Renault Megane III z benzynowym silnikiem 1.2 TCe o mocy 115 KM trafił w ręce Małgorzaty Piekarskiej. Co zauważyła w tym ciekawym kompakcie?
Z tzw. wypasionymi testowanymi samochodami jest tak, że wszystko fajnie, kiedy je testujesz, a gorzej, gdy przesiadasz się z nich z powrotem do własnego o wiele mniej wypasionego auta. Tak było z Renault Megane III. Powrót do rzeczywistości, czyli zwykłego samochodu bez bajerów był dla mnie bolesny.
Auto, które przeszło lekki lifting ma teraz mniejszy, ale mocniejszy silnik. Przyspieszenie, jak na miejskie warunki idealne. Można spokojnie na światłach poprawiać makijaż, bo jak z tyłu inni kierowcy zniecierpliwieni zatrąbią i wrzasną „ruszaj babo”: to się rusza naprawdę szybko. A teraz trochę bardziej serio. Miałam przyjemność podróżować tym samochodem przez kilka dni, a nawet przemyśleć na spokojnie swoje spostrzeżenia. W autach zwracam uwagę na kilka rzeczy.
Po pierwsze: zwrotność i widoczność. Mieszkam na końcu ślepej uliczki, często parkuję na podwórku, którego bramę często różne „chamy” zastawiają mi swoimi autami. Jak mam wyjechać z podwórka? Jak wjechać na nie? To czasem spoty problem. Małym autem daje radę, a dużym? Przyznam, że ten model renault nie należy do najzwrotniejszych. Na przydomowe podwórko nie wjechałam ani razu i to nawet wtedy, gdy brama nie była zastawiona. Po prostu bałam się, że się „nie złamię” i zarysuję lakier. Skręt w bramę jest u mnie dość skomplikowany, zwłaszcza, gdy obok parkują sąsiedzi, ale i bez tego nie jest za wygodnie, bo to ostatni dom na końcu ślepej uliczki i ostatnia brama. Również niezbyt wygodnie wjeżdżało się i wyjeżdżało tym autem z garażu osiedlowego hipermarketu. Ani razu nie udało mi się tego zrobić bez cofania i powtórnej próby wjazdu. Dlaczego?
Już dość dawno producenci aut znaleźli sposób, by pomóc kierowcy montując czujniki ruchu i manewru. Tak jest też w „megance”. Są niezwykle czułe. Za każdym razem, gdy próbowałam wyjechać ze sklepowego garażu (a przyznam, że specjalnie wjeżdżałam w tę ciasnotę w celach testowych) czujniki wyły jak nieprzytomne, co powodowało lęk, że być może jestem za blisko ścian, barierek itd. i zaraz o coś zahaczę. Auto zostało wyposażone nie tylko w czujniki, ale i w kamery umieszczone z tyłu. Na wyświetlaczu LCD, na którym wyświetla się mapa, w czasie cofania widać obraz z tyłu. To rzecz niezwykle przydatna. Po prostu w czasie manewru cofania mniej się kręci głową, zwłaszcza, gdy cofamy się jednocześnie skręcając. Widok z kamer został wzbogacony o naniesione linie – czerwoną, żółtą i zieloną oznaczające, jak w przypadku sygnalizacji świetlnej poziom bezpieczeństwa. Przy manewrowaniu zielone oznacza pole, w które samochód może bezpiecznie wjechać, żółte oznajmia, że tych możliwości kierowca ma coraz mniej, zaś czerwone kreski pokazują, że może dojść do stłuczki. To z jednej strony bardzo przydatne, ale z drugiej strony… przyznaje, że gdy po tygodniu jeżdżenia „meganką” przesiadłam się do innego auta poczułam dyskomfort. A przecież już przez sto lat ludzie, którzy jeździli samochodami, manewrowali i radzili sobie bez czujników.
Po drugie: schowki i półeczki. Jak każda kobieta lubię w aucie mieć różne rzeczy pod ręką. Nie chodzi tu o tę przysłowiową szminkę, którą się doprowadza innych do szału, ale o rzeczy bardziej serio. Np. chustki do nosa, okulary przeciwsłoneczne, przewodnik czy podręczną mapę (o GPS za chwilę), ołówek lub pióro, by coś po drodze zanotować. Pod tym względem renault spisało się na czwórkę. Półeczki są, między przednimi siedzeniami jest też głęboka kieszeń, w którą można schować wiele rzeczy, ale… już nie płyty CD, bo na to jest za wąska. Natomiast z powodzeniem może w niej tkwić odtwarzacz mp3, przenośny pendrive, okulary, chustki itd. Minusem jest miejsce na kubek. Wizyta w McDonald nie okazała się udaną, gdyż kubek z colą nie mieści się na miejscu. Jest po prostu za duży. Można tam umieścić jedynie malutki kubeczek z kawą. Dla mnie, która w podróży lubli zimne napoje to niedobre rozwiązanie. W uchwycie nie można umocować małej butelki z napojem czy woda mineralną, bo nawet te małe butelki mają w tym przypadku za duże rozmiary.
