„Citroën to marka, z którą jestem związany od samego początku. Ci, którzy mnie znają, żartują niekiedy, że za młodu wpadłem do kotła z LHM i od tego czasu w moich żyłach płynie zielona krew. Znam te samochody od podszewki. Dlatego z uśmiechem przyglądam się niektórym komentarzom, na które trafiam czy to na Francuskie.pl czy na Facebooku, pod artykułami i wpisami o Citroënie.” – pisze Konrad Dula, prezes Amicale Citroën Pologne, w weekendowym felietonie. Poczytajcie.
„Autorzy owych komentarzy, niech klawiatura będzie dla nich łaskawa, twierdzą często, że Citroën może jest i komfortowy, ale potem wymieniają szereg rozmaitych mniej lub bardziej wydumanych wad, wymyślonych problemów i najwyraźniej dobrze zakorzenionych w ich umysłach przesądów. Nie wiem czy to efekt nasilonej propagandy ze strony naszego zachodniego sąsiada, ale zapewne nie wiecie, że dowcip o czołgach francuskich, które mają pięć biegów do tyłu i jeden do przodu wymyślił nie kto inny a właśnie Niemcy.

Ci sami Niemcy, którzy jeszcze w latach 20-tych ubiegłego wieku byli motoryzacyjną pustynią i patrzyli na Citroëna z wielką zazdrością. Niemcy, którzy w czasie wojny nie potrafili poradzić sobie z temperaturami na pustyni i dlatego używali samochodów Citroëna, Niemcy, którzy gdy wyszedł Citroën DS otwierali oczy ze zdziwienia i mówili, że nigdy nie dojdą do takiego poziomu (i nie doszli!), Niemcy, którzy jeszcze w latach 50-tych robili Mercedesy z drewna, bo mieli najwyraźniej problem z opanowaniem konstrukcji stalowej, którą Citroën używał wtedy od 20 lat. Może to nieco złośliwe z mojej strony, ale restauruję stare i bardzo stare samochody od kilkudziesięciu lat i doskonale wiem, co w nich siedzi w środku.
W mojej rodzinie hydropneumatyki były od kiedy tylko pamiętam. Mój tata, wielki fan motoryzacji, mechanik, doskonały konstruktor, zapalony racjonalizator, jeździł Citroënami. Siłą rzeczy przeszło na mnie, bo „czym skorupka za młodu nasiąknie…”. Wiele mądrości jest w tym powiedzeniu, bo w czasach, gdy moi koledzy ślinili się do Golfa I, ja marzyłem o zaawansowanym i komfortowym Citroënie BX. Potem, gdy w domu pojawił się Citroën XM 2.0 8V, był jak statek kosmiczny pośród zalewu blaszanek z niemieckimi znaczkami. I dlatego, mając stałą i praktyczną styczność z hydropneumatyką, chciałem Wam coś powiedzieć o awariach a może bardziej o ich braku.

Spotkałem kiedyś na forum wpis jakiegoś człowieka, który opisywał szczegółowo nieszczęście, które go spotkało, gdy musiał wymienić tylni siłownik zawieszenia w Citroënie XM. Zapytałem go, czy założył nowy, czy może używany o nieznanej historii. Odpowiedzi na pewno się domyślacie: używka, nie wiadomo z jakiego auta, z jakim przebiegiem. Problemów miał potem co niemiara.
W latach dziewięćdziesiątych partnerem w naprawach a właściwie regeneracji siłowników była Stocznia Szczecińska. Był to zakład wyposażony w najlepsze, co w tamtych czasach dało się mieć. I właśnie tam naprawiano, regenerowano i przywracano do życia hydraulikę, bo nie wiem czy wiecie, ale statki są systemami są usiane jak dobra kasza skwarkami. Od słowa do słowa z inżynierem uprowadzających nas po zakładzie doszliśmy do wniosku, że w Stoczni bez problemu można zregenerować układy z Citroëna. Tak trafił tam pierwszy mój siłownik z Citroëna GS. Cylinder został rozszlifowany na odpowiedni wymiar a tłoczysko pokryte chromem technicznym i przeszlifowane do wymiaru. Nowe uszczelnienia nie przepuszczały nawet kropelk LHMu. Drugim ważnym elementem, który udało mi się naprawić dzięki pomocy stoczni to był zawór hamulcowy w Citroënie BX. Że to niemożliwe powiecie?

