Pracownicy i politycy we Włoszech obawiają się również o przyszłość fabryki Stellantis w Melfi, którego produkcja wciąż spada.
Fabryka z Melfi posiada tłocznie, lakiernie i montownie i zatrudnia kilka tysięcy pracowników. Ma pięć pras i dwie maszyny ścinające; 860 robotów w lakierni; pięćdziesiąt cztery roboty w lakierni; 278 automatycznych stacji skręcających; oraz prawie cztery tysiące pracowników w montowni.
Zakład o powierzchni około 1,9 miliona metrów kwadratowych, zaprojektowany przez architekta Marco Visconti, został zbudowany w latach 1991-1993 w pobliżu San Nicola, w odległości 18 kilometrów od Melfi, w dzielnicy, w której nie było wówczas żadnych innych zakładów przemysłowych. W ciągu ostatnich dwudziestu lat zakład wyprodukował wiele różnych modeli Fiata i Lancii, w tym Fiata Punto (1994), Lancię Ypsilon (1995), nowego Ypsilona (2003), Grande Punto (2005) i Punto Evo (2009), łącznie prawie sześć milionów samochodów do marca 2015 roku. Dziś można w niej spotkać Fiata 500X, Fiata Grande Punto i Jeepa Renegade.
W pierwszych miesiącach 2022 roku nastąpił 17-procentowy spadek produkcji w porównaniu z rokiem 2021, natomiast w porównaniu z rokiem 2019 ubyło aż 38,7 proc. samochodów. Prognozy na przyszłość nie zapowiadają się pomyślnie: poziom produkcji przewidywany jest na 150.000 sztuk, znacznie mniej niż zdolności fabryki.
„Sytuacja zakładu Stellantis w San Nicola di Melfi jest niepokojąca” – powiedział sekretarz Partii Demokratycznej Raffaele Regina. „Był to okręt flagowy przemysłu motoryzacyjnego w Europie.” Miesiąc temu odbyły się rozmowy z zarządem Stellantis i przedstawicielami związków zawodowych na poziomie rządu. Nie przyniosły one rozstrzygnięcia, bo kryzys w motoryzacji jest obserwowany w całej Europie.
Pracownicy obawiają się likwidacji swoich miejsc pracy i przeniesienia fabryki do innych, tańszych krajów. Za kłopoty fabryki obwiniają zarówno włoski zarząd jak i dyrektora generalnego, Carlosa Tavaresa, których ich zdaniem myśli tylko o wynikach finansowych a nie bierze pod uwagę losu robotników.
źródło: Corriere della Sera
Najnowsze komentarze