Jak naprawdę można sprawdzić, czy samochód sprawdza się w codziennych zadaniach? Najlepiej przejechać nim non-stop kilkaset kilometrów. Zmęczyć się drogą, poznając przy okazji wszystkie plusy i minusy w jednej, bardzo mocno skondensowanej dawce.
Citroen C4 Aircross pokonał dzisiaj ponad 630 kilometrów, w drodze z Auckland na północ i z powrotem. Góry, doliny, kręte drogi, ostre podjazdy – wszystko to było i pozwoliło mi poznać sporo cech tego auta. I oczywiście odporność kierowcy, nieco zmęczonego po 36 godzinach lotu. To konsekwencja zmiany strefy czasowej na taką, które są oddalone od Polski o 12h różnicy w czasie. Dużo.
Jeśli znajdziecie w opisach Nowej Zelandii informacje, że nie warto zwiedzać północnej wyspy, bo dużo ciekawsza jest południowa, to nie wierzcie w to. Oferuje tak wiele atrakcji i ciekawych miejsc, że na ich dokładne zwiedzanie trzeba chyba roku albo i więcej. Te kilka dni testu Citroena C4 Aircross w Nowej Zelandii pozwoli mi zapoznać się zaledwie z promilem najciekawszych miejsc. Dlatego program jest napięty a codziennie do przejechania kilkaset kilometrów. Takie intensywne podróżowanie to sposób na jak najlepsze poznanie samochodu.
Dzień w Auckland zaczyna się o tej porze roku bardzo szybko. Około 4 rano ptaki nie dają już normalnie spać. Szczególnie Europejczykowi, który nie jest obeznany z tutejszymi ptasimi trelami, po długiej podróży, nieprzestawionemu jeszcze na ten lokalny czas. Pobudka o szóstej, wyjazd niedługo później. Dzisiaj w planach ucieczka z miasta na północ. Auckland jest pięknym i ciekawym miastem, ale mnie interesuje przyroda i to, jak kraj wygląda, jacy są ludzie. Jeszcze wizyta w lokalnym sklepie po małe śniadanie (żołądek nie przestawił się na nowe godziny i tak będzie jeszcze przez 2-3 dni) i w trasę.
Najpierw przez nieco już zatłoczone ulice Auckland, autostradą na północ. Po kilkunastu kilometrach trafiam na płatny odcinek drogi. Nie ma tu żadnych bramownic i drogich systemów radiowych. Wielka tablica informuje, iż przejazd kosztuje dwa dolary dwadzieścia centów i można to opłacić do pięciu dni po podróży na stronie internetowej. A jak już musisz zapłacić gotówką, to możesz. Na stacji benzynowej jest kiosk, gdzie wrzuca się monety. Korzystam z tej drugiej opcji i tutaj doceniam integrację systemów obsługujących samochody w Nowej Zelandii – po wpisaniu numeru rejestracyjnego, HDD625, na ekranie pojawia się informacja o tym, że jadę autem osobowym Citroen i opłata wyniesie tyle a tyle. Świetna sprawa. Opłacam i mogę ruszać.
Płatna droga szybko się kończy, zaczynają się za to zmieniać krajobrazy. Raz są to niewielkie wzniesienia, kiedy indziej równiny, potem lasy – krajobraz jest zmienny jak w kalejdoskopie. Co kilkadziesiąt kilometrów wydaje się, że to zupełnie nowe miejsce. Momentami widać z jednej albo z drugiej strony ocean. Trafiam też na bardzo kręte podjazdy i zjazdy. W czasie postoju można wsłuchiwać się w niesamowity, zupełnie inny niż u nas, śpiew ptaków. Bajeczne miejsce. Ruch na drodze niewielki.
