Był symbolem prostoty, wolności i francuskiego sprytu. Citroën 2CV, zwany potocznie „kaczką”, po wojnie zmotoryzował Francję i pół Europy. Mały, lekki, niezniszczalny. Mógł przewieźć kosz jaj, nie tłukąc ani jednego, a do tego zużywał tyle paliwa, co dzisiejszy skuter. Nie miał nic zbędnego, ale dawał wszystko, co najważniejsze – swobodę podróżowania. Wystarczyło trochę benzyny, uśmiech i chęć ruszenia w drogę, by poczuć się wolnym.
Potem Europa poszła w złą stronę. Każdy kolejny model musiał być większy, cięższy, droższy, naszpikowany elektroniką i obowiązkowymi systemami, które nie zawsze są potrzebne. Politycy w Brukseli wymyślili normy, które miały uczynić samochody „bezpieczniejszymi” i „czystszymi” — w praktyce zabijając prostotę i przystępność. Dziś tanie auta zniknęły z rynku, a cena przeciętnego miejskiego modelu wzrosła z 10 do 25 tysięcy euro w zaledwie dwie dekady. W tym samym czasie europejskie fabryki zaczęły zwalniać, a kierowcy – przesiadać się do używanych samochodów sprzed lat.
Citroën, marka która kiedyś tworzyła samochody dla wszystkich, chce to naprawić. Francuzi otwarcie stają do walki z unijnym systemem, który – ich zdaniem – dusi przemysł i odcina zwykłych ludzi od mobilności. Według informacji z wewnątrz Stellantis, Citroën pracuje nad nowym modelem inspirowanym legendarnym 2CV. Ma być mały, prosty i przystępny cenowo — prawdziwy samochód ludowy XXI wieku.
Jak mówi Jean-Philippe Imparato, jeden z liderów koncernu: „Europa potrzebuje znowu samochodów rozsądnych — lekkich, tanich, łatwych w produkcji i utrzymaniu.” Nowy model ma mieć ograniczoną prędkość maksymalną do 110 km/h, niewielką masę, minimalistyczne wnętrze i oszczędny napęd — elektryczny lub hybrydowy. Wszystko po to, by dać się wycenić gdzieś pomiędzy AMI a C3 i dać ludziom alternatywę dla absurdalnie drogich SUV-ów. Nie chodzi o luksus, tylko o powrót do idei mobilności dla każdego – tej samej, która w latach 50. i 60. zdefiniowała europejską motoryzację.
Citroën chce, by nowy 2CV był antytezą współczesnej motoryzacji. Bez wyświetlaczy wielkości telewizora, bez cyfrowych klamek i sensorów od wszystkiego. Zamiast tego – prostota, komfort i charakter, jak dawniej. Ale marka musi się pospieszyć, bo taki projekt zaprezentuje 6 października Dacia – będzie to Dacia Hipster. 3 metrowy samochód z 4 miejscami i bagażnikiem.
Auto ma powstawać w Europie – najpierw w Trnawie na Słowacji, a później także w serbskim Kragujevacu. Projekt ma znaczenie nie tylko symboliczne. To także strategia mająca przeciwstawić się chińskim producentom, którzy zalewają kontynent tanimi elektrykami. Francuzi chcą udowodnić, że Europa wciąż potrafi stworzyć coś prostego i genialnego zarazem.
Dla Citroëna to nie tylko projekt – to manifest. Marka staje dziś w opozycji do unijnej biurokracji i pokazuje, że samochód nie musi kosztować fortuny, by być bezpieczny, praktyczny i ekologiczny. To powrót do myślenia, że technologia powinna służyć człowiekowi, a nie odwrotnie. Bo jeśli ktoś ma prawo wskrzeszać ducha 2CV, to właśnie Citroën. To on zawsze odważał się myśleć inaczej – czy to w czasach André Citroëna, który rozświetlił wieżę Eiffla nazwą swojej marki, czy dziś, gdy wbrew wszystkiemu próbuje przywrócić Europie samochód dla zwykłego człowieka.
Europa nie potrzebuje kolejnego SUV-a z 15″ ekranem. Potrzebuje taniego auta, które pojedzie 110 km/h, zaparkuje wszędzie i nie zrujnuje domowego budżetu. Jeśli nowy Citroën 2CV naprawdę powstanie w takiej formie — prosty, tani, dostępny — może znów stać się symbolem epoki. Epoki, w której mobilność przestanie być luksusem, a znowu stanie się prawem każdego kierowcy.










