Shire, magiczna kraina zamieszkana przez małe stworzenia, mieszkające w wygodnych, ciepłych norach, zwane hobbitami, znajduje się w okolicach miasteczka Matamata. To na południe od Hamilton. Właśnie tam dotarł dzisiaj Citroen C4 Aircross i odpoczywał na parkingu – do bajkowego świata samochodem wjechać się (niestety!) nie da.
Nasza podróż po Nowej Zelandii:
-
- Citroen C4 Aircross w Nowej Zelandii – dzień 1
- Citroen C4 Aircross w Nowej Zelandii – dzień 2
- Citroen C4 Aircross w Nowej Zelandii – dzień 3
- Citroen C4 Aircross w Nowej Zelandii – dzień 4
- Citroen C4 Aircross w Nowej Zelandii – dzień 5
- Citroen C4 Aircross w Nowej Zelandii – dzień 6
- Citroen C4 Aircross w Nowej Zelandii – dzień 7
Plan filmowy znajduje się kilka kilometrów od Matamata. Turystów z centrum miasta zabiera autobus z wesołą obsługą, która nieustannie zachęca do przebrania się w stroje z filmu – o ile ktoś je posiada. Podobno w Hobbitonie gościły nie tylko małe hobbity, elfy czy Gandalf ale także Superman czy rycerze Jedi. Co kraj to obyczaj. Wycieczka po magicznej krainie trwa ponad dwie godziny. Można tu podziwiać plenery znane z Władcy Pierścieni i Hobbita a w szczególności dbałość o szczegóły, z jaką wykonano wszystkie elementy planu. Wszystko dopracowane jest do perfekcji. Drzwi naprawdę się otwierają, kominki dymią, przed norami rosną kwiaty a ogródki są odpowiednio zaniedbane, jak przystało na leniwych chociaż poczciwych hobbitów.
Wędrując po planie nie sposób nie odwiedzić nory Bilbo. To bogaty mieszkaniec tej krainy, więc i mieszkanie ma wysoko, z widokiem na całe miasteczko, pod rozłożystym drzewem. Drzewo jest sztuczne! Nie wiedzą o tym ptaki, które lubią tam przysiadać ;-) Przy okazji poznaje się sekrety filmowej techniki, niektóre hobbickie nory zbudowano w odpowiednio mniejszej skali, aby uzyskać odpowiednie efekty na filmie. Wizyta w krainie hobbitów kończy się tradycyjnym hobbickim napitkiem, dla najmłodszych jest też wersja bezalkoholowa.
Citroen C4 Aircross w tym czasie spokojnie czeka na parkingu. Obok ktoś z rodziny PSA – Peugeot 407. Czas ruszyć w drogę. A drogi tutaj są bardzo dobrze oznakowane, jednak bez przesadnej ilości znaków. Maksymalna prędkość to 100 km/h – czy to droga jednopasmowa czy autostrada. W terenie zabudowanym często można jechać 70 lub 90, to sprawia, że ruch jest bardzo płynny. Tylko czasami ograniczenie schodzi do 50 km/h, głównie w rejonach szkół. Co ciekawe, w wielu miejscach, gdzie u nas postawiono by już znaki z ograniczeniem, tutaj ograniczenia nie ma. Przykładem niech będą kręte górskie drogi – czasem zastanawiam się kto tutaj przejedzie te dozwolone 80 lub 100 km/h (Krzysiek Gregorczyk by pewnie podjął wyzwanie – on to lubi), ale ja zwalniam do 60-70.
I żaden znak o tym nie musi informować. Same znaki ograniczenia są wymalowane już na zakręcie, nie ma więc znanych z naszych dróg odcinków zwolnionej jazdy. W jednej z poprzednich relacji wspomniałem już o bardzo dobrym pomyśle na mijanki – drogi są co prawda jednopasmowe, ale od czasu do czasu zbudowano dwa pasy i tam można wygodnie wyminąć potencjalne zawalidrogi. Z tym, że wszyscy jeżdżą tutaj raczej z tymi samymi prędkościami, nie ma dużych różnic w prędkości. Jeśli jest dozwolone 100, to wszyscy jadą 95-105. Czasem zdarza się ktoś, kto się wyjątkowo spieszy, wtedy jedzie 110 – 115. Udało mi się raz zobaczyć policję z laserowym radarem, na autostradzie.
