Dacia Logan MCV: Warszawa – Genewa – Marsylia – Wenecja. 4 tysiące kilometrów w 3 dni
Rok 2007, marzec. Odbieramy fabrycznie nową Dacię Logan MCV z parku prasowego Renault Polska i ruszamy na targi do Genewy. Śpimy w miasteczku Evian, niedaleko Genewy, zwiedzamy targi i po 4 godzinach stwierdzamy, że… czas ruszać dalej. W pełni spontanicznie. Obejrzeliśmy mapę i wybraliśmy Marsylię. Dojechaliśmy tam wieczorem. Następnego dnia rano, wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego pojechaliśmy do Wenecji, po drodze zwiedzając m.in. Cannes.
Dacia Logan MCV 1.6 MPi. Na powyższym zdjęciu wczesny poranek nad jeziorem Genewskim. Już za godzinę będziemy na targach.
Dzień później, kolejny wczesny poranek.Tym razem marsylskie wybrzeże. Już za moment ruszymy do… Wenecji a potem do Warszawy.
Godzina 19:00 w Wenecji, słońce powoli zachodzi a my zastanawiamy się jak najkrótszą drogą dojechać do Warszawy. Rano musimy oddać samochód do parku prasowego.
Tym autem przejechaliśmy ponad 4,5 tysiąca kilometrów w ciągu 3 dni. W parku prasowym nie wierzyli, że to możliwe. Samochód został dotarty idealnie. Poznaliśmy też jego plusy i minusy i nasza testowa trójka orzekła jednogłośnie, że to fajny samochód jest. Byliśmy jednymi z nielicznych polskich dziennikarzy, którzy docenili Dacię i wróżyliśmy jej sukces.
Przeżyliśmy też kilka ciekawych przygód – choćby zatrzymanie przez policję w Niemczech i przeszukiwanie naszego auta na okoliczność papierosów i alkoholu. Na granicy szwajcarsko-niemieckiej celnik wypytywał nas co to za auto, bo pierwszy raz widzi. W Wenecji zdecydowaliśmy się na szalony krok i wjechaliśmy do samego miasta (czego nie powinno się robić, bo parkingi są tam zatłoczone do granic możliwości) i znaleźliśmy… ostatnie wolne miejsce na dachu 6-poziomowego parkingu.
Trasa wyglądała podobnie do tej:
Peugeot 3008: Warszawa – Ukraina – Krym. 4 tysiące kilometrów podróży.
Rok 2009, październik. Wraz z Marzeną Chełminiak z Radia Zet i Małgosią Piekarską z TVP ruszamy na podbój Krymu. W planach mamy odwiedzić Lwów, Humań (Umań), Eupatorię, Sewastopol, Symferopol, Jałtę, Teodozję i Kercz. Podróż obfituje w wiele przygód a my poznajemy piękno Krymu. Mamy Peugeot 3008 i drugi wóz – Peugeot 807, które zostają ochrzczone odpowiednio Gwiazda i Rosomak.
Na pewno znacie to miejsce, o ile oglądaliście Podróże Pana Kleksa. W rzeczywistości to fantastyczny pałac w Liwadii. Gdyby autor powyższego zdjęcia odwrócił obiektyw, widzielibyście morze.
Peugeot 3008 na Krymie – tutaj pałac chanów krymskich a dokładnie wejście do niego. Niewielka budowla zadziwia skromnością. Chan zarządzał stąd swoimi potężnymi wojskami. Krym jest przepiękny a my zrobiliśmy około 4 tysięcy kilometrów.
Przygód przeżyliśmy co niemiara, od noclegu gdzieś w środku nocy w środku Ukrainy w ubogiej chłopskiej chacie bez toalety i łazienki, poprzez spotkanie z księgową mafii w Symferopolu aż po przejazd przepiękną ale wytralkowaną drogą na półwyspie Arbatska Striełka. Na granicy ukraińsko-polskiej od długiego sprawdzania samochodu, rozkrajania pysznych arbuzów i sprawdzania zawartości toreb uratował nas radiowy głos… Marzeny Chełminiak, która dzielnie znosiła nasze towarzystwo i niewygody podróży.
Nasza trasa wyglądała mniej więcej tak:
Peugeot 5008: Warszawa – Turcja – Gruzja. Blisko 11 tysięcy kilometrów.
Zobaczcie jak to wyglądało:
2. Ruszamy w trasę. Z Polski do Salon w 20 godzin.
3. Peugeot 5008 – w stronę Turcji i Gruzji.
4. Z Salonik do Istanbułu. Peugeot 5008 w Turcji.
5. Peugeot 5008 z Ankary do Trabzon. Wspaniałe zabytki historii.
6. Nielegalnie wjeżdżamy do Batumi. Peugeot 5008 w Gruzji.
7. Z Karsu do Wan. Peugeot 5008 dociera do Araratu!
8. Peugeot 5008 nad jeziorem VAN.
9. Na zachód. Tam musi być jakaś cywilizacja.
10. Peugeot 5008 w poszukiwaniu podziemnych miast.
11. Peugeot 5008 w wielkim mieście. Zwiedzamy Stanbuł.
12. Peugeot 5008 wraca do Polski.
Rok 2010 i to była nasza najdłuższa wyprawa samochodem jak do tej pory. Nazwaliśmy ją „Na tropach tajemnic Araratu”. Dwa samochody Peugeot 5008, dziennikarze Radiowej Trójki oraz nasza ekipa i 10 dni długich odcinków. Zaczęliśmy w Warszawie o 22:00 by dojechać na 20:00 następnego dnia do Salonik, gdzie spaliśmy.
Później niesamowity Stambuł, Ankara, wybrzeże Morza Czarnego, wariacki wjazd do Gruzji (nie mieliśmy dokumentów, które by upoważniały nas do wjazdu samochodem), przejazd do Batumi… Działo się.
Dwa Peugeot 5008 w Batumi. Samochody stały na parkingu a my zwiedzaliśmy to niesamowicie rozbudowujące się wtedy turystyczne miasto. Ciężko było nam uwierzyć, że jesteśmy w Gruzji, która wtedy wydawała się bardzo odległa i egzotyczna. Loty do Gruzji uruchomiono wiele lat później.
A to już okolice Araratu, we wschodniej Turcji. Teren obfitował w przepiękne widoki i fantastyczne zamki. Nasza ekipa nie chciała stąd wyjeżdżać. Dziennie przejeżdżaliśmy od 500 do 1000 kilometrów. Mogliśmy poznać wszystkie plusy i minusy samochodów oraz… charaktery uczestników wypraw, szczególnie, gdy zmęczenie dawało o sobie znak.
Gdzieś w pobliżu regionu Antalya, jedno z pięknych jezior z wapiennym dnem.
Jedno z najdziwniejszych naszych wspomnień z Turcji wiąże się… z terminalami płatniczymi. W 2010 roku każdy bank i każdy wystawca karty dawał tam swój terminal. W związku z tym na stacjach benzynowych, które odwiedzaliśmy dość często, spotykaliśmy po kilkanaście-kilkadziesiąt różnych urządzeń. Z tego powodu mieliśmy niekiedy duże kłopoty z zapłaceniem za paliwo, bo nasza karta (BP World) budziła… wiele wątpliwości.
Łącznie przejechaliśmy ponad 9 tysięcy kilometrów.
Trasa wygląda mniej więcej w ten sposób:
Najnowsze komentarze