Jak spisuje się samochód? Citroen C4 Aircross z benzynowym silnikiem 2.0 i automatyczną skrzynią biegów daje radę, chociaż na stromych wzniesieniach obroty podchodzą bardzo wysoko. Nie ma niedostatku mocy, jednak wolałbym chyba tutaj jechać dieslem. Przez wzniesienia średnie spalanie mało obciążonego przecież samochodu rośnie do ponad 9 litrów na 100 kilometrów. Za to we wnętrzu jest cicho i tylko gdy skrzynia redukuje biegi robi się nieco głośniej. Po kilkuset kilometrach doceniam bardzo wygodne miejsce kierowcy, dzięki odpowiedniemu podparciu nóg i trzymaniu bocznemu (przydaje się na serpentynach, które daj się pokonywać z dużymi prędkościami!) czuję się zrelaksowany i gotowy do dalszej jazdy.
Samochód prowadzi się bardzo pewnie. Nadwozie nie pochyla się zbyt mocno w zakrętach a opony nie dają powodu do obaw o stabilność toru jazdy. Podczas jazdy z prędkością 100 km/h (maksymalna tu dozwolona) auto prowadzi się lekko i pewnie. Wnętrze jest bardzo szerokie i sprawia wrażenie wyjątkowo przestronnego. Materiały wykończeniowe są najwyższej jakości. Miękka tapicerka wyścieła deskę rozdzielczą i boczki drzwi. Podróż uprzyjemnia szklany dach a klimatyzacja automatyczna doskonale daje sobie radę z szybko nagrzewającym się wnętrzem. Do dyspozycji mam system bezkluczykowy, jest przycisk stop&start. Wygodne.
Citroen C4 Aircross jest autem bardzo eleganckim. Przetłoczenia nadwozia dodają mu muskulatury. Szczególnie to widać, gdy obok pojawia się jakiś samochód. Nawet przy dużych SUVach, których tu sporo jeździ, C4 nie ma się czego wstydzić. Dostęp do wnętrza ułatwiają szerokie drzwi a klapa bagażnika otwiera się bardzo wysoko. Sam bagażnik nie jest przesadnie duży jak na takie spore auto, to chyba największe zaskoczenie w tym aucie. Sytuację polepszają pojemne głębokie wnęki boczne, gdzie można włożyć sporo drobiazgów. Pod podłogą bagażnika znajdziemy koło zapasowe. Koło jest słusznych rozmiarów i zajmuje sporo miejsca.
Pierwszym celem podróży w Nowej Zelandii jest najbardziej wysunięty na północ punkt tego kraju czyli Cape Reinga. W tym miejscu łączy się Morze Tasmańskie z Oceanem Spokojnym. Według tradycyjnych wierzeń, połączenie to, które widać gołym okiem, symbolizuje związek kobiety i mężczyzny, z którego powstaje nowe życie. Znajduje się tutaj latarnia morska, obok której zainstalowano wskaźniki odległości do kilkunastu miejsc na świecie. Do bieguna południowego stąd dużo bliżej niż do Polski. Prawdziwy koniec świata. Miejsce jest położone tak daleko od cywilizacji, że turystów tu mało a o zasięgu telefonii komórkowej można tylko pomarzyć. Kilkadziesiąt kilometrów przed przylądkiem znajduje się „ostatni przyjazny sklep z Internetem, napojami, żywnością i lodem” jak żartobliwie informuje tablica, ale rzeczywiście potem nie ma już nic. Tylko przyroda, pola campingowe i kilka farm, gdzie można wypożyczyć deskę do surfowania po piasku.
Nie, nie przeczytaliście źle. Kilka kilometrów od Cape Reigna znajdują się ogromne wydmy. Lepsze byłoby nawet słowo gigantyczne, bo te góry piasku mają po kilkaset metrów. Znajdują się na końcu jednej z najdziwniejszych dróg Nowej Zelandii, 90 miles Beach Drive. Droga oficjalnie biegnie sobie przez plażę. Można tam pojechać samochodem (polecany jest 4×4) lub wybrać się na wycieczkę autobusem wycieczkowym a wtedy w programie na pewno będzie zjazd z wydm prosto w wody oceanu. Czysta radość.
W pobliżu Cape Reigna jest kilka interesujących zatok. Prowadzą do nich szutrowe drogi, więc była okazja przetestować zachowanie a przede wszystkim stabilność Citroena. ESP reagował dość delikatnie i tylko, gdy auto rzeczywiście wychodziło poza tor jazdy, przy prędkościach, które przestawały być rozsądne jak na tego typu drogę. Przy okazji auto zakurzyło się dokumentnie, co będziecie mogli zobaczyć na niektórych zdjęciach. A o myjnię samochodową na Cape Reigna łatwo nie jest.
