Nie znam się na technologii produkcji asfaltu, ani nawet na zasadach jego wylewania, ale w tym kraju jest takich ludzi więcej. Nawet wśród drogowców… Skąd to przypuszczenie? Z obserwacji efektów ich pracy!
Popatrzcie bowiem na nasze drogi. Zresztą czynicie to przecież – jak i ja – codziennie. W wielu miastach, we wszystkich pewnie rejonach kraju trwają prace polegające na poprawianiu dróg. Dobrze, że trwają, ale może byłoby warto zastanowić się, czy ludzie, którzy się za to zabierają, na pewno aby wiedzą, co robią…
Na pewno nieraz się zastanawialiście, jak to jest, że asfalt wylany pół roku temu teraz jest już tak zniszczony, że ciężko po nim jakoś sensownie i bezpiecznie jeździć. Znam szereg przypadków typu: „dziś zrobione, za rok do poprawki”. W czym tkwi problem?
Wydaje mi się, że ludzie, którzy zajmują się zarówno poprawianiem starych nawierzchni, jak i projektowaniem i wykonywaniem nowych dróg, zupełnie się do tego nie nadają. Bo gdybym ja tak partaczył swoje obowiązki zawodowe, że wciąż trzeba by było do tematów wracać i poprawiać, to by mnie mój Zarząd niespecjalnie chętnie zatrudniał. Dlaczego więc wciąż ci sami drogowcy-partacze czuwają nad „jakością” naszych ulic i dróg?
Po każdej zimie w polskich drogach powstają kolejne dziury. Zwykle szlag trafia łaty wylewane poprzedniej wiosny, ale diabli biorą też nienaruszone do tej pory powierzchnie. Mam wrażenie, że duży problem stanowi dla naszych drogowców właściwe przygotowanie podłoża, na którym wylewa się asfalt. Bo zauważcie, że nawet na nowej drodze bardzo szybko powstają hopki i dołki – to ewidentny efekt właśnie niewłaściwego przygotowania spodnich warstw drogi.
Boli mnie to nie tylko dlatego, że przyszło mi jeździć po takich nawierzchniach katując zawieszenie mojego samochodu. Muszę więc dbać o to zawieszenie wymieniając co jakiś czas a to jakieś elementy metalowo-gumowe, a to jakieś inne części. Może nie stanowi to wielkich kosztów, ale czemu mam płacić za brak kompetencji ogromnej rzeszy drogowców? Boli mnie to tym bardziej, że ich coroczne „prace” też kosztują niemało. Budżet kraju jest napięty (mniejsza o przyczyny i patologie), więc może lepiej byłoby wydać pieniążki raz, a za te środki wymagać określonej jakości?… Wszak co miesiąc zasilam budżet drobną sumką i chciałbym, by moje pieniądze wydawano w jakiś sensowny sposób, a nie na fuszerki jakichś pierdołowatych drogowców!
Czy podpisując umowę na wykonanie jakiegoś tam odcinka drogi nie wkleja się w ten dokument żadnych paragrafów opisujących gwarancję wykonawcy na świadczoną usługę? To każdy urzędnik państwowy, który taką umowę podpisuje, powinien być rozliczony za działanie na niekorzyść państwa i jednocześnie odsunięty od możliwości podpisywania jakichkolwiek umów. Wszak chodzi o niebanalne środki!!! Przecież koszt budowy jednego kilometra autostrady w naszym kraju jest praktycznie taki sam, jak na Zachodzie. A tam przecież koszty osobowe tych prac są wyższe! Ceny gruntów zapewne też. A i jakość powstałych dróg nieporównywalna z tymi naszymi!!! U nas kolejne kawalątko oddanej autostrady czasem od razu nadaje się do zamknięcia, bo stwarza potencjalne zagrożenie dla użytkowników. A to przepusty pod drogą zrobią jakieś nie takie, a to asfalt się rozpada…
Z tego wszystkiego płynie wniosek, że nasi wykonawcy dróg powinni być skutecznie od swoich prac odseparowywani. Oni po prostu nie mają o tym pojęcia! Nie mają zresztą pojęcia o wielu innych sprawach – na przykład o solidnej, wydajnej pracy. Z pewnością wielokrotnie widzieliście na miejscu „robót” scenkę typu „jeden, czy dwóch coś tam robi, a reszta mądrze patrzy”. Przecież to jest totalny bezsens! Za co my tym ludziom płacimy? Za stanie?
