Przeglądając komentarze pod artykułami dotyczącymi samochodów elektrycznych, można dojść do wniosku, że w naszym społeczeństwie funkcjonuje ogromna grupa osób, która po prostu ich nienawidzi. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Pełne emocji wpisy i zarzuty do elektryków pokazują też, jak wiele do zrobienia ma zarówno państwo jak i media. Dlaczego Polacy tak nienawidzą aut elektrycznych?
To oczywiście prowokacyjne pytanie, bo także w naszym kraju jest stale rosnąca grupa posiadaczy samochodów na prąd. Jednak nie można tak po prostu ignorować faktu występowania zjawiska odrzucenia motoryzacji elektrycznej. Warto się z tymi zarzutami zmierzyć i odpowiedzieć, zastanowić się nad przyczynami, dla których tak wiele osób nie chce nawet myśleć o elektrycznej motoryzacji. I jej wyjątkowo nie lubi.
Pierwszym i najbardziej naturalnym powodem wydaje się być kwestia ekonomiczna. Polska jest krajem o stosunkowo niskich przychodach i pomijając niewielką grupę osób, która może pozwolić sobie na nowe samochody, to zdecydowana większość z nas wybiera samochody używane. Analizując ogłoszenia na Otomoto można zauważyć, że w popularnej wśród naszego społeczeństwa grupie cenowej pomiędzy 20 a 30 tysięcy złotych można kupić w zasadzie jedyne małe elektryczne autko miejskie, takie jak Citroën C-Zero czy Peugeot Ion z roczników 2010-2012. Mowa przy tym o samochodach deklarowanych jako bezwypadkowe. Są to autka niewielkie, o zasięgu zbliżonym do 100 kilometrów, nadające się na dojazdy w mieście, ale nie będą pełnić roli samochodu uniwersalnego. Nieco większy i wygodniejszy Nissan Leaf lub Renault Zoe 2012-2014 oznacza wydatek co najmniej 35-40 tysięcy. W tym momencie włącza się naturalne porównanie: za te pieniądze można kupić używane ale znacznie wygodniejsze samochody klasy średniej, takie jak Citroën C5, Peugeot 508 czy Renault Laguna. Używane samochody elektryczne są więc stosunkowo drogie, jak na to, co można kupić za porównywalne pieniądze, a jeszcze gorzej wygląda to w przypadku aut nowych. Najtańsza jest Dacia Spring, którą można mieć za 79.900 zł minus rządowe dopłaty z programu Mój Elektryk. Ale już bardzo wygodny i komfortowy Citroën C4, Peugeot 208 czy Renault Zoe znacznie przekraczają 100 tysięcy a ceny rosną. Za drogo! Oczywiście jak na nasze kieszenie, zarobki i możliwości zakupu. Koszty produkcji elektryków są też problemem dla producentów, o czym niedawno mówił m.in. Carlos Tavares, szef koncernu Stellantis.
Drugi powód, który wydaje się być przedmiotem troski, to wczesny etap rozwoju technologii. Mimo, że elektryczne auta są z nami od ponad 100 lat, to nadal mają cechy, które – porównywane do aut spalinowych – dyskwalifikują je w oczach potencjalnych nabywców. A to przede wszystkim zasięg, wynoszący obecnie realnie 300-400 kilometrów. Dzisiaj auto elektryczne to pojazd głównie do miasta i to niekoniecznie tak dużego jak Warszawa, raczej Bydgoszcz, Chrzanów czy Kraśnik. Silne są również obawy, związane z brakiem infrastruktury ładowania i słusznie tu podnoszone są kwestie cen prądu, jego dostępności czy wreszcie braku ładowarek na osiedlach mieszkaniowych, popularnych w Polsce blokowiskach. Swoją drogą ten ostatni problem można by dość łatwo rozwiązać poprzez systemowe instalowanie po prostu zwykłych gniazdek niskiej mocy z systemem aktywacji ładowania ze smartfona, do funkcjonowania na czas postoju. Pozostawiając auto na 8-12 godzin nie trzeba więcej, niż to co oferuje gniazdko w domu. Szybkie ładowarki mają sens tylko na trasach albo wtedy, gdy rzeczywiście trzeba błyskawicznie naładować auto, np. w centrach handlowych czy przy głównych drogach. Wiele słusznych obaw budzi też kwestia cen prądu i jego dostępności, zwłaszcza w obliczu ostatnich podwyżek oraz informacji o wyczerpaniu się rezerw mocy w momentach zwiększonego poboru. Witaj czterdziesty stopniu zasilania? Być może za 10 lat te wszystkie problemy będą rozwiązanie, ale dzisiaj nie! Nadal występują również problemy z kompatybilnością ładowarek a szybkość ładowania mocno zależy od obciążenia lokalnej sieci.
Trzeci element, który udało nam się wyłapać, analizując komentarze w sieci, to kwestia braku wiedzy i doświadczenia z elektrykami. Wiele osób nigdy nie jeździło takim samochodem i tutaj jest wielkie pole do popisu dla mediów, które chętnie krytykują elektromobilność, ale mało uwagi poświęcają na edukowanie Czytelniczek i Czytelników. My w zeszłym roku prowadziliśmy taki projekt z Renault Zoe, opisując nasze wrażenia z podróży Renault Zoe zimą, przy czym mogliśmy się przekonać na własnej skórze o blaskach i cieniach takiej motoryzacji. Ten brak edukacji i wiedzy można też zniwelować przez programy jazd testowych u sprzedawców. W Polsce akcje związane z dłuższymi testami dla klientów prowadzi m.in. Renault. Bo motoryzacja na prąd ma swoje zalety, jestem pewien że wiele z osób, które są nieco krytycznie nastawione do elektryków zmieni zdanie, gdy pojeździ dzień – dwa takim cichym i dynamicznym samochodem.
To wszystko to jednak nie krytyka – tylko obserwacja pewnego zjawiska. Czy można temu zaradzić?
Jak to się mówi, vox populi vox dei. Nie można krytykować ludzi za to, że mają negatywne zdanie o motoryzacji elektrycznej, tylko zastanawiać się nad przyczynami i usuwać bariery zakupowe. W idealnym świecie najlepszym sposobem na rozwój elektromobilności byłby wzrost zamożności społeczeństwa, a więc cały szereg działań umożliwiających zwiększenie siły nabywczej. Za tym musiałby by iść kompleksowy program obniżki podatków (w tym tych na pracę!), uproszczenia i zwiększenia stabilności prawa, zachęty dla firm do inwestowania i zatrudniania.
Jeśli chcemy być krajem ekologicznym, czystym, to oprócz edukacji potrzeba po prostu umożliwić nam wszystkim, klientom rynku motoryzacyjnego, zakup jak najnowszych i jak najczystszych samochodów. Dzisiaj, to oczywiście tylko moje wrażenie, idziemy chyba w drugą stronę. Rośnie popularność najtańszych aut używanych, te zresztą bardzo mocno drożeją, rosną też koszty utrzymania i serwisu. Na elektromobilność raczej nas nie stać, przynajmniej na razie. Bariera wejścia jest po prostu zbyt wysoka.
Przed nami, jako krajem, wiele do zrobienia w celu upowszechnienia elektromobilności. Na rosnących cenach wygrywa rynek aut najtańszych, używanych i marki budżetowe, takie jak Dacia, których sprzedaż bije wszelkie rekordy.
Najnowsze komentarze