Troki, o których pisałem poprzednio, są bardzo urokliwym miasteczkiem, ale bliskość litewskiej stolicy kusiła nas bardzo, zaprowadziliśmy więc nasze dwa testowe autka segmentu B do Wilna. Tutaj samochodów francuskich jest więcej, niż w Druskiennikach, o których wspominałem przed kilkoma dniami, a nawet daje się odczuć pewną dominację Citroëna i Peugeota nad Renault. W wielu przypadkach są to zresztą modele z ostatnich lat, choć udało nam się spotkać również starsze modele – Xantie, czy XM-y.
Parę razy natrafiłem także na DS4 i raz na DS5. DS3 nie widziałem ani jednego nie licząc modelu w rajdowej specyfikacji R3 w skali 1:43 w pewnym sklepie modelarskim. Autko kosztowało jakoś lekko ponad 150 litów, czyli blisko 200 zł. Była tam też Xantia I w cenie stu kilkunastu litów. Niektóre modele (w większych skalach) kosztowały przeszło 1.100 litów, ale żadnego francuskiego modelu tam nie widziałem.
W Wilnie i okolicach dość powszechnie występują Citroëny C3 pierwszej generacji, oraz C2. Łatwo można spotkać także C4 Picasso i Grand Picasso, trafiają się też eurovany zarówno z pierwszej serii (Evasion, 806), jak i te większe, drugie (C8, 807). Spotkałem też 206-tkę, którą ktoś przyjechał z Holandii, nie brakowało 307-ek (także CC), 308-ek, całkiem sporo (cztery w ciągu jednego dnia!) mają tu też 406-tek Coupe.
Renault reprezentują przede wszystkim kompaktowe Megane oraz całkiem sporo Lagun pierwszej i drugiej generacji, choć dość często spotykałem również Clio, głównie drugiej i trzeciej edycji.
Nasze autka w miejskich uliczkach Wilna nieco powiększyły średnie spalanie, ale był to wzrost nieznaczny. Trzycylindrowy silnik 1.2 VTi w Peugeocie 208 spalił średnio 5,8 l/100 km (za nami już przeszło 1.250 km podróży), zaś czterocylindrowy motor 1.6 VTi w Citroënie C3 zadowolił się średnio 6,2 l/100 km. To bardzo przyzwoite zużycie stawiające pod znakiem zapytania sens kupowania diesla, którego serwisowanie będzie z pewnością droższe, a spalanie niewiele niższe przy porównywalnych przecież cenach obu paliw. Do tego dochodzi znacząco wyższa cena zakupu samochodu z silnikiem wysokoprężnym.
Znakomicie działa automatyka wycieraczek w obu samochodach, bo pogoda tutaj dynamicznie się zmienia – w jednej chwili świeci piękne słonce podnoszące temperaturę powietrza naprawdę mocno, a po paru minutach nie wiadomo skąd nadciągają chmury, z których pada – czy to mżawka, czy rzęsisty deszcz. Przedwczoraj przeszła burza z gradem, mocno zawiało, do tego stopnia, że widzieliśmy, jak wiatr porwał parasol z jednej z kafejek, i rzucił go na dwa pobliskie samochody. Na szczęście nie na nasze ;-) zresztą uszkodzeń chyba nie było.
W Wilnie zaliczyliśmy najważniejsze zabytki – z Ostrą Bramą na czele oczywiście ;-) Zresztą zabytki sakralne na wileńskiej Starówce dominują. Warto zajrzeć także do wcale licznych cerkiewek. Pałac Prezydencki, który – zgodnie z treścią wykorzystywanego przez nas przewodnika – powinien być w weekendy udostępniony publiczności, okazał się niedostępny, ale za to zajrzeliśmy do dawnej dzielnicy żydowskiej, obejrzeliśmy też jedyną zachowaną wileńską synagogę (tylko z zewnątrz), wdrapaliśmy się na górę zamkową, a na niej na Wieżę Giedymina, z której rozpościera się naprawdę wspaniały widok, choć z jednej strony przysłonięty przez Górę Trzykrzyską.
Naturalnie, jak na Polaków przystało, odwiedziliśmy też cmentarz na Rossie – robi spore wrażenie, choć bardziej podobały mi się nekropolie we Lwowie, czy w Paryżu. Niemniej jednak nie opuszczajcie w programie swoich wycieczek po Wilnie cmentarza na Rossie – naprawdę warto się tam pojawić.
Pierwsze podejście do Wieży Telewizyjnej zakończyło się fiaskiem. Choć spod jej podstawy widać było poziom restauracji, czyli jednocześnie miejsce obserwacyjne, to pani w kasie powiedziała, że szkoda naszych pieniędzy – z góry niewiele widać. Wjazd na Wieżę kosztuje 21 litów od osoby dorosłej i 9 litów od dziecka w wieku szkolnym. Dzieci do lat pięciu wjeżdżają na górę za darmo.
Po pewnym czasie pogoda się poprawiła i znowu podjechaliśmy pod Wieżę – tym razem się udało i mogliśmy podziwiać panoramę litewskiej stolicy. I napiszę Wam szczerze – to miasto nie rzuca na kolana. Starówka jest rzeczywiście śliczna, ale cała reszta generalnie nam się nie podobała. Także wileńskie drogi odstają standardem nawierzchni od dróg poza stolicą. Sporo tu pozapadanych studzienek, nierównego asfaltu, ale trzeba też przyznać, że i dróg dwupasmowych nie brakuje, a miasto w zasadzie ma obwodnicę. Co więcej – ruch jest raczej niewielki, więc jeździło nam się tu przyjemnie i bez korków.
Światła na skrzyżowaniach migają (zielone), gdy szykują się do zapalenia żółtego, a później czerwonego, co znakomicie ułatwia kierowcom wystarczająco wczesne wyhamowanie i uniknięcie ryzyka związanego z wjazdem na skrzyżowanie przy zapaleniu się światła żółtego na sygnalizatorze. Proste rozwiązanie, a jak poprawia bezpieczeństwo. O wiele bardziej, niż polskie fotoradary, choć i tu ich nie brakuje i niektóre tym razem muszę uznać za równie bezsensowne, jak w Polsce.
Mimo wszystko po Wilnie jeździ się całkiem dobrze, zwłaszcza z dobrymi nawigacjami. Nie można narzekać na mapy zainstalowane w naszych testowych samochodach – prowadzą świetnie nawet przez wąskie, jednokierunkowe uliczki wileńskiej Starówki. A w tak ciasnych miejscach „nasze” C3 i 208 czują się znakomicie – wszędzie się wcisną, miejsca do parkowania potrzebują niewiele, a wyglądają świetnie ;-)
Dziś opuszczamy Wileńszczyznę, gdzie odniesień do Adama Mickiewicza nie brakuje, i ruszamy na zachód. Myślę, że wkrótce pojawi się kolejny materiał z naszej podróży i liczę, że będziecie się przy jego lekturze bawili równie dobrze, jak my zwiedzając południe Litwy. Bo to naprawdę fajny kraj, w którym życie płynie jakby wolniej, niż w Polsce.
Citroen
KG
Najnowsze komentarze