Jesteśmy w Konstancy i po trosze w Mamai – takim tutejszym Sopocie ;-) Mamaia (czy po polsku bardziej swojsko: Mamaja), to największa miejscowość wypoczynkowa w ojczyźnie Dacii. Testowy Duster stoi przez większość dnia na hotelowym parkingu, ale co jakiś czas wozi nas nadmorskimi ulicami swojej ojczyzny.
Ojczyzny zupełnie innej, niż wyobrażenia przeciętnego Polaka na temat Rumunii. Owszem, w wioskach Transylwanii przepychu z reguły nie widać. To nie polskie wille na polskiej wsi. Ale też znam przysiółki w kraju nad Wisłą, które wcale na bogatsze nie wyglądają. Za to Konstanca, to miasto bogate. Bogate, bo nadmorskie, bo to największy port handlowy Rumunii i bo tuż obok jest Mamaia, największy rumuński kurort. A to oznacza kasę.
Kiedy jeździłem drogami ojczyzny Dacii przed ośmioma laty, to w Siedmiogrodzie wiele z nich było dziurawych, zniszczonych. Teraz takich, jakie pamiętam sprzed niespełna dziesięciu lat, nie widziałem. Rzekłbym wręcz, że Rumuni drogi mają nie gorsze, niż my. I to mimo tego, że jest to najbiedniejszy kraj Unii Europejskiej. I mimo tego, że dużą część ojczyzny Wlada Palownika, pierwowzoru wampira Drakuli, pokrywają góry. A w takich warunkach drogi buduje się niełatwo.
Zaskakujące jest także to, że pieszy stojący na krawędzi jezdni przy przejściu jest praktycznie święty. Samochody się zatrzymują i przepuszczają pieszych. Tak to przynajmniej wygląda w miastach. I to mimo tego, że poza tym niespecjalnie ortodoksyjnie przestrzega się tu ograniczeń prędkości w terenie zabudowanym. W większości przypadków starałem się jeździć z grubsza zgodnie z przepisami. Wszyscy mnie wyprzedzali! Cóż – zacząłem więc jeździć tak, jak Rumuni. Dodajmy, że nie jest to jakieś wielkie przekraczanie prędkości, ale zamiast 50 km/h jeździ się tu 60-70 km/h – ot, jak w miastach naszej ojczyzny.
Konstanca, to miasto warte odwiedzenia. A jak już tu będziecie, to i do Mamai koniecznie zajrzyjcie. Jest nowocześniejsza. Ładniejsza. Co więcej – mnóstwo tu dobrej klasy ośrodków wypoczynkowych, czy to hoteli, czy prywatnych pensjonatów. Dobrych 10 km miejsc noclegowych i co najmniej 8 km plaży. Jest gdzie wypocząć. Niestety plaża publiczna w Mamai jest koszmarnie zabrudzona, śmieci jest tam mnóstwo. Za to plaże z leżakami (15 lei za dzień) i parasolami są czyściutkie, chyba codziennie sprzątane.
W Mamai warto też wejść na długie molo. Jest położone nisko nad lustrem wody, czasem więc co większe fale pryskają wodą poprzez deski. Za to widok na kurort jest całkiem fajny.
Mamaię można, a nawet warto, obejrzeć także z lotu ptaka. Gdzieś w okolicy można wynająć śmigłowiec, ale dużo tańszym rozwiązaniem jest kurs kolejką gondolową nad miasteczkiem. Jedna stacja jest w części południowej, druga z grubsza pośrodku mierzei, na której Mamaia leży – łatwo znaleźć. Wystarczy unieść głowę i podążać za dość gęsto podróżującymi wagonikami. Kurs w jedną stronę kosztuje 20 lei (kasy są z obu stron), nie ma zniżek dla dzieci, jedynie latorośle do 7. roku życia podróżują za darmo. Zdecydowanie warto! Widoki są fajne, podróżuje się nad paroma hotelami, nad aquaparkiem i nad promenadą wiodącą wzdłuż miasteczka. Szczerze polecam!
Mamaia, to hotele, pensjonaty i mnóstwo knajp, sklepików, kramów i oczywiście szeroka piaszczysta plaża. Jeśli jednak nie przepadacie, nawet latem, na urlopie, za tłokiem, to może warto wybrać tak, jak my. Nie unikaliśmy tłoku i tak naprawdę przez parę miesięcy planowaliśmy Mamaię, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się na północną część Konstancy. Tu znaleźliśmy po prostu bardzo fajny hotel w całkiem rozsądnej cenie. W dodatku okazało się, że
dostaliśmy dwupokojowy apartament na najwyższym, ósmym piętrze, z wielkim tarasem, z którego roztacza się imponujący widok na Morze Czarne na wschodzie i na Mamaię na północy. Rewelacja!
