Są samochody, które chętnie przyjmę od zaraz, takie, których nie chcę nawet za dopłatą i takie, które kiedyś sobie kupię, kiedy będę obrzydliwie bogata, jak ukraiński oligarcha. No i są też te, na które mnie stać patrz – najbliższe złomowisko vel sklep z zabawkami. No, żarty na bok. Peugeot 208 1.6 HDi 92 KM Allure to nic śmiesznego!
Auto jest eleganckie, wygodne i z bajerami. O głośnikach i tym, jak się słucha w nim muzyki pisać nie będę, ale napomknę, że JBL to jednak zna się na rzeczy. Siedzenia są niezwykle wygodne, półki na babskie pierdoły w zadowalającej liczbie. Bagażnik pakowny, choć na miesięczne wojaże po Europie bym się nie wybrała. Chyba, że ekipą… dwuosobową. Wnętrze naprawdę super! Zarówno pod względem kolorystyki, czyli po prostu elegancji, jak i komfortu jazdy. Niestety auto w mojej ocenie jest średnio zwrotne. Ma wprawdzie czujniki parkowania, co jak wiadomo w niektórych sytuacjach, zwłaszcza, gdy widoczność jest słaba – bardzo się przydaje, ale kilka razy korzystałam z żywego czujnika w postaci męża, który takie policyjne kierowanie parkującymi samochodami ma opanowane do perfekcji. (Kiedyś dorabiał sobie w salonie Renault.) Było to pewniejsze od pikania i wskaźników na wyświetlaczu.
To, co mi nie odpowiadało w „alurce”, to zbyt niskie zawieszenie. Jeździłam nim, głównie i naprawdę bardzo dużo po Warszawie, na dodatek nie po centralnych, czołowych arteriach, ale dokumentując coś do pewnej książki, często po bocznych ulicach o kocich łbach i brukach historycznych, więc cały czas jeździłam z duszą na ramieniu, że cos urwę. Niemal każdy podjazd na większy krawężnik bardzo mnie stresował.
Samochód ma dobre przyspieszenie, można więc niemal znikać ze skrzyżowania. Pali niewiele. Pewnie dlatego, że wyposażony jest w system eco, który po wrzuceniu na luz i zatrzymani silnika wprowadza go w stan, który ja nazywam hibernacją, a fachowcy pewnie jakoś mądrzej.
Nie podobał mi się podpowiadacz biegów. Czasem człowiek wie, że jedzie trójką, a mógłby czwórką, ale wie też, że za 50 metrów będzie skręcał w prawo i wtedy i tak wrzuci dwójkę. Myślę jednak, że dla początkującego lub niedzielnego kierowcy taki podpowiadacz wyświetlający bieg może być przydatny. Zwłaszcza, gdy ktoś się przesiada np. z automatycznej skrzyni biegów na manualną. (Ja akurat za automatami nie przepadam.)
Model, który testowałam miał bardzo wygodny i logiczny w obsłudze GPS, który na dodatek był dotykowy, co znacznie usprawniało wpisywanie celu podróży. Niestety firmowa mapa pozostawia wiele do życzenia. Całej masy stołecznych ulic na niej nie ma. I to mnie, czyli osobie, która dość dużo jeździ i to w różne miejsca, bardzo się nie podobało. Kilkukrotnie musiałam się posiłkować GPS’em w komórce. Głos informujący mnie o tym, czy mam skręcić w prawo czy w lewo był denerwujący (nie chcę wchodzić w szczegóły, bo to nie test logopedyczny), więc od razu go wyłączyłam.
I wreszcie dach! Wersja, którą miałam przyjemność podróżować miała przeszklony dach. W pochmurny dzień sprawa cudowna, bo w samochodzie jakby jaśniej. Poza tym będąc pasażerem można np. czytać książki siedząc na tylnym siedzeniu. Zdarzyła mi się natomiast taka przygoda, że pojechałam do innej dzielnicy. W przypadku Warszawy bywa zaś tak, że gdzieś tam pada, a gdzie indziej świeci słońce. Tak było i tym razem. Oto nagle z ciemności wjechałam w jasność. Słońce zaczęło mnie oślepiać. Postanowiłam skorzystać z dobrodziejstwa, jakim jest zasuwanie tego przeszklonego dachu. Gdyby było elektroniczne – nie byłoby problemu. Zasuwanie było niestety ręczne. Gdybym jeszcze miała ręce jak koszykarz! Niestety! Ponieważ wzrost mój skromy, rączki nie szympansie, dość szybko okazało się, że siedząc za kierownicą nie sięgam do uchwytu, który służy do zasłonięcia dachu. Zjechać na pobocze nie miałam gdzie, bo wszędzie zakaz zatrzymywania się. Na dodatek, tak się jakoś zdarzyło, że ilekroć stanęłam na światłach, zaraz musiałam ruszać.
Gdyby w samochodzie była ukryta kamera i sfilmowała moje akrobacje, kiedy próbowałam zasunąć dach, byłby to z pewnością jeden z popularniejszych filmików na YouTube. Bowiem, co już rozpięłam pas i wstawałam z siedzenia, by klęknąć na nim, wychylić się do tyłu i sięgnąć po rączkę od zadaszenia, rozlegało się niecierpliwe trąbienie innych uczestników ruchu. Zrezygnowana siadałam znowu. I tak do następnych świateł. Udało się za którymś tam razem. Po prostu zasunęłam dach nie zważając już na klaksony innych kierowców.
Napisałam na początku, że są samochody, które chce mieć, których nie chcę mieć za żadne skarby świata i takie, które sobie kupię, gdy będę bogata, jak ukraiński oligarcha. Peugeot 208 1.6 HDi 92 KM Allure z pewnością należy do tych pierwszych. Sama sobie nie kupię, bo jak na moje potrzeby ma zbyt niskie zawieszenie, ale jak mi ktoś podaruje – chętnie przyjmę. A po zamontowaniu w środku kamery będę zalewać YouTube zabawnymi filmami z tego, jakie akrobacje można wyczyniać zasuwając przeszklony dach. Mam nadzieję, że wyobraźnia wszystkim już pracuje i pisze ciekawe scenariusze.
Najnowsze komentarze