Przy drogach można też spotkać znaki edukacyjne, na których wypisano różne hasła. Ot choćby „Nie pij – rodzina czeka w domu” czy „Zmęczony? Odpocznij, bliscy się o Ciebie martwią”. Są też bardziej klasyczne „Po drinku nie prowadzę” oraz „Sprawdź czy zapiąłeś pasy”. Znaki nie są duże, ale skutecznie edukują, bez nachalnego dydaktyzmu. Sieć stacji benzynowych jest mniej rozwinięta niż w Polsce, planując dalszy przejazd warto się zaopatrzyć w paliwo. Za to oznakowanie dojazdów nie pozostawia miejsca na wątpliwości. W szczególności miejsc wartych odwiedzenia. Trzeba by mieć chyba z miesiąc albo więcej, żeby na jednej drodze odwiedzić wszystkie atrakcje.
Jedzie sobie człowiek przez Nową Zelandię, podziwia zmieniające się widoki, wjeżdża do miejscowości z „Falls” w nazwie. Czy są tu jakieś wodospady? Nazwy nie nadaje się przecież bez powodu. I oczywiście po kilkuset metrach od wjazdu znak na wodospady. Jako, że jest to atrakcja, to znak jest brązowy. Skręt w lewo, 300 metrów i są. Niepozorna miejscowość i piękne 10 metrowe wodospady w samym środku miasteczka. Sporo turystów, miejscowi się opalają. Albo inny przykład – jedzie się przez krainę, która przypomina nasze Bieszczady i znak – „Glow Worms cave 1 km”. Co to może być? Skręt w lewo, kilometr jazdy i na prywatnej (!) posesji wielka trakcja turystyczna Nowej Zelandii oraz Australii – świecące stworzonka, które zamieszkują w jaskiniach. Wystarczy wejść do takiej jaskinii, wyłączyć latarkę i spojrzeć w górę – a tam jakby droga mleczna, pełna gwiazd. W dziennym świetle robaczki wyglądają mało sympatycznie, ale gdy skrywa je ciemność, pięknieją. Ich światło przyciąga inne owady, które są natychmiast zjadane. Co ciekawe, ostatni cykl w życiu stworzonka trwa zaledwie trzy dni – to stadium latające.
Citroen C4 Aircross w tych warunkach czuje się jak ryba w wodzie. Spalanie pozostaje na poziomie 8,5 litra na 100 kilometrów. Ciche i komfortowe wnętrze zapewnia bardzo przyjemne warunki podróżowania. W czasie nocnego przejazdu można zaobserwować jak działa podświetlenie dachu. Delikatne pomarańczowe światło rozjaśnia wnętrze, dając efekt podobny do tego, znanego z nocnego oświetlenia w najnowszych samolotach. Tutaj wychodzi dbałość producenta o detale. Kolor podświetlenia ładnie harmonizuje się z kolorem wyświetlacza radia oraz zegarów.
Po Matamata czas udać się w kierunku Rotorua. To kraina pełna gorących źródeł, z czynnymi gejzerami. W miasteczku znajdują się dziesiątki moteli i hoteli, bowiem jest to bardzo popularne miejsce, jedno z tych, które „trzeba zobaczyć” będąc w Nowej Zelandii. Atrakcje tego miejsca Citroen będzie poznawał w kolejnych dniach. A oprócz wulkanicznych atrakcji jest tutaj kraina Mordor, nieco dalej wulkaniczny szczyt Taranaki i wiele ciekawych, ukrytych atrakcji, do których trzeba dojechać.
Stan licznika na dzisiaj 1400 od rozpoczęcia podróży. Kolejne kilometry szybko umykają spod kół, w zmiennym krajobrazie krainy Kiwi.
Citroën C4 Aircross – relacja z wyprawy:
Część pierwsza: Citroën C4 Aircross I 2013 na antypodach: Misja Nowa Zelandia
Część druga: Citroën C4 Aircross w Nowej Zelandii: 77 godzin w podróży
Część trzecia: Citroen C4 Aircross na antypodach – pierwszy dzień w Nowej Zelandii
Część czwarta: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 2 – na północ, tam musi być jakaś cywilizacja
Część piąta: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 3 – pożegnanie z północą północnej wyspy
Część szósta: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 4 – w krainie hobbitów
Część siódma: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 5 – w cieniu Mount Doom
Część ósma: Citroen C4 Aicross na antypodach dzień 6 – na styku piekła z rajem
Część ósma: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 7 – półwysep Coromandel i pożegnanie z Nową Zelandią.
Podziękowania
Pomysłodawcą i organizatorem testu Citroëna C4 Aircross w Nowej Zelandii jest nasz portal. Dziękujemy Citroen Polska za pomoc w organizacji wyjazdu oraz Citroen New Zealand za udostępnienie samochodu.
Originally posted 2013-11-25 08:41:11.
Najnowsze komentarze