W dniu wczorajszym miały miejsce rozmowy na temat przyszłości Opla. Carlos Tavares, prezes Grupy PSA, oraz Michael Lohscheller, prezes marki Opel, rozmawiali z Peterem Altmaierem, niemieckim federalnym ministrem gospodarki i energii oraz Hubertusem Heilem, niemieckim federalnym ministrem pracy i spraw społecznych.
Jak podano w oficjalnym komunikacie „dialog był otwarty i konstruktywny, wyrażając wspólne pragnienie pracy nad zrównoważoną przyszłością Opla, co jest wspierane przez realizację planu PACE”. Oczywiście – co łatwo wywnioskować – rozmawiano o przyszłości Opla w Niemczech.
Opel, przy wsparciu PSA, szanuje i przestrzega wszystkich obowiązujących umów dotyczących produkcji. Dla każdego zakładu w Niemczech istnieje plan inwestycyjny, ale będzie on wdrożony po spełnieniu określonego poziomu wydajności. Zapewni to trwałość Opla, jakiej pracownicy mogą oczekiwać od swojego kierownictwa.
Grupa PSA oczekuje jednak znaczącej redukcji wysokich kosztów produkcji w Niemczech. Francuski koncern wyznaczył rok 2020 jako graniczny – po tej dacie Opel musi przestać przynosić straty i zacząć zarabiać. Ale gwoli sprawiedliwości dodajmy, że pomóc w tym mają także implementacje francuskich rozwiązań w samochodach Opla. Szacuje się, że oszczędności z tego tytułu przyniosą ok.1,7 miliarda euro.
Umowy dotyczące wyników zostały już podpisane w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Polsce, Austrii i na Węgrzech. Grupa PSA wierzy, że dzięki procesowi współdecydowania można znaleźć porozumienie także z niemieckimi partnerami związkowymi w celu wypracowania możliwie najlepszych warunków dla pracowników Opla.
Wprawdzie związkowcy w Niemczech niespecjalnie chętnie są gotowi do ustępstw płacowych, ale wygląda na to, że bez tego się nie obejdzie. Grupa PSA jest gotowa na przykład na wdrożenie produkcji nowego SUV-a w zakładach Opla w Eisenach zatrudniających 1.800 pracowników, ale poszukuje gwarancji, że to auto będzie w stanie zabezpieczyć przyszłość tej fabryki. Francuzi myśląc o przyszłości Opla w Niemczech oczekują zgody wszystkich 19.000 pracowników niemieckich zakładów marki na regulacje płacowe. Oznacza to jeśli nawet nie obniżkę wynagrodzeń, to z pewnością zgodę na brak podwyżek przez minimum dwa najbliższe lata. Niemcy oczekiwali podwyżki płac o średnio 4,3%. Alternatywą jest zamykanie fabryk w Niemczech, ale o tym nikt nie chce głośno mówić. Na drodze do porozumienia stoi jednak związek zawodowy IG Metall, a to twardy przeciwnik. Storpedował już plany wielu koncernów, m.in. Grupy Volkswagena i Tesli.
Opel od paru dekad przynosi straty i czas najwyższy zakończyć ten etap. Marka przejęta przez Grupę PSA musi zacząć zarabiać, albo generujące najwyższe koszty fabryki zostaną zamknięte. Równocześnie trwa proces zmniejszania zatrudnienia. Około dwóch tysięcy osób odeszło na wcześniejsze emerytury, bądź w ramach dobrowolnego rozwiązania stosunku pracy. Grupa PSA oczekuje zmniejszenia zatrudnienia w niemieckich zakładach marki o 3.700 osób. Poprawiłoby to dość wyraźnie wydajność tych fabryk.
Francuski koncern nie daje żadnych gwarancji zatrudnienia w zakładach Opla po 2020 roku. Zdaniem niemieckich związkowców nie ma też jasnej wizji rozwoju Opla pod względem wykorzystania mocy produkcyjnych w Niemczech po tej dacie.
Z drugiej strony francuskie koncerny notują aktualnie marże operacyjne przekraczające 6%, gdy przed kryzysem było to 2-3%. Dla porównania Volkswagen ma obecnie marżę operacyjną na poziomie 4,1%, która wzrosła z poziomu 1,8% w ubiegłym roku (dane: Automotive News). Marża Opla w ostatnich pięciu miesiącach 2017 roku (czyli w czasie, gdy marka należała już do PSA) była ujemna – wynosiła -2,5%. Francuzi nie zamierzają dokładać do niemieckich fabryk, zwłaszcza po okresie zamrożenia płac i wprowadzenia elastycznego czasu pracy, co miało miejsce w niedawnych kryzysowych latach.
„My również przeżyliśmy ciężkie czasy i dokonaliśmy znacznych poświęceń dla utrzymania konkurencyjności” – powiedział Franck Don z francuskiego związku zawodowego CFTC. – „Francuscy robotnicy nie zrozumieliby tego, gdyby ich odpowiednich z Opla nie zostali poproszeni o poczynienie takich samych ustępstw. Z pewnością wywołałoby to napięcia we Francji”.
„IG Metall chce stosować te same metody, które stosuje od zawsze, co kosztowało Opla 20 lat i 50.000 miejsc pracy” – twierdzi anonimowe źródło zbliżone do producenta.
Jednocześnie ewentualne akcje protestacyjne czy strajki w niemieckich zakładach na pewno nie przysłużą się przyszłości Opla. Mogą jej wręcz zaszkodzić o wiele bardziej, niż ewentualne ustępstwa. Tylko czy przedstawiciele IG Metall na pewno myślą o przyszłości innej, niż swoja?
Krzysztof Gregorczyk
Najnowsze komentarze