Kiedy 8-9 dni temu Polacy w wielu regionach kraju ruszyli na masowe zakupy paliwa (co uważam za bezsensowny akt paniki) prezes PKN Orlen ogłosił (przekaz znam z mediów), że wprowadzanie znaczących podwyżek jest nieetyczne, niewłaściwe i nawet rozwiązał z kilkoma (bodajże dziewięcioma) podmiotami umowy na dostarczanie paliwa. Benzyna 95-tka kosztowała wówczas – przed atakiem Rosji na Ukrainę – jakoś tak poniżej 5,50 zł za litr.
Faktycznie w czwartek i piątek w ubiegłym tygodniu na wielu stacjach tworzyły się kolejki, przynajmniej do czasu, kiedy nie zabrakło paliw. Wielu właścicieli stacji podniosło ceny – czy to z chęci zysku, czy z chęci powstrzymania szaleńców, którzy potrafili tankować po tysiąc litrów naraz. Normalna reakcja rynku – nagły wzrost popytu wywołuje wzrost cen. Pan Obajtek, kreowany na świetnego managera, który zwielokrotnił zyski Orlenu po przejęciu PKN od poprzedniej ekipy, nie tylko uspokajał kierowców, że paliwa nie zabraknie, ale próbował grozić „nieuczciwym”, jego zdaniem, firmom rozwiązaniem umów za nieuzasadnione podwyżki. I podobno z dziewięcioma firmami umowy zerwał. Chwalebne działanie. Ale przyszedł bieżący tydzień. Cysterny dowoziły paliwa na stacje, kolejki zniknęły, za to szybko diabli wzięli obniżkę VAT-u, którą populistyczny rząd nam na parę miesięcy wprowadził, żeby żyło nam się lepiej. Nam ta obniżka się należała!
Cena benzyny bezołowiowej zaczęła dochodzić do poziomu 6 zł – mniej więcej tyle (kilka groszy więcej) kosztowała w momencie, gdy VAT na paliwa był w normalnej wysokości. OK – rozumieliśmy sytuację. Efekt wojny rozpętanej przez Rosję w Ukrainie. Ceny ropy na rynkach międzynarodowych zaczęły rosnąć. To też była sytuacja do przewidzenia. Wzrost cen był nieunikniony i zaciskając zęby wykazywaliśmy zrozumienie.
Ja osobiście przestałem je wykazywać przedwczoraj. To wtedy właśnie na mijanej przeze mnie codziennie stacji Orlenu cena bezołowiowej dziewięćdziesiątki piątki przeskoczyła z 5,99 zł na 6,20 zł. To wtedy miałem ochotę po raz pierwszy coś na ten temat napisać. Ale nie, uznałem, że sytuacja jest, jaka jest, a o te 20 groszy nie ma co kopii kruszyć. Dziś jednak nie wytrzymałem.
Na tej samej stacji zobaczyłem dziś wartość 6,50 zł za litr najzwyklejszej benzyny. Nie wytrzymałem. Postanowiłem napisać kilka słów. Ja rozumiem, że ropa naftowa drożeje. Ale zanim się ją kupi, zanim ona dotrze do Polski, zanim zostanie przerobiona na paliwa – trochę czasu minie. To nie jest proces trwający dzień, dwa, czy tydzień. Skąd więc tak wysokie wzrosty na stacjach już w tej chwili? Czy ktoś nie próbuje się dorobić naszym kosztem? To my płacąc za paliwa generujemy tak świetne zyski Orlenu. Bo chciałbym zwrócić uwagę, że nie trzeba tankować na ich stacjach – inne podmioty kupują paliwa w hurcie w dużej mierze właśnie od PKN Orlen.
Co więcej – sprawdziłem sobie ceny ropy brent. Nie tylko obecne, ale też historyczne. Za znienawidzonego przez obecny rząd Tuska, kiedy świat borykał się z potężnym kryzysem i cena baryłki dochodziła, a nawet przez długi czas utrzymywała się na poziomie ok. 110-120 USD (mniej więcej czas od połowy lutego 2011 roku do połowy lipca 2014 roku, a więc przez niemal 3,5 roku) mieliśmy paliwa w okolicach 6 zł za litr. Z normalnymi podatkami, w tym z normalną stawką VAT. Dziś benzyna kosztuje 6,50 zł, a zwykły olej napędowy aż 6,95 zł, a mamy przecież obniżony na paliwa podatek VAT!
OK, przez te lata zmieniły się znacząco kursy walut. Dla przykładu 18.II.2011 roku dolar amerykański kosztował 2,8803 zł, a 7.VII.2014 roku 3,0497 zł. Dziś kurs średni NBP wynosi za 1 USD 4,3910 zł. To jest prawie o połowę więcej, niż kurs sprzed 8-10 lat. Średnie wynagrodzenie w Polsce również wzrosło. W bardzo podobnym stopniu, przynajmniej według Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Ale czy wzrosła nam siła nabywcza naszych pensji? Nie jestem przekonany… Zwłaszcza, kiedy weźmie się pod uwagę ogromną inflację, z jaką mamy do czynienia od kilkunastu miesięcy.
Realnie więc biorąc pod uwagę wartość dolara amerykańskiego oraz przeciętne wynagrodzenie możemy uznać, że ropa brent kosztuje nas, jako państwo, czy też Orlen, podobne pieniądze, co za Tuska. Dlaczego więc benzyna jest dziś o 8-9% droższa, niż wtedy (w szczytowych momentach, bo przecież nie przez całe 3,5 roku, o jakim wspominałem), choć VAT na paliwo jest dziś obniżony? Czy to nie są działania wykorzystujące sytuację? Czy PKN Orlen nie zachowuje się tak, jak te firmy, nad którymi wytrząsał się Pan Obajtek? Z których wybrał sobie kilka i rozwiązał z nimi umowy na dostarczanie paliw. Czy w tej sytuacji Pan Prezes nie powinien rozwiązać umowy sam ze sobą? Przecież jeśli do obecnych cen wróci VAT w normalnej wysokości, to za benzyną po 6 zł „jak za Tuska” będziemy bardzo mocno tęsknić.
Od razu napiszę, żeby nie było płaczu – wszelkie komentarze na tematy polityczne będą kasowane. Dyskutujmy jedynie w ujęciu ekonomicznym.
Krzysztof Gregorczyk
Najnowsze komentarze