Citroëny BX 4×4 uczestniczące w Rajdzie wokół Bałtyku dotarły do zamarzniętego jeziora, gdzie na zawodników czekała atrakcja dnia: drifty na lodzie. Na śliskiej nawierzchni samochód zachowuje się niczym niekontrolowany pocisk o czym na własnej skórze przekonała się jedna z załóg, która zderzyła się z BMW. Prawdziwy problem pojawił się jednak dopiero później, w najmniej oczekiwanym momencie – na parkingu pod hotelem w BX-ie urwał się przegub, co postawiło pod znakiem zapytania dalsze uczestnictwo samochodu w rajdzie. Poniżej relacja Tomasza Nowaka z czwartego dnia imprezy.
Drifty na lodzie? Już dzień wcześniej tańczyliśmy jak baletnice na drodze a samochody zjeżdżały z podjazdów z zaciągniętym hamulcem ręcznym. Cała okolica była skuta lodem, ale prawdziwe szaleństwo mieliśmy dopiero przed sobą. Kulminacyjnym punktem dnia były jazdy po zamarzniętym jeziorze.
Dawno się tak świetnie nie bawiliśmy. Jeździliśmy przodem, bokiem, kręciliśmy bączki, lądowaliśmy w śniegu, a następnie wygrzebywaliśmy się zasp. W ferworze walki doświadczyliśmy, jak niewielki wpływ ma człowiek na zachowanie samochodu, kiedy pod nami jest lód. Tracimy jakąkolwiek kontrolę nad autem. Na śniegu, błocie, piasku można jeszcze zapanować nad torem jazdy, ale na lodzie auto zachowuje się jak niekontrolowany pocisk, o czym przekonała się zarówno nasza załoga, jak i załoga BMW, z którą mieliśmy niespodziewany kontakt podczas driftu.
Test: Renault Symbioz E-Tech full hybrid 145 esprit Alpine – kiedy Captur to za mało
Citroën BX kontra BMW – bilans strat
Straty po zderzeniu na szczęście nie były wielkie. W naszym samochodzie uszkodzeniu uległa listwa LED-owa zamontowana na przednim zderzaku, mocowania lampy, zderzak i tablica rejestracyjna. BMW miał wgnieciony bok, uszkodzone listwy oraz tylną lampę. Po zabawie trzeba było zatem „posprzątać”. Musieliśmy naprawić uszkodzenia oraz problem, który pojawił się jeszcze przed wyjazdem – luzy w lewarku zmiany biegów.
Zjechaliśmy na stację, skorzystaliśmy z najazdów samochodowych, które mieliśmy ze sobą i rozścieliliśmy plandekę pod autem. Dokręciliśmy lewarek i zdjęliśmy osłonę pod silnikiem. Śnieg i lód dostawał się pod samochód i był niemal wszędzie. Podobny problem mieliśmy w Afryce, z tym że wtedy osłona zbierała kamienie, bród oraz ogromne ilości piasku. Na przyszłość musimy rozważyć, czy ta osłona przynosi nam więcej problemów czy korzyści. Uporaliśmy się z naprawą i ruszyliśmy dalej w kierunku Norwegii.
Misja zapachowa i lokalny specjał
Organizatorzy testują naszą wytrzymałość pod każdym względem, ale niskie temperatury, śliska nawierzchnia i mokradła to pestka w porównaniu z kolejnym zadaniem, które musieliśmy wykonać. Misja polegała na zakupie sfermentowanych śledzi i przetransportowanie otwartej puszki z przysmakiem na odcinku 100 km w samochodzie. Nie było mowy o oszustwie, organizatorzy potrzebowali dowodów wykonania zadania.
Dodam, że „zapach” śledzi powoduje skurcze żołądka i wymioty. Wspólnoty mieszkaniowe w Norwegii, wydały nawet apel do mieszkańców, aby nie otwierać puszek w mieszkaniach, ponieważ smród jest tak przeraźliwy, że nie da się tego wytrzymać i trudno potem wywietrzyć pomieszczenie.
Zalecenia, zaleceniami, ale musieliśmy to zrobić w Citroënie. Otwarliśmy puszkę i udokumentowaliśmy na zdjęciach zarówno śledzie, jak i licznik przebiegu, aby nie było wątpliwości, że zadanie zostało zrealizowane. Część ekipy postanowiła nawet skosztować specjału. Zdania na temat wrażeń smakowych są mocno podzielone. Dwóch członków ekipy stwierdziła, że norweskie śledzie są przepyszne, opinia trzeciego była zupełnie przeciwna a ostatni, odwiedziony zapachami dochodzącymi z puszki odmówił skosztowania specjału twierdząc, że nigdy w życiu nie włoży tego do ust.
Nasz pierwszy kontakt z potrawą został dostrzeżony przez lokalnego kierowcę, który z zainteresowaniem przyglądał się degustacji i postanowił uwiecznić reakcję naszych twarzy i organizmów na smak okropnych, słonych śledzi na filmie.
Malownicza droga do Norwegii i polski akcent
Podróż przez Szwecję, kraju który słynie ze 100 tys. jezior dostarczyła nam niezwykłych chwil i malowniczych widoków. Droga prowadziła wzdłuż skutych lodem jezior oferując zapierające dech w piersiach krajobrazy. Z jednej strony majestatyczne góry, urwiska i skały, a z drugiej rozległe, zamarznięte akweny. Mieliśmy to szczęście, że trafiliśmy na zachód słońca, który dodał pejzażowi niezwykłego kolorytu.
Z racji długiego dystansu dopadła nas noc. Po stłuczce musieliśmy podregulować światła w naszym BX-ie, więc zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Tam spotkał nas miły akcent – pracownikiem stacji był Polak a na parkingu kolejna grupka rodaków z ogromnym zainteresowaniem wypytywała nas skąd się tu wzięliśmy, i co właściwie robimy w Norwegii. Ciepłe przyjęcie Polaków dodatkowo umiliło nam podróż.
Ile kosztuje Citroën e-C4: cena, wersje, wyposażenie
Nieoczekiwane problemy techniczne
Pod koniec dnia niepostrzeżenie przekroczyliśmy koło podbiegunowe i po długiej trasie w końcu dotarliśmy do hotelu, zameldowaliśmy się i mieliśmy tylko przestawić samochody na parking. Podczas prostej czynności wydarzyła się przykra sytuacja – w czerwonym BX-ie, podczas nawracania, strzelił przegub. Samochód całkowicie stracił napęd i nie był w stanie dalej jechać. Musieliśmy go przepchnąć na parking.
Załoga drugiego BX-a, Konrad i Marcin, była wyraźnie przybita tym wydarzeniem, ale staraliśmy się ich pocieszyć. Nie poddamy się, nawet jeśli nie uda nam się zdążyć na prom i będziemy musieli pozostać w Bodø jeszcze jeden dzień. Cała ekipa szuka pomocy w internecie i próbuje znaleźć wyjście z tej sytuacji. Trzymajcie za nas kciuki!
Zobaczcie pozostałe historie z rajdu Baltic Sea Circle 2025:
- Citroënem BX wokół Bałtyku. Ze startu prosto do… warsztatu. Baltic Sea Circle 2025 (Część 1)
- Citroën BX na cmentarzysku samochodów, poszukiwanie busa Abby i pierwsza fotka z fotoradaru. Baltic Sea Circle 2025 (Część 2)
- Citroëny BX kontra śnieg i lód plus najtrudniejsza misja: znalezienie pokoju. Baltic Sea Circle 2025 (Część 3)
Najnowsze komentarze