Dacia Duster w poprzedniej odsłonie naszego cyklu osiągnęła Braszów, duże miasto (ósme co do wielkości w Rumunii) leżące w Siedmiogrodzie, trochę ponad 150 km na północ od Bukaresztu. Blisko 300.000 mieszkańców żyje o podnóża imponujących gór. To dobrze rozwinięte miasto, uprzemysłowione, będące też ważnym ośrodkiem naukowym. Powstało na początku XIII wieku, a założyli je Krzyżacy. Zabytków trochę jest, ale my do Braszowa nie zajeżdżaliśmy.
Obwodnicą, dojeżdżając do miasta od północy, udaliśmy się, borykając się z kilkoma wahadełkami na drodze, przez miasteczko Cristi do Bran. To tutejszy zamek uchodzi za twierdzę Drakuli – na tej budowli wzorował się prawdopodobnie Bram Stoker pisząc swoją słynną powieść. W rzeczywistości nie ma potwierdzonych danych, by kiedykolwiek w twierdzy przybywał Wlad Palownik, pierwowzór wampirzego bohatera. Niektóre źródła mówią o tym, że być może faktycznie tu był przed kilka dni, ale w charakterze więźnia. Nam wolność zapewniała Dacia Duster ;-)
Nie zmienia to jednak faktu, iż zamek w Bran jest wręcz oblegany przez turystów, nie tylko rumuńskich. Słyszeliśmy różną mowę, byli nawet Francuzi, ale rozmawiający w jakimś dialekcie. Sam zamek warto zobaczyć, warto też go zwiedzić. Bilet normalny kosztuje 35 lei, młodzież szkolna płaci jedynie 7 lei. W ogóle w Rumunii bilety wstępu dla dzieci i młodzieży są duuużo tańsze, niż bilety pełnopłatne. Zniżki często sięgają 75-80%.
Zamek, jak zamek – warto zobaczyć, ale jak większość tego typu budowli wystrojem niekoniecznie zachwyca. Niemniej jednak będąc w pobliżu nie odpuszczałbym tej atrakcji. Zresztą budowla wygląda wręcz imponująco. Do tego jest otoczona ładnie utrzymanym parkiem z oczkiem wodnym – można pospacerować.
Była (po zwiedzeniu przez nas zamku) pora obiadowa, więc postanowiliśmy cos zjeść. Weszliśmy do jednej z restauracji, ale pies z kulawą nogą się nami nie zainteresował, więc po 10-minutowym oczekiwaniu na jakiegokolwiek kelnera wyszliśmy. Przeszliśmy do innego lokalu, który pozwalam sobie pokazać Wam na zdjęciu. Dlaczego? Bo mimo sporej liczby gości obsługa była błyskawiczna, miła, zamówione dania dostarczono szybko, jedzenie było smaczne, a porcje przyzwoite. Zapłaciliśmy za obiad dla czterech osób niewiele ponad 100 lei. Oczywiście akceptowane są karty, a obsługa rozmawia po angielsku.
Naturalnie trzeba gdzieś zaparkować. Ceny są różne, niektórzy wołają nawet 5 lei za godzinę, co może nie jest wygórowaną kwotą, ale my stanęliśmy w miejscu, gdzie człowiek pilnujący samochodów liczył sobie 4 leje, albo 1 euro i to za dwie godziny. Akceptował bilon europejskiej waluty! Dałem mu 2 euro, a on nie chciał aż tyle. Wielkopańskim gestem ;-) powiedziałem, że tak będzie dobrze, więc on uznał, że możemy parkować dłużej ;-) Generalnie był bardzo przyjazny, jak zresztą większość Rumunów, z którymi się stykaliśmy.
Dacia Duster stała więc sobie na parkingu, my zwiedzaliśmy zamek, jedliśmy, ale nadszedł kres naszej wizyty w Bran. Ruszyliśmy drogą nr 73 w stronę Braszowa, ale z założeniem, że nie dotrzemy do niego, lecz skręcimy w drogę 73A, która pozwoli nam skrócić drogę, acz prowadzić będzie przez góry. Mi to oczywiście nie przeszkadza – uwielbiam jeździć krętymi drogami, a elastyczny silnik dCi, jakim napędzana jest „nasza” Dacia Duster świetnie się w górach spisywał.
