Wczoraj doszło do pewnej kolizji w Warszawie… Dobra, doszło pewnie do co najmniej kilku, co w dwumilionowym mieście nikogo nie dziwi. Nie dziwi nawet to, że jednym z jej uczestników był samochód marki Citroën. Drugi, to BMW. Też nic dziwnego – te samochody, to żadne tam unikaty na ulicach naszego chorego kraju. Chorego? Tak! Bo czy w normalnym kraju wozi się polityków na sygnale czymś innym, niż karetką?
Mogę zrozumieć, że kiedy porusza się kolumna samochodów wioząca głowę państwa i wszyscy spieszą się na ważne spotkanie, to całość eskortuje policja i wówczas korzysta się z uprzywilejowania w ruchu. Polska jednak, to kraj, w którym wszystko postawione jest na głowie i bardzo chciałbym napisać to zupełnie innymi słowami…
Citroën Xsara Picasso wyjeżdżał wczoraj z ulicy Żelaznej na Plac Starynkiewicza, czyli w Aleje Jerozolimskie. Wyjeżdżał, dodajmy, mając na sygnalizatorze zielone światło. Tak naprawdę jest to ścisłe centrum Warszawy, w którym ruch niemal zawsze jest duży, a korki utrudniają życie obywateli. Nie wszystkich, jak się okazało, bo w BMW tym razem nie jechał żaden kark, któremu się spieszyło i „olał” czerwone światło na sygnalizatorze. Kierowca Biura Ochrony Rządu wiózł – na sygnale i z „dyskoteką” – byłego premiera, aktualnie pełniącego funkcję przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, Jerzego Buzka. Sprawa zresztą błyskawicznie wywołała wiele krytycznych komentarzy na licznych forach internetowych. Krytycznych wobec władz oczywiście.
Nie wiemy oczywiście, dokąd i w jakim celu jechał pan polityk, ale musiało mu się bardzo spieszyć, skoro funkcjonariusz BOR-u siedzący za kierownicą aż tak szarżował. A miałem cichą nadzieję, że po pewnym wydarzeniu z 10. kwietnia ubiegłego roku resorty mundurowe trochę zaczęły myśleć i już nie robią wszystkiego, czego oczekują od nich politycy, choćby nawet z tytułami profesorskimi. Zresztą wykształcenie w przypadku polityków często nie ma znaczenia – bywają wtedy jeszcze większymi bufonami. Historia zna takie przypadki!
Ale wróćmy na Plac Starynkiewicza. Pojazd uprzywilejowany ma prawo nie przestrzegać przepisów ruchu drogowego, ale przy zachowaniu szczególnej ostrożności. Widzieliście, jak na czerwonym przejeżdża karetka? No właśnie! Ale BOR-u to najwyraźniej nie dotyczy. I Bogu ducha winny kierowca Citroëna rozbił prowadzone przez siebie auto, bo jakiemuś politykowi, sprawującemu wprawdzie dość ważną funkcję, ale o tym za chwilę, gdzieś się bardzo spieszyło.
No właśnie. Chciałbym, by politycy każdego szczebla byli ludźmi odpowiedzialnymi. Tak, to idealizm, a wręcz utopia. Ale skoro człowiek legitymujący się profesorskim tytułem, sprawujący dość istotną na międzynarodowej arenie funkcję, tak skwapliwie korzysta z przywilejów jazdy BOR-owikowym autem, to czy na pewno jest tak odpowiedzialny, jak byśmy tego od niego oczekiwali? Mam pewne wątpliwości…
Polska, to kraj co najmniej dziwny. Nie tak dawno Europę wizytował* Barack Obama. Warszawa zgłupiała. Pani prezydent miasta sugerowała mieszkańcom opuszczenie stolicy, by nie musieli tkwić w korkach i znosić szeregu innych utrudnień. Przy okazji tejże samej wizyty londyńskie (a więc zauważalnie większej metropolii) ulice zamykane były czasowo tylko na moment przejazdu prezydenckiej limuzyny. I nic się Obamie nie stało! Co mogło mu więc grozić w tak wpatrzonym w Stany Zjednoczone kraju, jak to śmieszne państewko nad Wisłą?…
W Polsce zmieniło się wiele, ale na pewno nie w relacjach władza-obywatele. Tutaj dalej tkwimy w głębokim socjalizmie, gdzie lud władzę kochał tak bardzo, że gotów był go mocno wyściskać. Władza odgradzała się więc od społeczeństwa. Po przemianach lat 80-tych zmieniło się niewiele, poza limuzynami – już nie używa się radzieckich, tylko niemieckich, pancernych, żeby kochający lud nie okazał zbyt mocno swojej miłości…
Arogancja władzy jest zaś chyba jeszcze większa. Teraz byle poseł, to już wielka szycha, której nikt narazić się nie chce. Immunitet nie pozwala na zbadanie trzeźwości, a praktyka pokazuje, że wielu parlamentarzystów za kołnierz nie wylewa. Sorry, ale prowadzenie po alkoholu, to jest przestępstwo, chyba nawet umyślne, więc dlaczego immunitet chroni wybrańców narodu chlejących, jak szewcy? To chore!
