Citroën AMI trafił w ręce Piotra Biegały. W obszernym wywiadzie opowiada on o tym samochodzie, a właściwie pojeździe. Uważa on, że czerwony dodaje mu prędkości, a lista wyposażenia jest tak uboga, że dużo łatwiej napisać czego brakuje niż to, co jest na pokładzie.
Czemu zdecydowałeś się na zakup Citroëna AMI?
Ostatnio podczas pobytu w Szkocji miałem okazję wynająć pełnego elektryka – Polestar 2. Bardzo mi się spodobała jazda autem w którym moc jest dostępna w pełni, przez cały czas. Po kilku dniach zorientowałem się, że zniknęło coś, z czego sobie do końca nie zdawałem sprawy, a mianowicie takie mikroprzeciążenia związane z narastaniem momentu i mocy w aucie spalinowym. Tam silnik wchodzi na optymalne obroty, zmiana biegu i znowu narastanie obrotów. To powoduje, że jadąc autem spalinowym cały czas „przesuwamy” się do przodu i do tyłu – nasze ciało nie jest, że tak powiem, statyczne. Non stop jest potrząsane. W aucie elektrycznym tego nie ma, ale jak mówiłem, to odkrycie zajęło mi kilka dni. Dlatego też po powrocie do kraju pomyślałem o tym, by może kupić sobie elektryka.
I tu pojawił się problem – sieć ładowania w Polsce. Mieszkam w Piotrkowie Trybunalskim, publiczne ładowarki mamy zdaje się dwie i obie gdzieś w okolicy obwodnicy miasta. Ja z kolei mieszkam w wygodnym mieszkaniu w bloku, które bardzo sobie cenię, i nie chcę go zmieniać na domek pod miastem i dojeżdżać codziennie. Jedyna zatem możliwość ładowania auta – pod firmą, której jestem właścicielem. To nieduża, ale prężna drukarnia i wykorzystujemy w niej od samego początku Smarty. Zapewne kupiłbym elektrycznego Smarta i zainwestował we własną stację ładowania, gdyby nie fakt, że po prostu w mieście w ostatnich latach pojawiło się ich sporo i przestały zwracać uwagę jak kiedyś, gdy tylko nasze firmówki jeździły po Piotrkowie.
Tu na scenę wkroczył właśnie AMI. Jest paskudny i prosty do bólu, zupełnie jak Citroen HY – zwany „Belmondo wśród aut dostawczych”. Zresztą kultowy 2CV też urodą nie grzeszył i powstał jako auto z konkretnym zadaniem – przewieźć w całości cztery osoby i kosz jaj przez zaorane pole. W tej właśnie prostocie i brzydocie kryje się piękno wszystkich tych maszyn – stworzonych do konkretnych zadań, niczego nie udających. Przez chwilę jednak myślałem o Fiacie Topolino – technicznym bracie AMI, zdecydowanie ładniejszym, ale miłość do Citroena przeważyła – chcę mieć szewrony na aucie. W końcu niemal całe życie w autach francuskich spędziłem.
Chciałem mieć auto proste, niezawodne, pozwalające przejechać kilka km po mieście, bo Piotrków dla mnie to miasto pięciominutowe, mokry sen ekologów ;-) Tu wszędzie jest blisko, Smart z silnikiem 0,6 turbo pali tutaj 10 litrów! Dlaczego? Bo wiecznie jeździ z zimnym silnikiem. Przejeżdża się w takich miastach 2-3 km i auto stoi kilka godzin. AMI jest idealne – małe (20 cm krótsze od Smarta!), wszędzie się da zaparkować, prądu zużywa tyle co nic, łatwo dowieziemy nim do naszych klientów ich zamówienia. Tak jak robiliśmy to od ośmiu lat Smartami.
Co mają wspólnego Citroën AMI i Citroën BX, którym niedawno byłeś w Afryce?
Znaczek na masce oraz kierownicy i to tyle ;-) To dwa różne auta, stworzone do innych zastosowań. Pojechanie BX-em do Afryki i to w ramach najtrudniejszego rajdu amatorskiego świata było na pewno przekroczeniem tego, do czego to auto stworzono, ale dało radę. AMI pewnie też da się pojechać nad morze, ale z racji zasięgu ok. 70 km i prędkości 45 km/h będzie to trwało tydzień ;-) Nie wiem, czy będę próbował, mam nieco inne plany.
Złośliwi mówią, że to jeżdżący Toi Toi, a sam producent określa go mianem toster. Z czym kojarzy się Tobie?
Z brzydkim kaczątkiem. Nie wyrośnie z niego nigdy łabędź, zawsze pozostanie sobą, ale jak ktoś ma ściśle sprecyzowane oczekiwania i nie próbuje wyciągnąć nie wiadomo czego z tego auta – to będzie zadowolony. Jak u nas – ma to być po pierwsze zwracająca uwagę reklama firmy, a po drugie taki jeżdżący parasol. Dwie osoby i to nawet bardzo duże – bez problemu się w nim mieszczą. Trochę bagażu też. Jest charakterystyczny i jak to mówią – nie da się być względem niego obojętnym – albo się kocha albo nienawidzi ;-)
Jak ludzie reagują na ulicy?