Oba pokoje apartamentu są oczywiście klimatyzowane, w obu są telewizory, jest bezprzewodowy dostęp do Internetu (stabilny). Do tego lodówka, kuchenka mikrofalowa, naczynia, sztućce. No i ten taras, że powtórzę jeszcze raz ;-) ze stolikiem i sześcioma krzesełkami – tu też można się opalać. Warunki są fajne. Dodam, że na ósmym piętrze są tylko dwa apartamenty, resztę piętra zajmuje restauracja, której część jest na powietrzu. W celu uniknięcia podkradających jedzenie mew można opuścić przezroczyste zasłony.
W Konstancy warto pójść na nabrzeże (wzdłuż Bulevardul Regina Elisabeta) i odszukać stare kasyno. Budynek Casino Elisabetha jest naprawdę imponujący. Kiedy byliśmy tu w marcu 2009 roku trwał jego remont. Teraz chyba nawet remont się nie odbywa. Wówczas za kilka lei wręczonych jakiemuś dozorcy mieliśmy okazję wejść do środka, teraz i to jest niemożliwe. Mam wrażenie, że kasyno niszczeje. Zdaję sobie sprawę, że remont samego budynku pochłonie krocie, a jego wyposażenie pewnie jeszcze kilkakrotnie więcej, ale czy nie warto? Jest piękny! Powinno się go jak najszybciej odrestaurować!!! No ale pytanie, kto miałby to sfinansować i co mogłoby się mieścić w środku.
Warto rzucić okiem na port – jest wszak największym tego typu obiektem w Rumunii. Chodząc w okolicy natkniecie się zapewne na kościół katedralny Świętych Apostołów Piotra i Pawła (prawosławny) oraz parę innych kościołów chrześcijańskich, a kawałek dalej na meczet Marea Moschee Din Constanţa. W jego pobliżu w monumentalnym budynku mieści się Muzeum Narodowej Historii i Archeologii. W tej okolicy znajdziecie całkiem sporo fajnych knajpek i pubów, a ceny w nich są rozsądne. Na wschód stąd, ale tak naprawdę tuż obok, mieści się marina, w której cumują jachty, czasem naprawdę fajne. O wiele łatwiej tam jednak dojść spod kasyna.
Konstanca, to miasto zatłoczone. Samochodów jeździ tu mnóstwo, acz rzeczywiście, nie wszystkie mają lokalne tablice rejestracyjne (zaczynające się od CT). Trzeba uważać, ale dotychczas nie byliśmy świadkami jakiejkolwiek stłuczki, czy choćby przytarcia. Wiele ulic ma po dwa, a nawet trzy pasy ruchu w każdym kierunku. Mimo to zdarza się, że piesi próbują pokonywać te arterie komunikacyjne w miejscach niedozwolonych. Wówczas jednak rumuńscy kierowcy są bezwzględni. Na przejściu pieszy jest święty, poza nim się gonie przepuszcza.
W powszechnym użyciu są klaksony, ale najwyraźniej to im też pomaga sprawnie jeździć.
Nasza testowa Dacia Duster codziennie wyrusza z hotelowego parkingu. W tutejszych korkach delikatnie wzrosło spalanie. Aktualne średnie zużycie z dystansu ponad 1.715 km wynosi 6,2 l/100 km, ale to i tak bardzo przyzwoity wynik. Wysoki prześwit pomaga we wjeżdżaniu na krawężniki, a czasem tylko tak można tu zaparkować.
Miejsca parkingowe generalnie nie są płatne, acz zdarzają się parkingi wymagające sięgnięcia po portfel. To głównie w Mamai, np. przy aquaparku. Godzina parkowania tam wyceniana jest na 2 leje, a więc równowartość niespełna 2 zł. Opłaty są zaokrąglane do pełnej godziny. Jeśli parkuje się np. 4 godziny i 20 minut, to zapłacicie 8 lei. Myślę, że o wiele rozsądniej, niż w Polsce.
Za to tak jak w Polsce w drogach jest sporo studzienek kanalizacyjnych. To irytujące, ale nic na to – jak i u nas – nie poradzimy. Za to mimo korków ruch jest w miarę płynny, w czym zasługa sekundników przy światłach. Nie przy każdych, ale na wielu skrzyżowaniach są. I to nie tylko w Konstancy, ale w całej Rumunii.
Krzysztof Gregorczyk.
Najnowsze komentarze