Europejska wyprawa Dacią Sandero 2008 z silnikiem 1.6 MPI dotarła do Starej Zagory w Bułgarii. Dzisiaj w planach dojazd aż do Węgier a po drodze nieznana nam jeszcze Sofia.
Na autostradzie, przy silnym wietrze, walczymy trochę z Sandero, by go utrzymać w ryzach. Podmuchy z boku potrafią być dokuczliwe, trzeba bowiem pamiętać, że samochód jest stosunkowo wysoki i przy dużej prędkości trzeba po prostu zachować wzmożoną uwagę. Efekt ten daje o sobie szczególnie znać w chwilach gdy wyjeżdżamy zza ściany lasu. Wtedy potrzebna jest korekta kierownicą. Samochód nie sprawia żadnych problemów, dokucza jednak hałas silnika – przy takich prędkościach to już wysokie obroty.
Zostawiamy samochód pod czujnym okiem bułgarskiego prezydenta i wędrujemy w stronę centrum. Sofia nie robi jednak większego wrażenia, jest brudna i hałaśliwa. Udaje nam się trafić na deptak. Obserwujemy ciekawy zwyczaj, mnóstwo punktów sprzedaje pizzę lub ciasteczka, którymi zajadają się mieszkańcy. Prawie każdy idzie z jakimś przysmakiem a ulica pachnie od świeżych wypieków. Chodzimy po wąskich zatłoczonych samochdami uliczkach. Trafiamy na stare ruinny, są i zabytkowe kamienice.
Ale ogólnie Sofia jakoś nas nie zachwyca. Być może to wina wrażenia chaosu a przede wszystkim brudu na ulicach. Śmieci jest naprawdę dużo, nawet przed bardzo reprezentacyjnym budynkiem pałacu prezydenta. Korki również nie dają powodu by bliżej polubić stolicę Bułgarii. Pełni mieszanych uczuć szukamy sklepu. Teraz jeszcze małe zakupy, przy okazji okazuje się, że terminal nie działa! a potem już jedziemy w stronę granicy z Serbią. Na szczęście po zatłoczonej Sofii droga jest stosunkowo pusta. Przez Belgrad – korzystając z autostrady – chcemy dojechać do Budapesztu. Zadziwia nas granica bułgarsko-serbska, bowiem przejeżdżamy aż trzy kontrole. Podziwiamy list gończy za jakimiś przestępcami. Jeden wyceniany jest na milion euro, drugi – śmiejemy się, że w promocji – tylko 250 tysięcy.
Za granicą droga wije się wśród wzgórz, mijamy większe i mniejsze auta. Jedziemy niezbyt szybko, dużo tutaj policji. Bardzo dobra droga wiedzie między góskimi szczytami. Jemy tuż przed autostradą, nieco zdziwieni bardzo dobrym kursem naszej waluty. Jeden dinar to zaledwie 5 groszy. Później skrzętnie wykorzystujemy ten fakt przy zakupach. Teraz czas na autostradę na Belgrad. Dojeżdżamy tam pod wieczór, płacimy 8 euro za 250 km jazdy, a za chwilę zostajemy niesamowicie zaskoczeni. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem. To piękne miasto! Wspaniałe zabytki, czyste ulice, uśmiechnięci ludzie. Wieczór, sobota, wszystko żyje.
My idziemy w ekspresowym tempie zwiedzić twierdzę w centrum. Mimo później pory wszystko podświetlone, mnóstwo ludzi, młodzieży. Sesja fotograficzna, podziwianie panoramy miasta, żałujemy, że nie można tu wjechać Dacią by i jej zrobić zdjęcia. Potem szybko do samochodu i już jedziemy dalej. Postój na tankowanie, benzyna w podobnej cenie jak u nas. Tym razem 160 złotych poszło do baku. A na liczniku 3079 kilometrów – tyle przejechaliśmy już od Warszawy. Z powrotem mamy jeszcze około tysiąca. Na stacji pijemy jeszcze kawę, obok nas roześmiani policjanci komentują lokalną komedię w telewizji. Nie rozumiemy kompletnie nic.
Za to pan obsługujący nas na stacji mówi trochę po polsku i obsługuje nas ekspresowo. Wyjeżdżamy i za chwilę natykamy się na bramki autostrady. Tym razem trzy euro a tuż za chyba jakiś większy zlot serbskiej policji, którzy zapraszają nas na bok. Krzysiek otwiera okienko a uśmiechnięty policjant pyta „Alcohol drink?” . Podsuwa przy tym jakieś dziwne urządzenie. Oczywiście odpowiadamy, że nie – nie piliśmy. Urządzenie potwierdza, iż mówimy prawdę. Życzą szerokiej drogi i puszczają nas wolno. Jedziemy do Szeged, już po węgierskiej stronie, przy granicy. Autostrada od czasu do czasu zmienia się w zwykłą drogę, więc trochę to trwa. Szukamy noclegu i mocno już zmęczeni drogą od rana – w końcu zaliczyliśmy dzisiaj praktycznie trzy kraje i dwie stolice – błyskawicznie zasypiamy.
Podsumowanie na dzisiaj dotyczące samochodu – przjechaliśmy 3300 kilometrów od momentu odebrania Dacii z parku prasowego Renault Polska. Średnie spalanie na tym dystansie z jazdą w warunkach miejskich, na drodze i na autostradzie wyniosło 7,1 litra benzyny na 100 km, samochód nie sprawia najmniejszych problemów, mimo, iż zdążył zaliczyć już naprawdę ekstremalne warunki drogowe i pogodowe. Od dróg polnych, dziurawych jezdni w Rumunii, po gładkie jak stół serbskie autostrady – to wszystko nie robi na zawieszeniu ani na wnętrzu auta żadnego wrażenia. Dalej sprawia wrażenie, jakby było zupełnie nowe. Co do pogody, to mieliśmy już w tej trasie mżawkę, deszcz i ulewę, opady gradu i śniegu, silne wiatry i oczywiście dużo słońca. Znowu musimy samochód chwalić, chociaż chciałoby się do czegoś przyczepić. Nie za bardzo jest do czego! To, co zauważyliśmy, opisaliśmy powyżej i w poprzednich częściach testu.
Przed nami jeszcze dwa dni podróży. Jutro zwiedzamy Budapeszt a w poniedziałek wracamy do Polski. Wtedy przyjdzie czas na dokładne podsumowanie, uzupełnienie relacji oraz zamieszczenie większej ilości zdjęć.
Samochód testują dla Was
Jędrzej Chmielewski
Krzysztof Gregorczyk
Dziękujemy firmie Renault Polska za udostępnienie Dacii Sandero do testów.
Dziękujemy firmie Motorola za dostarczenie urządzeń bluetooth do bezpiecznej komunikacji na drodze.