Najdroższa Dacia dawno już przebiła barierę stu tysięcy złotych, najdroższy model Renault bez trudu skonfigurujemy tak, aby kosztował ponad ćwierć miliona. Co się dzieje z cenami samochodów?
Jeszcze nie tak dawno za przyzwoicie wyposażone auto klasy średniej płaciliśmy niecałe sto tysięcy.
Duster za stówę
Dzisiaj za taką kwotę można mieć „wypasionego” Dustera w wersji SL Extreme. Będzie miał wszystko co trzeba, aby wygodnie i komfortowo jeździć. Lista wyposażenia jest, jak na Dacię imponująca, bo można mieć i automatyczną skrzynię biegów i klimatyzację automatyczną, jest system kamer a nawet bezkluczykowy dostęp. Znacznie więcej, niż kiedyś. Z drugiej strony dawniej taki samochód w wersji Laureate z manualną klimą, radiem i centralnym zamkiem oraz wolnossącym silnikiem 1.6 kosztował mniej niż 60 tysięcy.
Ale kupujemy, bo nie mamy wyjścia. To jedna z tańszych propozycji na rynku.
Renault za ćwierć miliona+
W Renault ceny też poszły do góry, podobnie jak u innych producentów. Najdroższy Trafic, gdy go odpowiednio skonfigurować, ma cenę przekraczającą ćwierć miliona złotych. A jak było kiedyś? Osiem lat temu Renault Clio Grandtour 1.2 16V 75 zaczynało się w cenniku od 44.950 zł. Dzisiaj zwykłe Clio to wydatek co najmniej 71.900 zł. Wybierając RS Line przekraczamy łatwo „stówę”.
Za niewielki, miejski samochód, który może zniknąć z oferty.
Wysoka cena za bezpieczeństwo
Płacimy wysoką cenę – nie tylko za bezpieczeństwo, którego obowiązkowa lista jest coraz dłuższa, ale też za inflację, za rosnące koszty pracy, logistyki, sprzedaży, materiałów. Płacimy za gwiazdki w testach EuroNCAP, które zresztą ostatnio premiują już głównie elektronikę, bo w konstrukcji aut nie da się zbyt wiele poprawić bez ponoszenia potężnych kosztów.
A bezpieczeństwo najlepiej podnosić edukacją, bo nawet najbezpieczniejszy samochód świata może okazać się śmiertelną pułapką, gdy różnica prędkości będzie zbyt duża…
Zabrali nam segment A, zabiorą i B.
Czy można coś zrobić z tym trendem rosnących cen? Producenci sami przyznają, że najchętniej przeszliby do segmentu aut kompaktowych. Najpierw usunęli z ofert auta najmniejsze, tłumacząc, że jest niewielka różnica w cenie pomiędzy segmentem A oraz B. Potem w tajemniczy sposób pojawiły się crossovery, które są często wyższymi wersjami tego co na rynku już było. Kilka – kilkanaście centymetrów w górę kosztuje krocie. Najtańszy Captur jest droższy od Clio o 15 tysięcy zł! Zniknęły sedany, pojawiły się SUVy coupe. Teraz zapowiadają całkiem otwarcie, iż zamierzają rozwijać ofertę w segmencie kompaktowym, bo tam więcej zarabiają. Jeszcze więcej!
Dacia ignoruje EuroNCAP, by być tańsza
Dacia stara się zachować zdrowy rozsądek i w pełni ignoruje pomysły EuroNCAP, nie przejmując się elektroniką dającą gwiazdki. Ale za podwyższoną wersję Sandero o nazwie Stepway chętnie zgarnia te siedem tysięcy więcej. W ten sposób Sandero Stepway kosztuje prawie tyle co Duster, za to zysk producenta rośnie.
Nie widać kresu szaleństwa, bo nadchodzi Euro 7
I co najgorsze na razie nie widać kresu tego szaleństwa cenowego. Nowe podwyżki przyjdą wraz z normą Euro 7. Kilka tysięcy na najtańszym samochodzie to minimum, zapowiadają nieoficjalnie importerzy i dodają, że to ostrożne szacunki, związane z wprowadzaniem hybryd, w których silnik elektryczny wspiera klasyczny napęd spalinowy oraz stosowaniem bardziej efektywnych katalizatorów.
A będzie jeszcze gorzej
Euro 7 to „małe miki” przy tym, co się będzie z elektrykami. Kiedy zakażą nam spalinowych, to cena samochodu elektrycznego będzie nadal bardzo wysoka. Kogo stać, ten się cieszy. Ale … nas nie stać! W Polsce średnia wieku samochodu to 15 lat i więcej. 15-letni elektryk będzie jeździł, ale pojemność baterii wyniesie w skrajnym wypadku tak gdzieś w okolicach 30%. Chyba, że pan Henio w garażu zregeneruje je za flaszkę i parę złotych. Wtedy powiedzmy 40% i ryzyko pożaru?
Zakazy, nakazy a zachęt brak
Ale czy my przez przypadek już nie przesadzamy jako społeczeństwo z tym bezpieczeństwem? Naprawdę chcemy aby ta cała elektronika zastąpiła zdrowy rozsądek? Przecież to nie zadziała.
Warto też zwrócić uwagę, że nowe samochody to niewielka część rynku – po drogach jeździ cała masa używek, często w fatalnym stanie technicznym, z wyciętymi filtrami, z chipami, podnoszącymi moc i emisję. One trują i truć będą.
Tutaj, oprócz stref czystego transportu, które promują raczej dzielenie społeczeństwa na lepszych i gorszych, nic się nie dzieje. A już całkowicie rządy pomijają kwestie zasobności społeczeństwa, tego by obniżyć podatki na pracę i promować lepsze zarobki. Tylko zakazy i nakazy.
Edukować trudniej, rozwijać gospodarkę i zasobność społeczeństwa jeszcze trudniej. Ale to właśnie tędy wiedzie droga do lepszego, czystszego powietrza. Nie poprzez tworzenie barier, które są nie do przejścia dla osób o mniejszej zamożności. Samochód nie może być luksusem. Polska pamięta już takie dwa okresy – najpierw sanacyjny, gdzie nawet motocykl był sensacją a potem komunę, gdy auto było na kartki.
Chcemy powrotu do tego stanu?