Citroën C4 to na swoje czasy niezwykle nowoczesny samochód. Zaprezentowany w 1928 roku i rozwijany przez kilka lat, oferowany był m.in. z… nawigacją oraz systemem doświetlania zakrętów. A to wszystko działo się przecież w czasach na długo przed epoką kosmiczną, gdy nikt jeszcze nie myślał o satelitach czy smartfonach. Klienci Citroëna mogli takie niesamowite rozwiązania mieć w swoich samochodach.
Citroën C4 został zaprezentowany w październiku 1928 na salonie w Paryżu. Oferowany był w wielu wersjach nadwoziowych: berline (4 okna, z bagażnikiem), conduite intérieure (6 okien, bez bagażnika), familiale (z większym o 12 cm rozstawem osi), faux-cabriolet 2 miejscowy, faux-cabriolet 4 miejscowy (z dodatkowymi oknami), kabriolety 2- i 4-miejscowe, torpédo luxe, torpédo commercial (avec hayon), torpedo, torpedo-familiale. Ceny wahały się 22.900 do 29.500 franków.
Można było do niego zamówić kilka rozwiązań, które – chociaż trącą myszką – wtedy budziły podziw klientów i zdziwienie gawiedzi.
Nawigacja z lat trzydziestych
Jak funkcjonowała owa nawigacja? W Citroënie C4 montowano ją na zasadzie taksometru. Na skrzyni biegów zakładało się specjalny rozdzielacz, który napędzał dwie linki. Jedna szła do prędkościomierza, druga do skrzynki nawigacji. Zakładało się w niej papierową rolkę z przebiegiem danej trasy, na przykład z Lyonu do Paryża, która przewijała się automatycznie wraz z postępem kilometrów.
Taka nawigacja nie była dokładna, bo nie uwzględniała uślizgu kół czy zjazdu na parking, ale sprawny szofer wyłączał urządzenie przed zjazdem z trasy i włączał po powrocie na szosę. Rolki na dane trasy kupowało się u producenta samochodu.
System doświetlania zakrętów
Citroën C4 mógł być też wyposażony w opcjonalne doświetlanie zakrętów. Inżynierowie w tamtych czasach prześcigali się bowiem w projektowaniu rozwiązań, które mogły być pomocne kierowcy i zwiększać bezpieczeństwo. Jednym z takich systemów były skrętne reflektory. Jak działały?
W samochodzie montowano specjalne błotniki, które skręcały się razem z przednimi kołami. Było to wymuszone przez cięgno, które szło od reflektora do wąsa przekładni kierowniczej. Kiedy kierownica obracała się, obracały się też światła. To czysto mechaniczne rozwiązanie sprawdzało się doskonale.
Konrad Dula
opracowanie: redakcja
Najnowsze komentarze