Przed kilkoma dniami miałem okazję przejeżdżać przez jedno z niewielkich miast wschodniej Kielecczyzny. Miasto, jak miasto. Tam też roboty drogowe jakieś się toczyły. Toczyły, bo musiało to być w czasie przeszłym. Nasi cudowni drogowcy powycinali z grubsza prostokątne kawałki asfaltu w ciągu drogi krajowej 74 i… poszli w cholerę. Nie postawili barierek, nie skończyli pracy, tylko zostawili takie powycinane kawałki. Extra! Jaki problem stanowiło wypełnienie ich zaraz po wycięciu asfaltem? Pogoda ostatnio tego typu pracom sprzyja.
Powiecie, że i tak powinienem się cieszyć, bo odcinków remontowanych jest coraz więcej i może za czas jakiś będziemy jeździć w ludzkim warunkach. Owszem – cieszę się, że prace trwają, acz zdaję sobie sprawę, że za rok, czy dwa, po tych nawierzchniach nie da się jeździć! Bo przygotowują je w dużej mierze łajzy niemające zielonego pojęcia o tym, co robią!
Owszem – z pewnością są drogowcy, którzy sumiennie wykonują swoje obowiązki. Ale ja widuję takich naprawdę niewielu. Może czas wybrać właśnie tych dobrych, obowiązkowych i wiedzących, o co w tym biznesie chodzi, dać im sensowne podwyżki i oczekiwać dobrej pracy przez trzy zmiany na dobę – jak w normalnych krajach. A resztą zwolnić. Wówczas może drogi będą wreszcie właściwie wykonywane, a koszty nie wzrosną.
Walczyliśmy o gospodarkę rynkową, gdzie również pracownik i wykonywane przez niego prace są towarem. Skoro zwolnienia dotyczą górników, stoczniowców, pielęgniarek, czy przedstawicieli wielu innych zawodów, to czemu nie słychać jakoś protestów zwalnianych drogowców? Może się ich po prostu nie zwalnia? Może więc czas zacząć? Konkurencja na pewno by pozytywnie wpłynęła także na ten sektor gospodarki…
Warto by się było też zastanowić, czy nie można kierować do prostych prac przygotowawczych wielu skazanych na więzienie za lekkie przestępstwa. Niechby takie prace w stylu robót interwencyjnych świadczyli, zamiast byczyć się na koszt podatników w przepełnionych więzieniach. Wszak kierowca skazany za jazdę po pijanemu lepiej by się resocjalizował podczas budowy drogi jako niepłatny pracownik. Czy ludzie uchylający się od płacenia alimentów. Albo drobne złodziejaszki. Opłacenie nadzorcy dla takich ludzi nie będzie jakoś wyraźnie obciążać budżetu…
Cieszę się, że wstąpiliśmy do Unii Europejskiej – dzięki temu środki z europejskiego budżetu płyną do naszego kraju i coraz więcej dróg i chodników zaczyna wyglądać względnie nieźle. O ile jednak chodniki wytrzymują dłużej, to drogi szybko niszczeją. Panowie drogowcy – czas zmienić technologie, dostosować je do obecnych czasów, do natężenia ruchu, z jakim mamy do czynienia. Obudźcie się – od kilku lat mamy XXI wiek!!!
Życząc nam wszystkim jak najlepszych dróg nie wymagających corocznych remontów
pozdrawiam serdecznie.Krzysiek Gregorczyk
Najnowsze komentarze