczywiście przekładać to, co widziałem w Grodnie, na całą Białoruś. Pewne wnioski jednak, jak sądzę, można uogólnić. Przede wszystkim jest czysto. Trudno dostrzec na ulicy jakiekolwiek śmiecie, papierki, niedopałki. O czystość dba spora rzesza pracowników, którzy przemierzają ulice i chodniki i sprzątają. Nie tylko w Grodnie – to samo widzieliśmy poza granicami miast, czy nawet na stacjach benzynowych. Żaden znak, żaden przystanek autobusowy, żaden mur nie był „przyozdobiony” jakimkolwiek graffiti, jakimikolwiek mazajami, nic nie było zniszczone. Jeśli jest tam obecne chuligaństwo, to chyba w niedużym stopniu – i pewnie jest szybko tłumione. Być może nawet brutalnie. Ale może to jedyny sposób na wandali i chuliganów?
Pod względem cen paliw Białoruś wydaje się wręcz rajem. Lekko licząc benzynę i olej napędowy kupuje się tam za połowę tego, co u nas. Naprawdę. O tanim alkoholu (zwłaszcza o alkoholach mocnych) wspominał nie będę ;-) Podobno bardzo tanie są też papierosy.
Białorusini mają smaczny nabiał i dobre pieczywo. Oczywiście warto spróbować solianki, acz sporo jest w ogóle potraw, którym warto poświęcić chwilę. Nie omieszkajcie też skosztować kuchni tatarskiej, o którą dość łatwo. Wszak w tym regionie Europy Tatarów jeszcze trochę zostało i przyznać trzeba, że to naprawdę sympatyczni ludzie. Żeby się o tym przekonać nie trzeba wcale jechać aż na Białoruś – wystarczy odwiedzić polskie Kruszyniany. Wprawdzie niedawno w tamtejszej Tatarskiej Jurcie wybuchł wielki pożar, spłonął główny budynek, ale restauracja działa. Odwiedzając ją przyczynicie się do odbudowy tego miejsca, choć spalonych tatarskich pamiątek nic już nie przywróci :-(
W Kruszynianach koniecznie odwiedźcie też tamtejszy meczet nie zapominając o odwiedzeniu położonego praktycznie tuż obok mizaru – muzułmańskiego cmentarza.
Ale wróćmy na Białoruś i do tematu, który nas najbardziej interesuje. Okazuje się, że w Grodnie jeździ naprawdę dużo francuskich samochodów. Nowych i starych, ale za to reprezentowane są wszystkie marki, poza może DS Automobiles. Wiodącą wśród nich pozycję ma niewątpliwie Renault. Dzięki zaangażowaniu w rosyjskiego AwtoWAZa także a Białorusi spotkacie sporo aut znanych u nas pod marką Dacia. Tam są one sygnowane marką Renault, ale nie zawsze. Widziałem też Dacie. Ale parę razy trafiłem też pierwszą Dacię Logan MCV pod marką Łada. Jeździ sporo Dusterów, Sandero, Sandero Stepway i Loganów. Nie brakuje „prawdziwych” modeli Renault – Clio, Megane, czy Laguny. Ale widziałem też Renault 21 na przykład. Trafiłem również na jednego Vel Satisa. Kangoo, to też dość popularny samochód. Widziałem sporo Kapturów. Paru uczestników wycieczki, zwłaszcza tych, którzy mnie znają i wiedzą, czym się zajmuję, dopytywało o ten samochód. Cierpliwie wyjaśniałem. Okazuje się, że i w naszym kraju znaleźliby się chętni na ten model.
Kaptur w bazowej wersji kosztuje na Białorusi nieco ponad 28.000 rubli. To ok. 56.000 zł, czyli poziom bazowego Captura z polskiej oferty. Fakt – u nas automatycznie dostaje się rabat w wysokości 7.000 zł, więc Captur Alize Energy TCe 90 kosztuje 51.500 zł. Najtańszy Captur Limited TCe 90 wyceniany jest u nas na 64.000 zł.
Spotkałem nawet dwa Koleosy – jednego pierwszej generacji i jednego nowiutkiego.
Sporą reprezentację ma tu też koncern PSA. Nie brakuje Citroënów, jest sporo Peugeotów. Co ciekawe w Grodnie widziałem nadzwyczaj wiele Xantii. U nas ten model już coraz trudniej spotkać na ulicy. W Grodnie jeździło sporo Xantii I, ale trafiały się też Xantie II. Co więcej – spotkałem jednego XM-a! Jest sporo C5-tek, głównie pierwszej generacji (przed i po liftingu), ale i II generację można spotkać. Trafiają się modele miejskie – C2, C3. Widziałem nawet jednego Pluriela! Jeździ sporo Xsar, głównie pierwszej generacji, ale i „dwójki” się zdarzają. Dość łatwo natknąć się na Xsarę Picasso, a jeszcze łatwiej na (Grand) C4 Picasso. Widziałem też raz Citroëna C4 sedan. Można też dostrzec Citroëny Evasion, a także – rzadziej – C8. Nietrudno za to spotkać Berlingo, czy Jumpera.
Peugeot również jest szeroko reprezentowany. Z niemałym zdziwieniem stwierdziłem, że lubią tam Peugeota 607 – u nas ten model też już coraz trudniej spotkać, a tam widziałem ich co najmniej kilka. Nie widziałem żadnej 508-ki, ale za to sporo 406-tek (w tym jedną Coupe) i 407-mek. Peugeotów 307 jest dużo, 308-ki widziałem tylko w pierwszej ich odsłonie, podobnie jak 3008. Pojawiają się czasem także modele 206 i 207. Widuje się też 806-tki i 807-ki. Raz widziałem Peugeota 4007. Nie brakuje za to Partnerów różnych generacji i Boxerów.
Co ważne – nie ma jakiejś wielkiej dominacji żadnej marki. Jest sporo Volkswagenów, Škód, czy Audi, ale na pewno nie aż tyle, co u nas. Widziałem za to naprawdę wiele aut marki Infiniti.
I zdecydowanie okolice Grodna i samo miasto nie wyglądają na biedne tak, jak to często przedstawiają w Polsce media, zwłaszcza publiczne. Może nie jest to raj mlekiem i miodem płynący, ale na pewno tez nie tak biedny i nie tak stłamszony, jak to się u nas prezentuje. Ba – mam wrażenie, że im polityka prezydenta Łukaszenki i bliskie kontakty z Rosją naprawdę odpowiadają. A do tego mają sporo francuskich aut i tanie (w porównaniu z nami) paliwa, więc warto ten kraj odwiedzić.
Krzysztof Gregorczyk