Nie tak dawno w niewielkim mieście na Lubelszczyźnie zatrzymano urzędnika. Nawet nie takiego z wyboru. Kierownika jednego z wydziałów w ryckim Urzędzie Miasta, czy czymś takim. Facet dobrowolnie poddał się karze. Ale dostał wyrok za jazdę po pijaku i zgodnie z prawem powinien stracić pracę. Nie chronił go żaden immunitet, ale klient zdawał sobie sprawę z popełnionego przewinienia i stąd dobrowolne poddanie się karze. Burmistrz Ryk jednak wcale nie chce się go pozbywać z Urzędu. Twierdzi, że to świetny fachowiec. Nie znam żadnego z tych panów i nawet za ich poznaniem nie tęsknię, ale chciałbym zwrócić uwagę na ciekawy przypadek – urzędnik w niewielkim mieście złapany na jeździe po pijaku musi się pożegnać z pracą, a posła nawet przebadać na obecność alkoholu w organizmie nie wolno, bo chroni go immunitet! A przecież ten poseł ma realnie większy wpływ na nasze życie, niż urzędnik, nawet na kierowniczym stołku, w kilkutysięcznym mieście!
Władza się rozbestwiła. Ma w głębokim poważaniu nas, szarych ludzi, którzy ich wybieramy, którzy ich opłacamy. Nie, nie będę nawoływał do głosowania na określoną partię. Ja chcę zmian w przepisach! Ja chcę, by immunitet nie chronił przed kontrolą drogową, chcę, by każdego, choćby był papieżem, cesarzem, królem, czy kimkolwiek innym można było zgodnie z prawem zbadać na obecność w organizmie alkoholu, bądź innych zakazanych podczas prowadzenia pojazdów mechanicznych używek. Oczywiście jeśli tylko ów papież, cesarz, czy król siedziałby za kółkiem.
Chcę wreszcie, żeby byle premiera, ministra, czy innego pajacyka, któremu się wydaje, że jest kimś lepszym, nie wolno było wozić limuzynami na prawach pojazdu uprzywilejowanego. Owszem, tu mogą być wyjątki, ale naprawdę powinny być nieliczne i w dodatku limuzyny te musiałyby być eskortowane przez policję. Byłoby sensowniej. Niech wybrańcy narodu zobaczą, z jakimi problemami na drogach musimy się ścierać na co dzień. I tak mają dobrze, bo wozi się ich dupska w drogich, klimatyzowanych samochodach, za zasłonkami (kiedyś były nawet takie sklepy…), na nasz koszt. Więc niech się pławią w tym luksusie, ale bez prawa jazdy, jako pojazd uprzywilejowany. Poza szczególnymi przypadkami.
Rozwiązana niedawno pewna formacja wojskowa też miała daleko gdzieś przepisy. W efekcie poszło do ziemi 96 osób, z których co najmniej kilkunastu naprawdę szczerze żałuję. Taki BOR jednak nie wyciągnął z tego wniosków, tylko wiezie ważnego polityka europejskiego formatu na czerwonym świetle. Chcę wierzyć, że powód był istotny, ale czy na tyle istotny, by narażać zdrowie, a może nawet życie Pana Buzka? Mi osobiście jest ono obojętne – nigdy jakąś szczególną estymą tego pana nie darzyłem. Ale pan funkcjonariusz BOR, najwyraźniej w zgodzie z przepisami tej formacji, naraził też zdrowie i życie innych ludzi, w tym wypadku kierowcy Citröena, marki szczególnie nam tutaj bliskiej. Ciekawe, czy przypadkiem facet z Xsary Picasso nie został/zostanie ukarany za tę kolizję…
Ciekawe, że w kampanii wyborczej, która właśnie się rozkręca, niespecjalnie mówi się o dużej grupie wyborców – o kierowcach. Owszem, pewien Pan Prezes coś tam przebąkiwał o swojej odwadze i obniżce akcyzy, ale to było kolejne populistyczne wariactwo. Jak mu zresztą uwierzyć, że zrobi coś dla nas, skoro sam, jak wieść gminna niesie, prawa jazdy nie posiada, więc zrozumienia prawdziwego okazać nam nie potrafi.
Inni politycy o nas nie myślą inaczej, jak tylko o dojnych krowach. Bo wciskanie kitów o autostradach już nam się dawno przejadło i daj Wam, Boże, byście ich prawdziwej sieci doczekali. Ja, choć jeszcze też relatywnie młody jestem, już przestałem w to wierzyć. A w innych krajach się udaje…
Polska jednak nie jest normalnym krajem, tu wszystko jest jakoś od tyłu, albo na lewą stronę, i ja nie wierzę, że będzie kiedyś nad Wisłą normalnie. Chciałbym jednak odebrania wielu przywilejów politykom – żeby nie zapominali tak szybko, że są zwykłymi ludźmi (specjalnie nie napisałem „normalnymi”…), i w związku z tym wiedzieli, z jakimi problemami musi się borykać opłacające ich społeczeństwo. Koniec z jaśniepaństwem, z zadufaniem, z pogardą i arogancją, i z innymi cechami, które z naszych polityków się wręcz wylewają!
Może więc pojawi się jakiś kandydat, który skupi się na realnych możliwościach ulżenia nam doli kierowców. W nadchodzących wyborach pewnie nie, ale może w kolejnych? Na mój głos spokojnie może liczyć! Ale to musiałby być ktoś mądry, i w dodatku fachowiec. Tylko czy tacy zostają politykami?…
Krzysiek Gregorczyk
* W starym kawale synek pyta ojca, czym się różni wizyta od wizytacji. Ojciec tłumaczy: wizyta jest wtedy, gdy my jedziemy w odwiedziny do babci. Z wizytacją mamy do czynienia, gdy babcia przyjeżdża do nas…
Najnowsze komentarze