Rynek nowych samochodów przeżywa poważne kłopoty, spowodowane nałożeniem się zmiany europejskich przepisów w zakresie emisji spalin oraz pandemii koronawirusa. Z tego powodu zarówno spadł popyt jak i wzrosły ceny. Ludzie jednak muszą czymś jeździć, dlatego w miejsce zakupów fabrycznie nowych aut pojawiają się samochody używane. Zainteresowanie nimi wzrosło, tak jak zainteresowanie usługami n nieautoryzowanych warsztatów samochodów, do których teraz ustawiają się kolejki.
Na Zachodzie Europy, w wyniku dużych programów dofinansowania i wsparcia zakupu, rozwija się dynamicznie rynek samochodów elektrycznych. Potężne, miliardowe inwestycje w infrastrukturę, ułatwiają poruszanie się nimi nie tylko po miastach, ale już po całym kraju. Tak na przykład dzieje się we Francji, która przeznaczyła duże środki na rozwój szybkich stacji ładowania.
W Polsce nowe samochody elektrycznie nie cieszą się jeszcze zbyt dużą popularnością. Gdyby szukać powodów takiego stanu rzeczy, można by zapewne sporo napisać o sile nabywczej konsumentów, braku rozbudowanej infrastruktury a nawet mieszkalnictwie, większość Polaków żyje przecież w blokach, gdzie o ładowarki dość trudno. Ale to nie znaczy, że nie ma u nas zainteresowania nowoczesnymi technologiami czy tego typu transportem. Gwałtowny rozwój instalacji fotowoltaicznych pokazuje, że jeśli tylko jest taka możliwość, chętnie kupujemy nowinki kojarzone do tej pory głównie z modą czy ekologią.
Jak wygląda oferta nowych aut elektrycznych?
Wśród producentów z Francji mamy do dyspozycji kilka ciekawych samochodów:
- Citroën eC4 – którego cena zaczyna się od 125.000 zł,
- Peugeot e208 – za 124.900 zł,
- Renault Zoe – za 135.900 zł.
Wszystko to ceny detaliczne, bez żadnych dopłat. Na horyzoncie widnieje już elektryczna Dacia Spring, mniejsze ale najtańsze nowe auto elektryczne, które powinno kosztować około 60-70 tys. zł. Są też coraz szerzej dostępne hybrydy ładowalne, jak choćby doskonały i dynamiczny Peugeot 508 Hybrid czy Citroën C5 Aircross Hybrid.
Tyle, że ceny nie nadążają za możliwościami naszych kieszeni można by sarkastycznie powiedzieć. Rachunek ekonomiczny jest nieubłagany. Co zatem pozostaje Polakom spragnionym nowych technologii? Samochody używane. Najtańsze elektryki można kupić za 25 tysięcy, wśród nich maluchy takie jak Peugeot Ion i Citroën C-Zero. Za około 40 tysięcy zaczyna się wybór trochę większych elektryków. A ich ofert pojawia się coraz więcej. Duża część elektryków to jednak auta uszkodzone a na te trzeba uważać, bo o ile mechanicznie konstrukcja jest prostsza niż zwykłego auta, to uszkodzenie pakietu akumulatorów może oznaczać duże kłopoty.
Tyle, że to dzisiaj – za rok lub dwa tych ofert może być znacznie więcej. Pojawią się firmy specjalizujące w tego rodzaju napędu. Jeśli za podażą nadąży infrastruktura, polskie ulice mogą się powoli zmieniać. I chociaż nie będzie to jeszcze ruch masowy to coraz więcej osób do elektryków się przekonuje i je chce.
Polska nie będzie może liderem elektromobilności, ale z całą pewnością ma szansę stać liderem w imporcie takich używanych aut.
Najnowsze komentarze