Tam, gdzie Wilia wpada do Niemna, rozlokowało się drugie obecnie co do wielkości miasto Litwy – Kowno. Jeszcze 95 lat temu było to miasto graniczne z polską częścią lewobrzeżną, ale nie to jest przedmiotem naszych rozważań w dniu dzisiejszym. Nas interesuje to, że Kowno było ostatnim punktem naszej podróży po południowej Litwie, po odwiedzeniu którego wróciliśmy do Polski. A na pożegnanie z Trokami pstryknęliśmy ostatnie fotki – pod kienesą karaimską i przy karaimskich domach.
Z Troków do Kowna postanowiliśmy pojechać drogą alternatywną nie korzystając z autostrady łączącej to drugie miasto z litewską stolicą. Uznaliśmy, że tak zobaczymy więcej prawdziwej Litwy i nie pomyliliśmy się – po raz kolejny ukazały się naszym oczom wioski wyglądające, jak żywe skanseny i po raz kolejny przekonaliśmy się, jak malownicze to okolice. A droga ta – oznaczona jako A16 – wiła się między polami i lasami, to wznosiła, to opadała, a do tego była praktycznie pozbawiona fotoradarów. My jednak jechaliśmy spokojnie – nigdzie nam się nie spieszyło, a po drodze postanowiliśmy zajrzeć do spokojnego uzdrowiska Birsztany (Birštonas) położonego około 40 km na południe od Kowna.
Birsztany okazały się miasteczkiem cichym i spokojnym, idealnym do odbycia kuracji sanatoryjnej. Pospacerowaliśmy tu trochę, przeszliśmy promenadą nad Niemnem, wijącym się tu licznymi meandrami, po czym udaliśmy się do Kowna.
Miasto – jak by nie kombinować – nie zachwyca swoją urodą. Jedynie Starówka może się podobać. Ogromne wrażenie robi największa na Litwie świątynia katolicka – piętnastowieczna bazylika archikatedralna Świętych Apostołów Piotra i Pawła stojąca tuż przy staromiejskim rynku, w centrum którego zlokalizowano ratusz zwany Białym Łabędziem z uwagi na kształt bryły budowli, której historia sięga wieku XVI.
Warto rzucić okiem także na inne budynki sakralne kowieńskiej Starówki, ale nie zapomnijcie zajrzeć do zamku, a w zasadzie jego ruin. Możecie też obejrzeć mieszczące się w nich muzeum, o ile nie pojawicie się tam w poniedziałek – wówczas będzie ono nieczynne, co w dobie kapitalizmu może dziwić. To właśnie niewielkie wzgórze, na którym kiedyś stał ów zamek, opływają wody Wilii i Niemna łączące się po zachodniej stronie warowni.
Jeśli zechcecie zachęcić do odwiedzin Kowna swoje połowice, to wspomnijcie o galerii Akropolis – jest naprawdę imponująca. Nie będę się rozwodził nad obiektem handlowym, ale wspomnę, że na ostatnim piętrze zlokalizowano kręgielnię z dwudziestoma torami, jest też miejsce dla grających w bilard, a całoroczne lodowisko o naprawdę dużych rozmiarach dopełnia całości. Klimatyczne kafejki pozwalają się posilić, a wszystko to zorganizowano w bardzo ciekawych stylach i wystrojach. Koniecznie tam zajrzyjcie!
Z Kowna ruszyliśmy w stronę Polski, ale zatrzymaliśmy się jednym samochodem na Podlasiu. To region, który szczerze pokochałem, dlatego postanowiłem tu zanocować i pojeździć z rodziną po miejscach, które znam, i które lubię. Zapewne jeszcze coś o nich wspomną, a w dzisiejszej relacji napiszę tylko, że pojechaliśmy do Tykocina i pobliskich Kiermusów, a dzień zakończyliśmy w Białymstoku.
Tykocin, to miasteczko niesamowite. Aż roi się w nim od miejsc i obiektów ciekawych, a to przecież ledwo dwa tysiące dusz! Aż dziwne, że mają do dyspozycji duży kościół parafialny, bernardyński zespół klasztorny i na dodatek synagogę ;-)
W tej ostatniej za opłatą (10 zł od osoby dorosłej, 5 zł od dziecka; dostępne są też bilety rodzinne w cenie 20 zł, o ile dzieci nie jest więcej, niż troje) można pochodzić po miejscu, w którym kiedyś modlili się żydzi, a jest to obiekt naprawdę godny odwiedzenia. Moja żona była pod wielkim wrażeniem tej synagogi. Warto przy okazji – bilet obejmuje obie atrakcje – zajrzeć także do domu talmudycznego, czyli małej tykocińskiej synagogi, zlokalizowanej obok tej wielkiej.
Będąc w Tykocinie nie sposób nie przeskoczyć nad Narwią, by po pokonaniu trzech zakrętów pojawić się przed odbudowanym niedawno zamkiem. Kiedy byłem tu poprzednio, prace jeszcze trwały. Teraz w obiekcie mieści się muzeum i restauracja. Zaskoczenie budzi fakt, że nawet w sezonie muzeum otwarte jest tylko przez 6 godzin dziennie – od 11:00 do 17:00. To jakaś paranoja! Zamek datowany jest na wiek XV, ale trzy wieki później spłonął i od tamtej pory popadał w coraz większą ruinę. W drugiej połowie XVIII wieku resztki zamku pochłonęła powódź. Dopiero w latach 60. XX wieku rozpoczęły się pierwsze prace rekonstrukcyjne. Dziś twierdza stoi na nowo i warto ją zobaczyć.
Kiedy bywam w tych okolicach, staram się też zajrzeć do Kiermusów, w których od pięciu lat znajduje się pierwsza prywatna hodowla żubrów i paru gatunków innych zwierząt. Nam udało się spotkać jedynie dwa osiołki i stado owiec, ale obejrzeliśmy też dworek, karczmę i czworaki – ciekawy obiekt hotelowo-restauracyjny, choć ceny tam nie są na każdą kieszeń. Miejsce jest jednak urokliwe, to prawdziwa oaza spokoju i jeśli ktoś chce odpocząć od codziennego gwaru, a stać go na ucieczkę do Kiermusów, to szczerze polecam.
Dziś kończymy już naszą wyprawę, ale odwiedzimy jeszcze parę miejsc na Podlasiu.
A samochody? Spisywały się świetnie! Spadło średnie spalanie – w Citroënie C3 do 6,0 litrów, a w Peugeocie 208 do 5,7 litrów. To bardzo dobrze wyniki, choć uzyskane w dużej mierze z trasy, choć i jazd miejskich i dojazdowych nie brakowało. Niestety dziś wyszły pewne niedoskonałości map w Peugeocie – Białystok jest dość mocno rozkopany, musiałem więc kluczyć, a parę razy nawigacja proponowała mi jazdę pod prąd i to wcale nie z powodu tymczasowego oznakowania ulic stolicy Podlasia. Jechałem więc po swojemu, urządzenie szybko przeliczało trasę i proponowało kolejne rozwiązania, ale ze trzy, może cztery razy, sugerowało niewłaściwą drogę. Dobrze, że szybko szuka nowych tras i nie upiera się przesadnie długo przy swoich wcześniejszych pomysłach.
Citroen
KG
Najnowsze komentarze