Test Dacii Sandero zaczęliśmy w samo południe, w Warszawie, gdzie w parku prasowym czekał na nas przygotowany samochód. Dacia Sandero, wersja benzynowa, silnik o pojemności 1.6 litra.
Wersja Laureate z dodatkowym wyposażeniem, które powoduje, że cena tego auta wynosi około 40 tysięcy złotych. W środku to co znamy już z Dacii Logan i Dacii Logan MCV, ale z pewnymi zmianami.
A zmiany te poszły w bardzo dobrym kierunku, bo wnętrze zrobiło się po prostu ładniejsze. I nie dotyczy to może tyle zegarów czy deski rozdzielczej w ogóle – chociaż i tutaj są zmiany na plus – co przede wszystkim boczków drzwi. Materiały wnętrza są tanie, ale przyzwoite. Nic nie trzeszczy, nie skrzypi, wszystko spasowane solidnie i bez zarzutu.
Tworzywa sztuczne to żadne premium, wygląda na tanie i jest tanie. Spełnia swoją rolę i tyle. Do tego całkiem pojemny schowek przed pasażerem, trochę miejsca na drobiazgi – jest dobrze. Od tej strony auto spełnia swoje funkcje bez zarzutu. Fotele przednie są w trasie całkiem wygodne i mimo, że większość pierwszej części trasy przejechał jeden dość rosły kierowca – 188 cm wzrostu – nie było powodów do narzekań. Bardzo wygodnie jest też z tyłu, kanapa jest odpowiednio wyprofilowana a oparcie daje wygodny dla pleców kąt. Nad głowami i na nogi dużo miejsca. Oczywiście piszemy to z perspektywy ceny – nie oczekujcie cudów.
Dacią Sandero po Europie – jaka trasa?
Zaczęliśmy – jak już wiecie – w Warszawie, na parkingu parku prasowego Renault przy Alejach Jerozolimskich. Stamtąd przejazd na zapakowanie samochodu bagażami i tutaj już mamy pierwszą przygodę. Przechodzący pan wyprowadzający swojego psa zagaduje nas, zaintrygowany wyglądem samochodu. I rzeczywiście, Sandero z dodatkowymi nakładkami na zderzak z przodu i na progi wygląda trochę jak auto terenowe. Duże zdziwienie pytającego budzi cena auta. Po kilkunastu minutach pogawędki wyraźnie zaciekawiony człowiek odchodzi a my możemy jechać. Takie wyrazy zainteresowania spotykają nas jeszcze kilka razy w czasie tej trasy.
Ile wynosi spalanie Sandero?
Sandero jest jeszcze mało znane i budzi ciekawość. Z Warszawy kierujemy się na Puławy, gdzie nasz redakcyjny kolega doposaża pojazd w nawigację satelitarną. Przydaje się ona w podróży na równi z atlasem samochodowym, ułatwia jazdę. Z Puław – tam jak zwykle odwieczny remont drogi – na Kazimierz, ukochany przez warszawiaków i już do Kraśnika. Stamtąd jedziemy przez Rzeszów, kierując się na Słowację. Płaskie do tej pory drogi zostają zastąpione przez bieszczadzkie góry. Zjeżdżamy do Krosna już w całkowitych ciemnościach, tankujemy, komputer pokazuje średnie spalanie benzyny na poziomie 6,5 litra.
Jak na dość obciążony samochód – bagażnik mamy pełen reporterskiego sprzętu – to świetny wynik. Krętą drogą ruszamy na Słowację. Na granicy celników już nie ma, kupujemy tylko winietkę (31 złotych na tydzień – wszystko przez wysoki kurs euro) i jedziemy w stronę Węgier. Żałujemy, że już noc, bo malownicze widoki nie będą dzisiaj naszym udziałem. Mijamy Koszyce i kilkanaście kilometrów później wjeżdżamy już na węgierską ekspresówkę.
Na Węgrzech prędkość to 110 km/h
Tutaj kilka ciekawostek. Droga od granicy, mimo, że jednopasmowa, pozwala jechać 110 km/h. Tylko w miejscowościach trzeba zwolnić. Świetny pomysł, by usprawnić ruch. Niestety nie jest stosowany w Polsce, gdzie na takich drogach jest ograniczenie do 90 lub 70 km/h. Na granicy słowacko-węgierskiej znowu ani żywej duszy, więc winietkę (tym razem na 4 dni, cena około 11 złotych) kupujemy 25 kilometrów dalej. Przed północą dojeżdżamy do Debreczyna, który leży w pobliżu granicy rumuńsko-węgierskiej. Tutaj nocleg.
Trochę spostrzeżeń o samochodzie na gorąco. Dacia Sandero 1.6 spisuje się w trasie nadspodziewanie dobrze. Prędkości do 130 km/h nie robią na nim wrażenia. Trzyma się drogi jak przyklejony, z zachowaniem jakiejś jednak dawki komfortu. Czy to nierówne polskie drogi, czy górskie zakręty, czy jakieś niespodziewane dziury – nie udało nam się wytrącić auta z tego dobrego rytmu.
To samochód zbudowany na kiepskie drogi
Ciekawe co będzie jutro w Rumunii, która słynie z podobno kiepskich dróg, ale myślę, że nie będą gorsze niż te nasze rodzime polskie drogi. Na razie jest bardzo dobrze. Jazda nie męczy, jest wręcz przyjemnością. Samochód, oprócz dobrego trzymania, daje też niezłe wyczucie drogi. Wrażenia z jezdni przekazuje bezpośrednio na kierownicę, nie ma poczucia jakiegoś dystansu. Sandero nie jest oczywiście tak dobrze wyciszony jak auta klasy wyższej, spokojnie jednak daje porozmawiać do prędkości 110 km/h bez podnoszenia głosu.
Są i wady. Hałas to główny problem, skrzypią wycieraczki, fabryczne audio… słabe
Przy 130 km/h szum silnika i wiatru daje się we znaki, to skutek słabego wyciszenia. Zauważamy też od razu dwie wady – cały czas problem z wycieraczkami, które skrzypią niemiłosiernie oraz kiepski dźwięk fabrycznego zestawu audio. Na dzień dzisiejszy to tyle, kolejna relacja na gorąco – i oczywiście zdjęcia – wkrótce.
Jędrzej Chmielewski
Krzysztof Gregorczyk
Dziękujemy firmie Renault Polska za udostępnienie samochodu do testu.
Dziękujemy firmie Motorola za dostarczenie urządzeń bluetooth do bezpiecznej komunikacji na drodze.