Citroën – marka geniusza świata samochodów, któremu jakimś cudem udało się zarówno wyprzedzić swoje czasy jak i stworzyć coś od zera, dzisiaj cierpi na kryzys tożsamości. Marka, która potrafiła stworzyć jedne z najbardziej innowacyjnych i ekstrawaganckich samochodów w historii, teraz zdaje się żyć w cieniu samej siebie. Nie pomaga w tym korporacyjny świat Stellantis.
Pamiętacie Citroëna DS? Ten pojazd wyglądał jak statek kosmiczny i jeździł jakby unosił się nad ziemią – zawieszenie hydropneumatyczne sprawiało, że mógł płynąć po drodze z najwyższą godnością. To była prawdziwa rewolucja, a Citroënowi udało się stworzyć coś, o czym nikt inny nawet nie próbował śnić. Ale oto problem: świat samochodów nie zawsze nagradza wizjonerów. Jeśli przesadzisz z innowacją, ludzie cię pokochają, ale księgowi będą płakać nad bilansem. A Citroën? No cóż, miał w sobie duszę artysty w świecie, który premiuje twardą kalkulację.

W efekcie firma zderzała się z rzeczywistością niczym natchniony poeta na spotkaniu zarządu najbardziej komercyjnego banku świata. Wyjątkowo odważne podejście do designu, często tak samo odjechane jak francuska haute couture, nie zawsze przekładało się na kasowy sukces. Przykład? Citroën C6 – piękny, ponadczasowy i luksusowy, ale jego sprzedaż była minimalna. C4 Cactus, który miał być demonstracja ducha francuskiego nonkonformizmu najpierw zaskoczył świat motoryzacji odwagą a potem został szybko ugrzeczniony i sprzedaż – spadła. Genialność Citroëna często kończyła się na ścianie twardych finansowych realiów.
Citroën ma być dzisiaj tanią marką koncernu Stellantis, która koncentruje się na segmencie B. Serio?

Nie pomogli też „opiekunowie”. Najpierw Peugeot, którego ludzie walczyli (także wewnętrznie) z Citroënem, teraz Stellantis – konglomerat, który żongluje markami niczym akrobata. I tak Citroën, niegdyś odważny indywidualista, dziś wygląda jak uczeń, który kiedyś nosił kolorowe skarpetki do garnituru, ale teraz, pod wpływem nauczyciela rachunkowości, wybiera bezpieczne czarne.
Citroën miał w swojej ofercie samochody praktyczne i doskonale się sprzedające. Niekiedy sam kończył ich produkcję, mimo że ludzie byli nadal zainteresowani. Przykład? C4 Picasso.

Citroën nadal produkuje ciekawe samochody, ale gdzieś po drodze stracił odrobinę tej ekscentrycznej magii, która sprawiała, że jego auta były czymś więcej niż tylko środkami transportu. Dzisiejsze modele są poprawne, wygodne i komfortowe, a nawet rozsądne. Tylko czy rozsądek to cecha, która powinna definiować Citroëna? Nie!
Kierownictwo Citroëna też powinno się zmienić. Thierry Koskas, który nie chce nawiązywać do 2CV, żeby nie budować skojarzeń z przeszłością, zwyczajnie się w tym myli. I czas w tym zakresie na zmiany.
Citroën ma piękną historię i dziedzictwo, o którym nie wolno zapominać a z całą pewnością nie można go ignorować.

Może jego największym problemem nie było to, że był inny – może po prostu świat stał się zbyt nudny, by go docenić? Sposób projektowania, który związany jest z licznymi badaniami grup docelowych, nie pozostawia przestrzeni na kreatywność oraz indywidualizm.
I na koniec dodam, że jest miejsce w motoryzacji na niezwykłe samochody i jest przestrzeń, by je tworzyć. Tylko zamiast nudnych korpoludków potrzeba do tego ludzi odważnych i z wyobraźnią. A nie stada „menadżerów”, którzy w motoryzacji znaleźli się z przypadku, w ogóle ich ona nie interesuje a jedyną ambicją tych ludzi jest dostać następną pensję, przetrwać jeszcze miesiąc, zamknąć kwartał czy wygrać w biurowych rozgrywkach.
Najnowsze komentarze