Słowo o ludziach w Nowej Zelandii – nawet tutaj, na północy, daleko od siedzib ludzkich, wszyscy są uśmiechnięci i nawet jeśli się nie znają, pozdrawiają na turystycznych szlakach. Uśmiechnięte hello, how are you, pytania o to skąd jesteś i co tu robisz, to standard. Bardzo sympatycznie tutaj się wędruje – taki nastrój wspaniale pasuje do słonecznej pogody, której nie zakłóca szarość jesieni. Tutaj już zaczyna się lato. Podobnie jest prawie wszędzie, w zasadzie trudno tutaj spotkać ponurą osobę, nawet w sklepie czy w punktach usługowych. Takie nastawienie przydaje się w życiu, chociaż mam wrażenie, że przyroda im tutaj trochę pomaga. Bo jest niezwykle piękna i bardzo zróżnicowana.
Ciekawe są tutaj drogi, budowane bardzo oszczędnie – na przykład wiele mostów ma tylko jeden pas. Z jednej strony jest pierwszeństwo, druga strona czeka. Mimo, że drogi są tutaj jednopasmowe, to znajduje się tutaj wiele miejsc, gdzie można wymijać, dzięki dwóm pasom. O lokalizacji „wyprzedzanek” informują specjalne znaki. Nowozelandczycy oszczędzają dzięki temu sporo pieniędzy! Pomysłowe. Same drogi budowane są z mieszanki asfaltu i kamyczków, dzięki czemu są bardzo trwałe, chociaż głośniejsze niż sam czysty asfalt. Po drodze mijam kilka razy roboty drogowe, mimo wolnego dnia robotnicy pracują jak w ukropie, widać jak naprawa postępuje oczach. Do wieczora po robotach nie ma śladu.
Po wizycie na samej północy czas już na podróż w stronę południa. To jeszcze nie koniec dnia, ostatnim celem podróży C4 Aircrossera jest dzisiaj Doubtless Bay. Tam samochód będzie nocował. Wybór hoteli i moteli jest ogromny a ponieważ nie ma jeszcze sezonu, to o miejsca nietrudno. Ceny noclegów są bardzo różne, można spotkać zapacić 80 dolarów nowozelandzkich za hotel, można i 200. Dzisiejszym miejscem docelowym będzie motel San Marino. Z pokoju doskonale widać zachodzące słońce, które za kilka godzin pojawi się w Polsce.
Na liczniku 630 przejechanych kilometrów. To wystarczająco, by stwierdzić, że Citroen C4 Aircross jest doskonałym towarzyszem podróży. Dzień kończy się średnim spalaniem na poziomie 8,5 litra na 100 kilometrów. Auto odpoczywa przed jutrzejszym etapem, kończącym pobyt w północnej części wyspy północnej.
Citroën C4 Aircross – relacja z wyprawy:
Część pierwsza: Citroën C4 Aircross I 2013 na antypodach: Misja Nowa Zelandia
Część druga: Citroën C4 Aircross w Nowej Zelandii: 77 godzin w podróży
Część trzecia: Citroen C4 Aircross na antypodach – pierwszy dzień w Nowej Zelandii
Część czwarta: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 2 – na północ, tam musi być jakaś cywilizacja
Część piąta: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 3 – pożegnanie z północą północnej wyspy
Część szósta: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 4 – w krainie hobbitów
Część siódma: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 5 – w cieniu Mount Doom
Część ósma: Citroen C4 Aicross na antypodach dzień 6 – na styku piekła z rajem
Część ósma: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 7 – półwysep Coromandel i pożegnanie z Nową Zelandią.
Podziękowania
Pomysłodawcą i organizatorem testu Citroëna C4 Aircross w Nowej Zelandii jest nasz portal. Dziękujemy Citroen Polska za pomoc w organizacji wyjazdu oraz Citroen New Zealand za udostępnienie samochodu.
Najnowsze komentarze