Mamy bardzo wyjątkowy egzemplarz – jedyny w takim malowaniu na świecie. Bo właśnie jest cały polakierowany (oryginalne są w kolorze plastiku – szaroniebieskie) oraz ma ciekawe wyklejanki Ami Rally, które niestety nie dodają mu ani jednego konia ;-) Czerwony kolor dodaje 1 km/h – bo udaje się po płaskim zobaczyć czasem 46 km/h na prędkościomierzu ;-) Uwagę zwraca bardzo, wygląda jak resoraczek, zabaweczka. Ludzie go fotografują, oglądają – widać, że budzi zainteresowanie. Cel reklamowy został osiągnięty podwójnie – pierwszy w mieście i do tego wyjątkowy. Nawet jak współmieszkańcy kupią 50 AMI – to nasz nadal będzie inny.
Jak znosisz osiągi tego pojazdu?
Przypominam – Piotrków Trybunalski. Jeśli rano są korki, to spędzam w nim w drodze do pracy 7 minut, a jak nie ma to 5 minut. W piotrkowskim „korku” jego Vmax nie da się rozwinąć, a kiedy korka nie ma – to daję pełen ogień i mknę przed siebie ;-) To jest idealne auto miejskie. Przejechałem w życiu grubo ponad milion kilometrów w 40 krajach. Widziałem wiele i z perspektywy oceniając – najbardziej podobała mi się Szkocja i Włochy północne – nieduże auta, wąskie drogi, spokojna jazda. Dawno temu znudziło mi się pędzenie przed siebie, wolę jechać wolniej, delektując się widokami. W warunkach polskich – lepsze byłoby 55 km/h Można go odblokować (oczywiście, że to nielegalne), ale nie czuję takiej potrzeby. Liczę raczej na to, że tendencja spowalniania ruchu w mieście spowoduje naturalne zwolnienie pozostałych uczestników ruchu drogowego. Dużo dało w tej kwestii przyznanie pierwszeństwa pieszym na pasach. Nagle okazało się, że nie opłaca się mknąć 80 km/h – bo zaraz są pasy i tam pieszy może czyhać na mistrza długiej prostej ;-)
Ile czasu trwa ładowanie?
Ok. 3-4 godziny z pustego do pełna. Ze zwykłego gniazdka elektrycznego – po prostu wyciągasz z AMI kabel z wtyczką tak jak z odkurzacza i wpinasz do gniazda. Niestety, AMI jest tak tani że w przeciwieństwie do nawet mocno taniego odkurzacza – nie ma zwijacza przewodu. Smutne.
Co z klimatyzacją i ogrzewaniem?
Nie są potrzebne w moim wypadku. Na przykładzie Smarta – wsiadam do niego w upalny dzień, jest nagrzany, wietrzę, ruszam, po ok. minucie zamykam okna i czuję powiew klimatyzacji ale również nadal promieniujące ciepło nagrzanego auta. Po następnych dwóch-czterech minutach jestem u celu podróży, wysiadam. To jest Piotrków. Tutaj auta nie potrzebują klimy ani ogrzewania. Ale mam plan założyć mu Webasto – bo nie lubię skrobania auta zimą, więc z pilota odpalę je 15 minut wcześniej i luz.
Czy w polskich warunkach, do miasta, to się sprawdza?
W moim wypadku tak, za innych nie mogę odpowiadać. Ale teoretyzując – przypominam sobie, jak mieszkając w Warszawie miałem nowiutki skuter 50 ccm – Benelli Pepe z kompletem blokad. Jazda nim była zwyczajnie niebezpieczna tam gdzie można jechać np. 70 km/h – auta pędziły, a ja miałem taką prędkość maksymalną jak w AMI – 45 km/h Gdybym mieszkał w Warszawie – na pewno nie zdecydowałbym się na ten pojazd (bo AMI tak do końca nie jest samochodem). Nie znaczy to jednak że np. dla mieszkańca, który jeździ tylko wokół przysłowiowego komina, nie będzie to dobry wybór. Lub np. dla pizzeri zaopatrującej okolicznych mieszkańców – jest specjalna wersja cargo.
Co byś radził osobie, która chce kupić taki pojazd?
Żeby obejrzała wszystkie filmy na YT i dobrze się zastanowiła. W tym aucie nie ma niczego. Dosłownie. Lista braku wyposażenia jest imponująca:
- nie ma oświetlenia wnętrza
- Nie ma włącznika świateł – świecą zawsze
- Nie ma świateł drogowych
- Nie ma świateł cofania
- Nie ma wyłącznika kierunkowskazów
- Nie ma ani jednego głośnika
- Fotele nie są regulowane, tylko fotel kierowcy ma ustawienie przód/tył
- Nie ma tradycyjnego bagażnika
- Nie ma izolacji akustycznej
- Nie ma klamek ani od zewnątrz ani od wewnątrz
- Nie ma wewnętrznego lusterka
I mógłbym tak jeszcze dłużej. To jest, jak wcześniej wspomniałem, parasol na kołach. Taki nieco lepszy rower elektryczny. Ale jak mu dorzucimy głośnik BT i lampkę akumulatorową, dywaniki z weluru – to robi się przytulniej ;-) To jest wóz dla kogoś, kto chce się wyróżnić (jak w moim przypadku z tym konkretnym egzemplarzem jako reklama firmy), albo chce tanio dojeżdżać do niezbyt odległej pracy, albo po protu zakochał się w tym wyglądzie. Nowy AMI w Belgii to 8 tysięcy euro, używane w Polsce od 22 tysięcy złotych da się znaleźć. Moim zdaniem – jeśli ktoś ma max 8-10 km w jedną stronę do jakiegoś ważnego dla niego punktu – to AMI jest dobrym wyborem.
Dziękujemy za rozmowę!
Najnowsze komentarze