Po trzecie: bagażnik. Moment, w którym testowałam samochód zbiegł się z najbardziej wytężonymi pracami nad spektaklem „Listy do Skręcipitki”. To spowodowało, że mogłam w pełni przetestować bagażnik. Nie tylko jego pojemność, ale i wygodę wkładania i wyjmowania chowanych tam przedmiotów. Przyznam, ze jeździłam wcześniejszymi modelami, ale bagażnika aż tak nie testowałam. Teraz trafiła się okazja i okazało się, że bagażnik jest naprawdę przestronny. Jeśli napiszę, ze w środku zmieściła się nie tylko cała scenografia do spektaklu (sześć starych walizek), kostiumy, a także rzutnik, laptop, torba z aparatem fotograficznym, kamera, statyw, wszystkie plakaty, banner, programy teatralne (pięć paczek) i wielkie pudło z ulotkami oraz dwie zgrzewki wód mineralnych i jeszcze było miejsce.
Rzecz dodatkowa dziś standardowa. Meganka wyposażona została też w GPS. Przyznaję, że dźwięk wyłączyłam na wstępie, gdyż proponowane głosy mi nie odpowiadały, ale to kwestia gustu. Wyznam, że bardzo drażnią mnie odbiorniki GPS, w których zamontowane są tzw. głosy „słodkich idiotek”. Może kogoś obrażam, ale dla mnie pani, która „słodko-pierdząco” informuje mnie o zakrętach brzmi mało wiarygodnie i nie czuję się pewnie za kierownica, kiedy taki głos prowadzi mnie po drogach. W przypadku GPS w megance właśnie z takim głosem miałam do czynienia. Męski również nie przypadł mi do gustu, ale w pewnym momencie musiałam z niego skorzystać. Natomiast nie mogę się nachwalić mapy. Wspominałam już, że mieszkam na ślepej uliczce… otóż, większość map, nawet tych drukowanych pokazuje ją, jako przejezdną, co jest potwornym nieporozumieniem, bo uliczkę zamyka przeszło stuletni dom będący w rejestrze zabytków. Uliczka od zawsze była ślepą.
Kto, kiedy i dlaczego na jakiejś mapie narysował ją tak, jakby owego domu nie było – nie wiem. Wiem tylko, ze wiele map z uporem godnym naprawdę lepszej sprawy pokazuje ją, jako przejezdną powodując zamieszanie w nawigacji. Dotyczy to nie tylko map w odbiornikach GPS, ale też tych drukowanych. W tym przypadku mapa (TOM-TOM) okazała się dobra, bo uliczka była zaznaczona, jako ślepa, wiec ani razu GPS nie próbował prowadzić mnie do domu przez środek zabytkowego budynku tylko tak, jak trzeba. Były też na niej naniesione niemal wszystkie najnowsze trasy.uje, że ów bagażnik może pomieścić naprawdę wiele! Żałuję, że nie zrobiłam sesji zdjęciowej pakowania tego wszystkiego do środka, ale były to akurat bardzo ulewne dni.
Jest natomiast z meganką jeden problem, który mają i inne niezwykle nowoczesne i wyposażone w wiele bajerów samochody. Jak wrócić od nich do rzeczywistości? Jak z wypasionego samochodu przesiąść się z powrotem w taki, który nie ma czujników, ekranu LCD, na którym wyświetla się obraz z tylnej kamery? W megance zadomowiłam się w jeden dzień. Jeździłam nią tydzień. Powrót z niej do auta bez bajerów trwał drugi tydzień i naprawdę mnie zmęczył. Choć zdradzę sekret, że mąż próbował zastępować czujniki meganki umiejętnie przedrzeźniając ich piszczenie. Niestety zastąpić tylnej kamery nie umiał. Najbardziej jednak zmęczyła mnie jedna myśl. Co by było, gdybym jeździła meganką dłużej, a potem musiała się przesiąść np. do… Fiata 126p. No chyba kaplica! Dobrze, że większość aut porównuję jednak ze służbowym popularnym mondziakiem, czyli fordem mondeo.
Najnowsze komentarze