Gdy w październiku 2024 roku Unia Europejska wprowadziła wysokie cła — sięgające nawet 40% — na chińskie samochody elektryczne, miało to być jasnym sygnałem obrony europejskiego przemysłu motoryzacyjnego. Jednak to, co miało być tarczą ochronną, bardzo szybko zaczęło przypominać miecz obosieczny. Zamiast osłabić wpływ Chin, wywołało reakcję, która może okazać się gwoździem do trumny dla europejskich producentów.
Chińskie koncerny nie zamierzają rezygnować z europejskiego rynku. Zamiast tego planują lokalizację produkcji bezpośrednio na terenie UE, skutecznie omijając zaporowe cła. Inwestycje w europejskie fabryki pozwolą im nie tylko obniżyć koszty eksportu, ale także zbudować trwałe relacje z lokalnym rynkiem. To jednak dopiero początek problemów. Największym zagrożeniem okazuje się bowiem fakt, że zamiast izolować europejski przemysł od chińskiej ekspansji, nowe cła paradoksalnie zachęciły europejskich producentów do zacieśniania współpracy z chińskimi firmami.
Pod presją kryzysu finansowego i rosnących kosztów badań nad elektryfikacją, europejscy giganci motoryzacyjni muszą szukać oszczędności. W 2024 roku zyski największych marek spadły dramatycznie: Mercedes-Benz zanotował spadek o 28%, Volkswagen o 33%, a Stellantis aż o 70%.
W obliczu takich wyników, europejskie firmy coraz śmielej zwracają się ku chińskim partnerom. Volkswagen nawiązał współpracę ze startupem Xpeng, licząc na odzyskanie pozycji w Chinach i dostęp do nowoczesnych technologii.
Dzięki unijnym regulacjom chińscy producenci dostali nieoczekiwany impuls: zamiast eksportować, zaczną produkować lokalnie. W ten sposób nie tylko nie zostaną wyparci z rynku, ale jeszcze bardziej zadomowią się w Europie, przejmując kontrolę nad łańcuchem dostaw i technologiami, od których europejscy producenci coraz bardziej się uzależniają.
Jest oczywiście inna możliwość – lokalna produkcja chińska nie będzie na tyle silna i konkurencyjna, że europejskie samochody utrzymają przewagę konkurencyjną, bo wbrew hurraoptymistycznemu podejściu niektórych obserwatorów rynku motoryzacyjnego azjatyckie auta nie są tak bardzo dostosowane do naszego rynku. Oprócz nieco innego charakteru nie ma tu rozbudowanych sieci serwisowych, magazynów części czy łatwego dostępu do serwisu.
Do zniszczenia przemysłu jest więc jeszcze daleko – ale na pewno będziemy świadkami zmian i to poważnych.
Najnowsze komentarze