Rok 1974 był rokiem kryzysu dla branży motoryzacyjnej. Jak grzyby po deszczu pojawiały się nowe konstrukcje niewielkich samochodów, które miały być receptą na kryzys. Wystawa samochodowa w Londynie odzwierciedlała te trendy. Oto, co pisał w swojej relacji dla polskiej prasy Andrzej Broniarek:
„1973 r. był tłustym tokiem dla motoryzacji światowej. W Stanach Zjednoczonych sprzedano 15 mln samochodów, w zachodniej Europie — 12 mln. Rok 1974 nazwano czarnym. W USA koncern General Motom miał na składach — tylko w lutym — 900 tys. samochodów czekających na klientów. W krajach zachodniej Europy sprzedaż siadła od 15 do 30 proc. Ocenia się, te do końca roku sprzeda się maksimum 8 mln nowych wozów. Fiat, Volkswagen, brytyjski Leyland ogłosiły już, że ten rok zamkną stratami finansowymi. Wiele koncernów zrezygnowało z planów budowy nowych zakładów. Największe straty mogą w tym roku ponieść firmy produkujące wielkie luksusowe maszyny. Zakłady Jensen czy Ferrari spodziewają się sprzedaży w granicach 30 proc. w porównaniu do ubiegłego roku. Któż bowiem kupuje samochody rozwijające szybkość 200 km/godz. skoro w wielu krajach nie można przekroczyć limitu 100 km/h?
Mając te liczby w notesie, odwiedziłem 59 Międzynarodowy Salon Samochodowy w Londynie, i w Biurze Prasowym nastąpiła pierwsza niespodzianka. Otóż wisi tam na ścianie tablica, na której co godzinę podaję, ilu zwiedzających obejrzało wystawę, porównując te cyfry z analogicznym dniem ubiegłego roku. O godzinie 19, w pierwszym dniu otwarcia salonu, zapaliły się identyczne liczby. A przecież to czarny dla motoryzacji rok, przecież wstęp na wystawę kosztuje dwa funty, czyli prawie 20 litrów benzyny!
I zewnętrznie nic się w porównaniu do ubiegłych lat tu nie zmieniło. Ciągną całe rodziny przymierzając się do samochodów, zaglądają pod maski. Z daleka, raczej nie próbując zasiadać za kierownicą, oglądają wozy Rolls-Royce’a (jedna sztuka 142 tys. dolarów), przyglądają się modzie ostatnich lat: luksusowym samochodom stylizowanym na lata trzydzieste. Oto Panther Ds Ville 50 tys. dolarów. Ale to ciekawostki.
Ludzi interesują samochody ekonomiczne, które palą niewiele benzyny, ale są mocne i łatwe w obsłudze. Producenci zauważyli jednak nowe zjawisko: nabywcy gotowi są zapłacić nieco więcej, chcą jednak za to trochę luksusu na zasadzie — skoro już jeździć muszę maluchem, niech to będzie jazda wygodna. Wielkim powodzeniem cieszą się wszystkie dodatki: tylne wycieraczki, ogrzewane tylne szyby, dodatkowe liczniki itp.
Co cieszyło się na 59 Salonie największym zainteresowaniem? Samochody Fiata (modele 128 i 127); Volkswagena (nowe typy Sirocco, Golf). Renault (modele 4L i 5T); Citroen (2CV i Dyane 6) wozy Austin-mini produkcji brytyjskiego BLMC. Wszystkie te wozy to produkcja ostatnich lat lub nawet miesięcy.
2CV natomiast, to już historia motoryzacji. Francuski 2CV to przecież dzieło wczesnych lat pięćdziesiątych, a angielski mini powstał w roku 1958. Oba te wozy przeżywają drugą młodość. Citroen po 12 latach nieobecności na rynku brytyjskim znów wrócił do mody i prasa londyńska pisze o tym „najbrzydszym samochodzie świata „niemal jak o nowości. Znów podnosi się jego zalety, przypomina legendę tego wozu, „który związany jest tak z Francją, jak wieża Eiffla, sery czy perfumy Diora” — żeby użyć określenia jednej z gazet.
To sarno dotyczy wszystkich modeli angielskiego mini. Skonstruował go Alec Issigonis, w okresie gdy z powodu awantury sueskiej w 1958 r. skurczyły się na wyspie zapasy benzyny i zaczęto ją racjonować. Issigonis dostał wówczas zadanie: ma to być czteroosobowy samochód z silnikiem 4-cylindrowym i czterobiegową skrzynią biegów. Coś bardzo małego, ale nie wózek dla dziecka na czterech kółkach. Mini okazał się rewelacyjny. Dzięki poprzecznemu ustawieniu silnika z przodu wozu, maleńkim kółkom zainstalowanym na samych krawędziach jest wygodny w środku i niesamowicie zwrotny. W 1938 roku sir Leonard, szef Leylanda odbył próbną jazdę dookoła fabryki. Jechał samochodem zaledwie pięć minut, to wystarczyło aby powiedział konstruktorowi: — Alec, to jest właśnie to, produkcję trzeba uruchomić w ciągu roku. — Ależ to będzie kosztowało masę pieniędzy. — Ty produkuj, ja podpisuję czeki. 34 milionów dolarów zainwestowanych w mini, zwróciły się szybko, sprzedano miliony tych wozów i do dziś trzeba czekać w kolejną dostawę.
Ale chociaż mini nadal robi furorę, Anglicy nie mają powodów do specjalnej dumy na Międzynarodowym Salonie. Nie przedstawili po prostu żadnej nowości i tłumy gromadziły się przy stoisku Volkswagena. Największą furorę robił Golf w kilku odmianach z silnikiem od 1100 do 1500 cm. Jest mały, ale wygodny, z dużym bagażnikiem. Ponoć rewelacyjnie zapowiada się kolejny maluch Volkswagena – Polo, który ma być pokazany niebawem.
Na tej samej zasadzie cieszą się powodzeniem wozy Renault. Oczywiście nie te wielkie a modele 4 i 5TL. Renault z dumą podkreśla, że w 1974 roku zwiększył produkcję o 10 proc., że o tyle samo więcej sprzedał samochodów na Wyspie w porównaniu do poprzedniego roku. Nie musimy dodawać, że osiągnął to dzięki małym, ekonomicznym samochodom.
I to jest przyszłość motoryzacji w najbliższych trudnych latach. Benzyna nie stanieje — co do tego nikt nie ma wątpliwości. Wszyscy natomiast przewidują, że jej cena będzie na Zachodzie wzrastała co roku średnio o 10 proc., tyle mniej więcej ile wynosi przeciętny wskaźnik inflacji. Maluchy mają więc szansę w okresie najbliższych lat. Specjaliści podkreślają bowiem, że świat czeka teraz na rewolucję w przemyśle samochodowym. Na coś zupełnie innego, na wóz z silnikiem elektrycznym albo parowym. Żeby to coś było jeszcze bardziej ekonomiczne i przestało zatruwać atmosferę, ale to coś może się narodzić dopiero za kilka lat.
źródło: Głos Koszaliński. 1974, październik, nr 303
Originally posted 2021-02-27 00:07:17.
Najnowsze komentarze