Citroen Xantia, ZX, C5 – miłość do francuskiej marki może mieć niejedno oblicze. Zobaczcie, jak zainteresowanie Citroenem zaczęło się to w przypadku Jacka i w jaki sposób Citroen wygrał z Mercedesem.
Motoryzacją interesowałem się od zawsze, w wieku kilku lat potrafiłem określić jakiej marki jest mijany samochód wraz z modelem, dzieliłem producentów na państwa pochodzenia oraz byłem fanatykiem miniaturowych autek. W 2005 w wieku 18 lat zrobiłem prawo jazdy kat B, a rok później ukończyłem technikum transportowe i zacząłem pierwszą pracę. Oczywiście, jak najszybciej chciałem mieć własne 4 kółka.
Zastanawiałem się co kupić- marzyłem o czymś amerykańskim (Ford Mustang z połowy lat ’90 lub Ford Taurus ), może Mercedes W201/W124. Nie miałem „ciśnienia” – odkładałem pieniądze. O ile dobrze pamiętam pewnego dnia, pod blokiem obok zaparkowała ciemnowiśniowa Xantia mk1 Berline, z Wielkiej Brytanii. Stan taki jak lubię: oryginalny (bez modyfikacji) i bardzo dobry wizualny. Bardzo mi się spodobała. Od tego momentu wychodząc z psem na spacer, prawie za każdym razem musiałem obok niej przejść.
Złożyło się to również na czas, kiedy to w aktualnym magazynie z informacjami dla kupujących auta używane był opis m.in. Xantii oraz C5. Miały dobre recenzje. Citroen C5 poza budżetem, ale Księżna już jak najbardziej. Rozpoczynam poszukiwania – mam odłożone kilkanaście tysięcy – szukam: Citroen Xantia II lub W124, muszą mieć nadwozie berline/sedan, silnik benzynowy i skrzynię automatyczną. Przez pewien czas nie mogę nic godnego uwagi znaleźć. Podświadomie faworyzuję Citroena (przeglądam oferty również zagraniczne, daje ogłoszenia na Klubie Cytrynki), a Mercedes? Raptem jedynie znany portal aukcyjny… W końcu jest! Na niemieckiej stronie z ogłoszeniami pojawia się to czego szukałem – Bordowa Berline z 1998 roku, 2.0 16v, automat Exclusive, przebieg niecałe 100 tyś km. Cena, o ile pamiętam prawie 4 tys. euro. Już wiem, że warto.
Dzięki forumowiczom mam namiary na sprawdzonego człowieka, który zajmie się przywiezieniem samochodu z Drezna pod dom. Po ok. tygodniu siedzę w swoim pierwszym samochodzie – i to jakim! Stan bardzo dobry, a jedyne mankamenty to poobcierane krawędzie zderzaków i wiekowe, oryginalne pierwsze opony (jest rok 2008). Księżną użytkowałem 2 lata pedantycznie o nią dbałem, jednak błędy młodości – postanowiłem ją sprzedać, zdecydowanie dobrze się nie zastanawiając nad tą decyzją (czego żałuję do tej pory! Może jeszcze istnieje i ktoś widział ten samochód? Pojechała do Łodzi).
Długo bez samochodu wytrwać nie potrafiłem i znów wróciłem do przeglądania ogłoszeń. Pojawił się wyjątkowo zadbany, świeżo sprowadzony Citroen C5 mk1 z silnikiem V6 oraz Mercedes W124 300CE 24. Zainteresowałem się tym drugim, a C5-ka zniknęła. Po 2 drzwiowe coupe pojechałem pociągiem do Kluczborka, a wróciłem malachitowym Mercedesem. Rzadka kolorystycznie konfiguracja wnętrza, super wyposażenie, jeździ bez zastrzeżeń, wygodny, dynamiczny, pełen oryginał – fajnie prawda? Właśnie kompletnie nie! Pachnie inaczej, wszystkie przyciski są inaczej rozmieszczone, napisy po niemiecku. Nie przejechałem połowy drogi do domu i stwierdziłem, że muszę go wystawić na sprzedaż, naprawdę nie pasuje mi ten wóz! Strasznie namieszałem: Citroen Xantia sprzedany, kupiłem niemieckie auto, ale dzięki temu, wiem czego chcę. Mercedes pojawił się późną jesienią, sprzedał się bardzo szybko zimą, a ja nic nie mogłem znaleźć. Szukałem tylko C5. Wczesną jesienią pojawił się znów ten sam egzemplarz, o którym wcześniej wspomniałem. Auto przestało zimę w garażu, nie używane, bez opłat. Wiecie co się stało po tygodniu?