Citroëna BX kupiłem w Warszawie. Auto wykazywało ewidentnie objawy nieszczelnego zaworu hamulcowego, który żył już własnym życiem. W stoczni zawór przeszedł operację: rozszlifowano o dwie setne milimetra otwór, dorobiono kompletne nowe suwaki. Docierał do pan Piotr, z którym mam zresztą kontakt do dzisiaj. Ten układ musi utrzymywać ciśnienie rzędu 170 atmosfer bez żadnych uszczelnień i jest to do zrobienia! Na 30 urodzinach Citroëna Xantii w Warszawie, które organizował portal Francuskie.pl i moje stowarzyszenie Amicale Citroën Pologne, mówił o tym pan Władysław Potocki. Reasumując, nigdy nie zakładałem do samochodów siłowników wyciągniętych z krzaków, zawsze starałem się naprawić te, które miałem.
Nie tylko naprawiam te samochody, ja nimi jeżdżę i to dużo – z racji swojej pracy poruszam się dużo po całej Europie. Hydropneumatykami przejechałem grubo ponad milion kilometrów. Miałem trzy XMy, które kupowałem jak miały na liczniku po około 300 tysięcy kilometrów i przejeździłem drugie tyle, miałem kilkanaście BXów.

Aktualnie mam Citroëna DS 21, którym jeżdżę codziennie (tak, to moje tak zwane daily), jeżdżę nim po całej Polsce, przejechałem ponad 150.000 kilometrów a jest to ta najbardziej skomplikowana wersja z półautomatem. Czy zdarzały się jakieś awarie? Tak, rezystor palca rozdzielacza, dwa razy pompa paliwa wymagała naprawy, raz podkładka na śrubie regulacyjnej sprzęgła, wyciek z przekładni kierowniczej. Samochód pochodzi z 1969 roku. Jeździ, jest niezawodny – zapalam i jadę. Ciągnę nim sporą przyczepę, kto był na urodzinach Xantii ten pewnie widział, to właśnie tym autem i tą przyczepą przywieźliśmy na to wydarzenie całe wyposażenie.
Co chcę powiedzieć? Hydropneumatyka daje tak niesamowitą frajdę i komfort, tylko nie lubi druciarstwa. Części da się znaleźć, zregenerować, naprawić. Da się wszystko – jak dbasz, to masz. I tak tylko się czasami zastanawiam, że tutaj, na Francuskie.pl, pojawia się tylu hejterów, psychofanów niemieckiej albo japońskiej motoryzacji. Co oni tutaj robią? Co ich przyciąga? Nie mam pojęcia. Nie mieli hydropneumatyka, opowiadają, że w rodzinie był wujek siostry babci dziadka, który miał Citroëna ZM (tak, był taki wpis), który się ciągle plus i nikt nie potrafił go naprawić. Serio!
Lubię motoryzację francuską, lubię francuskie samochody. Dają mi to, czego nie znajdę nigdzie indziej. Komfort, przyjemność jazdy, spotkania z ciekawymi ludźmi. Ale nie wchodzę na strony, fora i grupy poświęcone autom z Japonii czy Niemiec, nie piszę tam, jakie niemieckie auta są prymitywne i ciągle się psują, nie pisuję na forach Toyoty ile razy spotkałem się z zepsutym japończykiem i co tam ciągle pada (a mógłbym, jako mechanik, sporo takich historyjek wam opowiedzieć).

Ale jak widać jest coś takiego w Citroënie, że przyciąga. Przyciągają też Peugeot i Renault, każdy na swój sposób. Hejtujcie więc sobie francuskie samochody, a ja z uśmiechem będę czytać te wykwity wyobraźni, historie o wymyślonych znajomych i wujkach, ciesząc się każdym kilometrem za kierownicą mojego DS.” – podsumowuje Konrad Dula.