Trudno było nie zauważyć prezydenckiej elekcji we Francji. W drugiej turze wyborów prezydenckich nad Sekwaną Marine Le Pen stanęła naprzeciwko Emmanuela Macrona. Zwyciężył – moim zdaniem bardzo dobrze – ten drugi. Również Carlos Ghosn, prezes Aliansu Renault Nissan, skomentował ten wybór słowami „Dobre wieści”.
Francuzi nie musieli dokonywać przysłowiowego wyboru między dżumą i cholerą. Marine Le Pen proponowała im Francję zupełnie odmienną od tego, co wynikało z zapowiedzi Emmanuela Macrona. Carlos Ghosn skomentował to prosto: „On został wybrany z wielu powodów, a jeden z nich, to odpowiedź na pytanie: Czy chcesz być częścią większej gospodarki, czy chcesz być bardziej w trybie protekcjonizmu?”.
To idealnie oddaje podstawową różnicę między kandydatami, którzy zmierzyli się w drugiej turze. Marine Le Pen, pomijając nawet jej nacjonalistyczne zapatrywania, chciała wyprowadzić Francję z Unii Europejskiej. Najchętniej zakazałaby francuskim firmom produkowania czegokolwiek poza Francją. Sugerowała powrót do franka, choć pod koniec kampanii mówiła ostrożnościowo nawet o dwóch walutach równolegle. Odbieram to wszystko tak, jakby chciała ugotować Francję we własnym sosie.
Z programu Emmanuela Macrona, centrysty i euroentuzjasty, wyłaniała się zupełnie inna Francja. Francja gotowa do zwiększenia prędkości rozwoju. Francja otwarta na świat. Francja godna doby globalizacji. Francja niekoniecznie produkująca u siebie, ale czerpiąca zyski z biznesowych przedsięwzięć poza granicami. A przecież był to kiedyś kraj, na który spoglądał cały świat. Do dziś jest to jedna z największych światowych gospodarek. To awangarda wielu idei i przedsięwzięć, które gdzie indziej dopiero za jakiś czas zostaną zrozumiane.
Taką właśnie Francję wybrali ludzie głosujący na Emmanuela Macrona. I z tego wyboru jest zadowolony Carlos Ghosn. I wielu innych szefów ogromnych francuskich koncernów. Francja pod rządami Emmanuela Macrona ma szansę otworzyć nowy rozdział w rozwoju gospodarczym. Tym bardziej, że prezydent-elekt jest fachowcem doskonale na gospodarce się znającym.
„Fakt, że jest ktoś, kto wierzy w rynek światowy, w integrację Europy oraz znaczenie Europy, to oczywiście bardzo dobra wiadomość dla wszystkich firm oraz dla wszystkich przedsiębiorstw” – twierdzi Carlos Ghosn, prezes Renault, Nissana, ale i Mitsubishi. Człowiek stojący na czele wielkiego koncernu, od którego zależny jest nawet rosyjski AwtoWAZ.
Dla samego Renault wyniki wyborów były ważne także z innego powodu. Blisko 20% udziałów we francuskim koncernie ma państwo francuskie. Gdyby rząd – choćby za namową głowy państwa – zdecydował się wycofać, dość znacząco zmieniłaby się struktura akcjonariatu. 15% akcji Renault, ale bez prawa głosu, należy aktualnie do Nissana. Z kolei Renault posiada ok. 44% akcji japońskiej firmy, ale już z prawem głosu. Zbycie akcji Renault przez francuski rząd mogłoby zmienić sytuację francuskiej marki. Czy taka sytuacja pogłębiłaby współpracę sojuszu, czy wręcz przeciwnie?
Takie ruchy zawsze bywają dość ryzykowne. Oczywiście nie wiadomo jeszcze, jak zachowa się administracja Emmanuela Macrona, ale analitycy spodziewają się, że rząd może sprzedać część udziałów w Renault. Ekonomiści twierdza, że byłoby to dobre posunięcie dla koncernu, acz oczywiście powinno być przeprowadzone w odpowiedni sposób. Jednakże gdyby Francja zdecydowała się sprzedać akcje Renault, to oczekuje się, że pozytywnie wpłynie to na partnerów Aliansu i pogłębi ich współpracę.
Przypomnijmy, że Alians Renault Nissan powstał w 1999 roku. Japońska marka stała wówczas na skraju bankructwa. Na pomoc przyszedł Renault kupując 35% akcji firmy. Na czele Aliansu stanął uznawany za jednego z najlepszych na świecie menadżerów branży automotive, Carlos Ghosn. W roku 2002 Nissan kupił 15% akcji Renault, a Francuzi zwiększali swoje zaangażowanie w japońską markę aż do dzisiejszych blisko 44%. Dziś Nissan jest firmą produkującą zauważalnie więcej samochodów, niż Renault, ale Alians mądrze rozdziela swoją produkcję na różnych rynkach zbytu. Są kraje, w których Renault jest praktycznie nieobecne, za to znakomitą pozycję ma tam Nissan. Jest też odwrotnie. Efekt synergii świetnie daje tu o sobie znać w komplementarnych względem siebie markach.
Renault posiada markę Dacia, a Alians zaangażowany jest także w rosyjski AwtoWAZ. Niedawno przejął też inną japońską firmę, Mitsubishi. Przychody Nissana stanowią wcale niemały zastrzyk w zyskach Renault (dla przykładu – właśnie ogłoszono, że udział Renault w zyskach Nissana za I kwartał bieżącego roku wyniesie 811 milionów euro). Całość jest jednak mądrze i skutecznie zarządzana przez Carlosa Ghosna i sztab współpracujących z nim ludzi.
Wybór Emmanuela Macrona na prezydenta Francji jest dla Renault i dla całego Aliansu uspokajającym czynnikiem. Zwycięstwo Marine Le Pen mogłoby oznaczać interwencjonizm państwa, co przełożyć by się mogło na naciski w sprawie przenoszenia produkcji do Francji. To logistycznie niewyobrażalne przedsięwzięcie, związane z ogromnymi kosztami i jednocześnie ograniczające działalność firmy. Nic dziwnego, że Carlos Ghosn jest zadowolony z wyboru na prezydenta Emmanuela Macrona. Tego samego zresztą, który niedawno, jako minister w rządzie Françoisa Hollande’a, walczył o obniżenie uposażenia prezesa Renault. Prezydent-elekt miał zresztą na myśli nie tylko Carlos Ghosn, ale ogólnie władze wykonawcze firm, w których zaangażowany jest rząd Francji.
Mimo to Carlos Ghosn cieszy się z wyboru Emmanuela Macrona, bo to pozwala spokojnie myśleć o dalszym globalnym rozwoju Renault i Całego Aliansu Renault Nissan. Zapewne podobnego zdania jest Carlos Tavares, kiedyś prawa ręka Ghosna w Aliansie, od paru lat prezes konkurencyjnej Grupy PSA, która niedawno przejęła Opla i Vauxhalla. W istocie – wybór Marine Le Pen mógłby mocno przeszkadzać obu panom prezesom w budowie globalnych koncernów motoryzacyjnych. Zarówno Renault, jak i PSA mogłyby ulec marginalizacji, z czego niewątpliwie cieszyliby się Niemcy. Niestety my powodów do radości mielibyśmy niewiele.
Krzysztof Gregorczyk
Najnowsze komentarze