Warszawa. Ulica Samarytanki. Bloki, a za ulicą – domki jednorodzinne. Przy ulicy słup, a o niego oparty przodem biały Citroën C15. Przy samochodzie – ekipa pirotechników z psem szkolonym do poszukiwania ładunków wybuchowych…Obok – znany choćby z telewizyjnych relacji – robot służący do zbierania podejrzanych ładunków i umieszczania ich w bezpiecznych pojemnikach…
Tuż po 14:00 w dniu wczorajszym do mieszkań okolicznych bloków zapukali funkcjonariusze policji przekazujący elektryzującą wiadomość: „Mieszkańcy są proszeni o nie podchodzenie do okien z uwagi na podejrzenie umieszczenia bomby pod jednym z samochodów”. Jednocześnie wstrzymano ruch kołowy na wąskiej uliczce, a do pracy przystąpili policyjni pirotechnicy…
Sprowadzony pies zachowywał się dwuznacznie, co wzmogło jeszcze bardziej obawy pirotechników. Około 16:30 zdecydowano o ewakuacji mieszkańców pobliskich domów. Pirotechnicy postanowili zneutralizować ewentualną bombę przy pomocy działka wodnego. Okazało się jednak, że podejrzanie wyglądający pakunek nie zawierał żadnych materiałów wybuchowych. Mieszkańcy mogli wrócić do swych domów.
Nie wiadomo jeszcze, czy ktoś chciał sobie zażartować z właściciela Citroëna, czy rzeczywiście go przestraszyć. Jeżeli to był żart, to bardzo głupi i na dodatek kosztowny – taka akcja, to grube tysiące złotych, które mogłyby być przeznaczone na inne cele. Jeśli to świadoma groźba, to miejmy nadzieję, że grożący zostanie ujęty i właściwie ukarany. Wszak nawet bez prawdziwej bomby mógł narobić komuś sporo problemów i to niekoniecznie właścicielowi Citroëna, ale i ewakuowanym ludziom…
KG
Najnowsze komentarze