Jeśli ktoś by zadał mi pytanie, czego przez te parę lat codziennej jazdy Citroënem BX-em się nauczyłam, to od razu bym odpowiedziała, że wdzięczności. Wdzięczności, że to właśnie BX mi towarzyszy w życiu codziennym, a nie jakieś nowsze auto, ale nie tylko tego – pisze Gosia Dula, 23-letnia studentka, posiadaczka tego oryginalnego modelu.
Gosia jeździ swoim Citroënem BX na codzień. Klasyk jest w oryginalnym stanie i służy jej do dojazdów na uczelnie, na spotkania ze znajomymi, wyjazdy za miasto a nawet bardzo dalekie wycieczki. Podróżuje codziennie i sprawuje się dobrze.
– Jeśli ktoś by zadał mi pytanie, czego przez te parę lat codziennej jazdy Citroënem BX-em się nauczyłam, to od razu bym odpowiedziała, że wdzięczności. Może i dla niektórych będzie to opinia zaskakująca, więc spieszę niezwłocznie z odpowiednim wyjaśnieniem. Największy problem jaki do tej pory mnie spotkał z Citroënem, to piszczący pasek rozrządu. Pozwolę sobie też dodać, że kontrastując, w moim otoczeniu najbliższych osób jest pewna osoba, który ma znacznie nowsze auta innych marek, z którymi co chwilę jest taki drobny problem, że… nie chcą mu jakoś jeździć a jeden egzemplarz był na tyle złośliwy, że skończył na skupie złomu. A tu, wiecie, zdarza się, że ten mój BX, męczony codziennie na polskich dziurawych drogach czasem i gdzieś popuka albo postuka, zdarzyło mu się nawet raz czy dwa zgasnąć podczas jazdy, ale ja po prostu go uruchamiam znowu i jedziemy. On i ja – razem. A Citroën świadkiem, że jest użytkowany codziennie, lata dosyć dużo i się nie buntuje. Daje znać dużo wcześniej, że czas coś zrobić.
Zobacz: Citroën BX i jego konkurencja z 1982 roku
– Kolejna nauka, którą wyniosłam z jazdy BX-em, to fakt, że potrzebuje on ruchu. Towarzyszył mi w wielu wyjazdach, chociażby w rajdzie „Pekin- Paryż” w 2021 roku, gdzie w jeden weekend przejechaliśmy razem prawie tysiąc kilometrów. Po tym wyjeździe skrzynia biegów, która wcześniej dosyć opornie, a nawet buntowniczo traktowała moje usiłowanie wrzucenia „jedynki”, chodziła tak delikatnie, że jednym kobiecym paluszkiem można by było tę jedynkę wrzucić. Z takich bardziej niedawnych wyjazdów, był też wyjazd z klubem Amicale Citroën Pologne na dni otwarte w Ambasadzie Francji.
Po drodze ze Szczecina, gdzie rezyduje na co dzień do Warszawy, zahaczyliśmy o Poznań i Łódź, co przełożyło się na podróż 12-sto godzinną. Przygoda jedna była, Citroën rzekł do mnie, że coś mu się nie podoba z katalizatorem, w końcu ma jednak swoje lata. Ekipa fachowców, która ze mną jechała na wystawę, orzekła jednak, że winny jest zmęczony życiem czujnik i można jechać spokojnie dalej. Uspokoiłam się i ja i samochód, bo chwilę po diagnozie kontrolka zgasła a silnik przyjaźnie mruczał. Rozpędzony i rozbujany Citroën wchodził gładko w zakręty i gnał prosto do celu. Po takiej przejażdżce jakby odmłodniał, sprawnie pokonuje wszystkie przeszkody i drogi.
Zobacz: Nowe samochody Citroën
– Citroën BX nauczył mnie też , że gdziekolwiek bym nie pojechała, zawsze znajdzie się osoba, która będzie pytać o moją pasję. Nawet w miejscach, w których bym się tego nie spodziewała, tak jak w zaprzyjaźnionej stadninie koni w Przekolnie, chociaż raczej wydawałoby się, że znajdzie się tam głównie pasjonatów jeździectwa. Z siostrą i naszą przyjaciółką pojawiamy się w tym miejscu regularnie co tydzień, chociaż kawałek do przejechania jednak mamy. Niemniej jednak podróż BX-em mija tak szybko, że wydaje się jakbyśmy się tam wręcz teleportowały.
Citroën z hydropneumatyką unosi się w przestworza i niesie nas nad wyboistą i dziurawą drogą, której jakby nie czujemy i pozwala nam nawet na spokojne wypicie ciepłej herbaty w drodze. Na miejscu oprócz domowej atmosfery i naszych ukochanych koni, tym razem nie mechanicznych, czekają na nas inni jeźdźcy i ich rodziny, którzy widząc trzy młode dziewczyny wysiadające z zabytkowego BX-a uśmiechają się przyjaźnie i zachęcająco. Poznałyśmy tam właśnie panią, która sama posiada zabytkowy pojazd i była bardzo chętna do rozmowy o naszych blaszanych rumakach. I chociaż prawdziwe szlachetnie konie z Citroënem nie mają zbyt wiele wspólnego, to myślę, że jednak coś na poziomie nieuchwytnym, może metafizycznym je łączy. Jakaś magia, duch, uczucia, trudne jeszcze do nazwania ale zawsze obecne. I to jest naprawdę piękne.
tekst: Gosia Dula, edycja: redakcja
Najnowsze komentarze