Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo samochody podrożały przez pomysły nakładania kar na producentów. Unia Europejska jest bezwględna. W przypadku popularnego SUV-a DS 7 taka kara w tym roku to… 5.890 euro. Miejskie Clio musiałoby zapłacić 2.565 euro a Peugeot 3008… 4.370 euro. Kto za to płaci? Pan płaci, pani płaci… my wszyscy płacimy.
Unia Europejska od lat forsuje rygorystyczne przepisy dotyczące emisji CO₂, ale skutki tych regulacji mogą być katastrofalne dla europejskich producentów samochodów. Od 2025 roku każdy pojazd emitujący więcej niż 81 gramów CO₂ na kilometr będzie generował dla swojego producenta karę finansową w wysokości 95 euro za każdy przekroczony gram. Bruksela może więc zafundować europejskiej motoryzacji potężny rachunek w wysokości kilkunastu miliardów euro rocznie – a prawdziwymi beneficjentami będą… Tesla i chiński BYD.
Jak działa mechanizm kar?
Kary nałożone na producentów samochodów są drakońskie. Weźmy dla przykładu kilka popularnych modeli:
- Peugeot 3008 emituje 127 g CO₂/km – kara wyniesie 4.370 euro za każdy egzemplarz sprzedany w UE.
- Renault Clio (benzyna): 108 g CO₂/km – 2.565 euro kary.
- DS 7: 143 g CO₂/km – 5.890 euro kary.
Im większy i cięższy samochód, tym wyższa emisja i tym bardziej zabójcze dla producentów stają się europejskie normy. Gdyby nic się nie zmieniło, szacuje się, że łączna wartość tych kar dla wszystkich europejskich koncernów motoryzacyjnych w 2025 roku mogłaby wynieść 15 miliardów euro.
Tesla i BYD śmieją się w głos
Jedyną możliwością uniknięcia płacenia tych horrendalnych kar jest zakup kredytów emisyjnych – a te mogą sprzedawać wyłącznie producenci, którzy oferują wyłącznie pojazdy elektryczne, a więc spełniają wymogi „zeroemisyjności”. Krótko mówiąc: Stellantis, Renault czy Volkswagen, zamiast inwestować w rozwój swoich technologii, będą zmuszeni płacić haracz Tesli lub BYD-owi. Skąd wezmą pieniądze? Z naszych kieszeni.
To paradoks: europejscy producenci będą co roku płacić miliardy euro swoim konkurentom, by uniknąć kar narzuconych przez Brukselę. Tesla i BYD dostaną więc prezent od Unii Europejskiej w postaci regularnych przelewów od Peugeota, Renault, Fiata i innych marek, które przez lata były fundamentem europejskiego przemysłu motoryzacyjnego.
Unia Europejska w pułapce własnej ideologii?
Pytanie brzmi: czy Unia Europejska pójdzie po rozum do głowy i skoryguje swoje przepisy, czy będzie brnąć w ślepą uliczkę? Obecne regulacje są oderwane od rzeczywistości rynkowej i wbrew pierwotnym założeniom mogą doprowadzić do osłabienia, a nawet upadku europejskiego przemysłu motoryzacyjnego.
Jeśli normy emisji nie zostaną skorygowane, skutki będą dramatyczne:
- Ceny samochodów spalinowych drastycznie wzrosną, ponieważ producenci będą przerzucać koszty kar na klientów.
- Konsumenci zostaną zmuszeni do zakupu samochodów elektrycznych, nawet jeśli infrastruktura do ich ładowania jest wciąż niewystarczająca.
- Europejskie marki stracą konkurencyjność na globalnym rynku, co doprowadzi do masowych zwolnień i zamykania fabryk.
- Najwięksi zwycięzcy? Tesla i chiński BYD, którzy dostaną za darmo miliardy euro od swoich europejskich konkurentów.
Dialog rozpoczęty
Na szczęście Komisja Europejska rozpoczęła dialog z producentami – i miejmy nadzieję, że zakończy się on sukcesem. Przeciwni porozumieniu są ludzie z wpływowych organizacji lobbystycznych, za którymi mogą stać – niespodzianka – producenci aut elektrycznych tacy. Z jakich krajów? Zgadnijcie…
Najnowsze komentarze