Jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidywanego, to u producentów samochodów skończą się wreszcie problemy z półprzewodnikami. Rynek powoli stabilizuje się i sytuacja wraca do normy. Jest mniej przerw w produkcji a zakup elektroniki nie jest już tak dużym problemem, co oznacza, że za kilka miesięcy powinniśmy odczuć poprawę dostępności nowych samochodów. Czy możemy też spodziewać się niższych cen? Niekoniecznie.
Przełom w dostawach elektroniki do samochodów nastąpił wcześniej niż zapowiadano. Oznacza to, że producenci będą mogli dokończyć produkcję większości samochodów, które stały na placach i wysłać je do sieci sprzedaży. Powinno to zaspokoić popyt na nowe auta, który wciąż jest bardzo duży. Nie jest jeszcze idealnie i przerwy mogą się jednak zdarzać. Jest jeszcze jeden problem, o którym mało się mówi: nawet jeśli półprzewodniki są dostępne, to albo podrożały, albo trzeba kupować droższe. To wszystko wpływa na cenę samochodu.
I to jest poważny problem, bo inflacja i wysokie stopy procentowe ograniczają popyt. Wyraźnie widać to w Polsce, gdzie sprzedaż ciągle spada, dlatego, że są one coraz droższe i droższe jest ich finansowanie. Mniejsze zainteresowanie klientów budzi poważne obawy producentów. Skąd te podwyżki? Inflacja powoduje wzrost kosztów produkcji, drożeją surowce, części i podzespoły – mówią przedstawiciele koncernów motoryzacyjnych.
Perspektywy dla branży motoryzacyjnej są więc dzisiaj zdecydowanie słabsze niż przed pandemią i taki stan może się utrzymać jeszcze kilka lat. Czy samochody stanieją? Na razie nie ma na to szans. Drożeją i nowe i używane, w górę idą ceny usług i części. Wygląda na to, że wchodzimy po prostu w obszar kryzysu.
Najnowsze komentarze