Tak, Citroen C5 z początku produkcji (2001) 3.0 v6, automat, Exclusive, szaro-srebrny z również niskim przebiegiem, bogatą dokumentacją i co najważniejsze w kondycji dobrej plus pojawiło się pod domem. To było w sobotę 19 marca 2011 roku. Obecny przebieg to 162 tys. (kupiona ze 109 tys.) ma od kilku lat status auta weekendowego, rocznie pokonuje mniej niż 5 tyś km. Jest na bieżąco serwisowana, a z racji atrakcyjnych zniżek w autoryzowanym serwisie, cały czas do niego jeździ. Pomimo znikomego rocznego przebiegu, co roku wymieniam olej silnikowy wraz z filtrami ( w zasadzie filtr kabinowy i powietrza czysty na czysty) i regularnie jest doglądana.
W zimie praktycznie nie jeździ, a karmiona jest jedynie paliwem 98 oktanowym. Auto zaliczyło wyprawy do (do niektórych państw kilkukrotnie): Niemiec, Holandii, Belgii, Francji, 6 miesięczny pobyt w Wielkiej Brytanii, Szwecji, Litwy, Czech. Bardzo jestem zadowolony z tego modelu, ze względu na komfort podróżowania, dynamikę, bogate wyposażenie i przez te wszystkie lata za niezawodność podczas pokonywania długich odległości. W planach mam doprowadzenie cytrynki do stanu fabrycznego, co powinno zakończyć się maksymalnie w przyszłym roku. Planuje także, jeżeli przepisy się nie zmienią za 7 lat założyć żółte tablice… Cóż czas szybko mija, a ten model powoli zaczyna znikać z dróg. Omawiany egzemplarz ma u mnie zdecydowane „dożywocie”, jedynie przyszłościowo martwię się, że część elementów jest już nie do dostania jako nowe w serwisie, dlatego niektóre elementy jak mogłem, kupiłem na zapas. Wspomniałem też, że auto jeździ głównie hobbystycznie, więc czym poruszam się na co dzień?
W latach 2013-2015 prowadziłem działalność gospodarczą i pojawiła się potrzeba posiadania auta do szerokiego załatwiania spraw na mieście, czasami dowożenia części eksploatacyjnych do aut ciężarowych. C5- ki było oczywiście szkoda, a że w lokalnym serwisie ogłoszeniowym pojawił się ZX w wersji Break – odpowiedź była prosta. Rocznik 1994, silnik benzynowy 1.6, wyposażenie Aura. Auto, trzeba uczciwie przyznać swoje przeszło, pokolizyjne, spory przebieg, nieistniejące progi, ale z drugiej strony – proste w obsłudze, części dostępne i tanie, niskie ubezpieczenie, pakowne, zwrotne – do miasta idealne, wyposażenie działające (el. przednie szyby, el. prawe lusterko, el. szyberdach, klawiatura kodowa) , jak coś się stanie , to nie będzie zbyt dużego płaczu, no i podstawa – auto francuskie!
Citroen ZX okazał się być bardzo wdzięcznym samochodem, co prawda dużo w niego zainwestowałem – m.in. nowe 2 kpl opon, drobny remont zawieszenia, remont silnika, wspawałem katalizator, przednie reflektory, wymieniłem szybę czołową, akumulator porządnie wyprałem i inne drobniejsze kwestie. Miałem plany zostawić go na dłuższy czas i nawet myślałem o odbudowie, ale w tamtym czasie (2016 rok) ówczesna partnerka, postanowiła odejść zabierając podczas mojej nieobecności niebieskie kombi. Naprawdę SZKODA SAMOCHODU. Z tego co wiem, auto miała dosłownie chwilę i nie wiedzieć czemu zostało sprzedane i rozebrane na części, o czym się dowiedziałem sprawdzając bazę CEPIK. Ale zaraz, wspomniałem coś o ciężarówkach? Zastanówcie się jaki swój pierwszy ciągnik siodłowy kupiłem… Tak, jest – to było Renault Magnum; w końcu musiało być made in France, prawda?
A jakie plany motoryzacyjne na przyszłość, może mieć taka osoba jak ja? Doprowadzić C5 do możliwie idealnej kondycji, mam już też na oku pewną C6-kę do kolekcji. Poza tym naprawdę chciałbym z powrotem mieć Xantię w garażu, to taka sentymentalna kwestia. A dalej? To się zobaczy….
Historię nadesłał do nas Jacek w ramach konkursu z okazji urodzin Andre Citroena. Bardzo dziękujemy!
Najnowsze komentarze