I świetnie nam się jechało aż do Predeala, gdzie wypadliśmy na drogę nr 1 i… od razu stanęliśmy. Praktycznie aż do Buşteni, czyli przez dobrych 10 km, staliśmy w korku! Nie mieliśmy pojęcia, co się tam stało, tym bardziej, że w pewnym momencie wyprzedzała nas na sygnale straż pożarna. Żadnego wypadku ani niczego takiego jednak nie widzieliśmy (na szczęście), a za Buşteni droga się rozluźniła. Straciliśmy tam jednak dużo czasu. Na szczęście w korkach zużywaliśmy nieco mniej paliwa, bo „nasza” Dacia Duster ma system Stop&Start, który działa naprawdę dobrze. Mimo to spalanie średnie wzrosło do 5,8 l/100 km licząc z całej trasy, a tam mieliśmy już za sobą już około 1.300 km (licząc od opuszczenia parku prasowego Renault Polska w Warszawie, od Kraśnika było to ok. 1.050 km). Mimo wszystko całkiem przyzwoite spalanie, by nie powiedzieć, że dobre ;-)
Kiedy droga się rozluźniła, do Ploeszti jechało się już dużo przyjemniej. To tam skończyły się też góry i jazda była o wiele nudniejsza, za to kilometry uciekały coraz szybciej. Najpierw był droga szybkiego ruchu (do Ploeszti), a za Ploeszti wpadliśmy na autostradę A2, którą nadkłada się trochę drogi do obwodnicy Bukaresztu w stosunku do starej „jedynki”, ale za to jedzie się nią o wiele szybciej.
Na obwodnicy Bukaresztu, jakieś dwa kilometry przed zjazdem na autostradę A2, znowu stanęliśmy w korku. Padał deszcz, ale to nie on był przyczyną zatoru. Powodem był wzmożony ruch na A2 z Konstancy do rumuńskiej stolicy. Kończył się weekend i ruch znad morza był przeogromny. Autostrada korkowała się na różnych odcinkach w kierunku Bukaresztu. „Nasza” Dacia Duster mogła się jednak w kierunku przeciwnym poruszać bezproblemowo, musieliśmy jedynie uważać na deszcz. Kilometry uciekały, a spalanie sukcesywnie rosło – pod koniec autostrady zaczynającej się betonowymi płytami (jak nasza stara A4) wyniosło 6,1 l/100 km. Ale to i tak bardzo dobry wynik, moim zdaniem.
Dotarliśmy do Konstancy ostatni odcinek, dzięki autostradzie, pokonując szybko i sprawnie. Ta droga szybkiego ruchu ma trochę ponad 200 km i znakomicie ułatwia dotarcie do miasta będącego największym rumuńskim portem. Miasta liczącego około 300.000 mieszkańców, z czego ponad 90% stanowią Rumuni. Inne ważniejsze nacje, to Turcy, Tatarzy i Romowie. Mieszka tu też po kilkuset Rosjan, Greków, Węgrów i Ormian. Nie dziwne więc, że w mieście jest parę meczetów.
Prawdopodobnie te pozarumuńskie nacje „odpowiedzialne” są m.in. za obecność restauracji narodowych. Jest kilka greckich, niemało arabskich (czyli kebaby itp.), są oczywiście restauracje serwujące dania kuchni włoskiej, ale i fast-foodów światowych sieci nie brakuje. Każdy znajdzie coś dla siebie, czy to w Konstancy, czy w Mamai.
Ale o Konstancy i Mamai napiszę następnym razem.
Dacia Duster spisywała się przez całą drogę bardzo dobrze. To samochód całkiem dobrze wyciszony (po liftingu jest subiektywnie zauważalnie lepiej) i dobrze wykonany. Plastiki wewnątrz są teraz lepszej jakości, tapicerka również, choć ktoś, kto ten egzemplarz testował wcześniej dość mocno ją poplamił. Fotele i kanapa są wygodne – to dało się odczuć podczas dość długiej wszak podróży. Fotele zapewniają niezłe podparcie lędźwiowej okolicy kręgosłupa.
Pasażerki jadące na kanapie nie narzekały na jakąkolwiek niewygodę.
Bagażnik, mieszczący pod podłogą pełnowymiarowe koło zapasowe, wystarczy spokojnie na wypad dla czterech osób. Nie jest zbyt głęboki, a próg załadunku jest dość wysoko, ale ma regularne kształty. Pomiarów jego gabarytów dokonamy w końcowym materiale podsumowującym wyjazd.
Dacia Duster daje duże poczucie przestronności wnętrza. To nie jest mały samochód! Miejsca wystarcza nam z powodzeniem i nikt nie narzeka na jakąkolwiek ciasnotę. Czujniki parkowania z tyłu i kamera cofania ułatwiają parkowanie. Muskularna sylwetka obiecuje dzielność w terenie i jak dowodzą doświadczenia rumuńskich Dusteristi faktycznie jest to auto, którym spokojnie można ruszyć na karpackie bezdroża!
Krzysztof Gregorczyk.
Najnowsze komentarze