Peugeot 3008 I generacji, wyposażony w silnik diesla 2.0 HDi o mocy 150 KM, wraz z Peugeotem 807, mające na pokładzie ekipy Francuskie.pl, Radia Zet i Telewizji Polskiej, jest na Krymie. Dzisiaj Jałta a potem na wschód, w stronę miast Sudak i Kercz.
Jałta niewiele różni się od typowych nadmorskich kurortów, które znamy z Polski czy z krajów zachodnich. Napisy i reklamy po ukraińsku, śpiewny ukraiński lub rosyjski akcent w powietrzu i to tyle. Niegdyś na Krym przyjeżdżało mnóstwo turystów z Zachodu a właściwie przypływali statkami w ramach rejsu po Morzu Czarnym. Organizowało to rosyjskie biuro Intourist, zbierając dla spragnionego giganta jakim był Związek Radziecki, walutę. A przy okazji także informacje. Firma przetrwała zawieruchy dziejowe i nadal zajmuje się organizowaniem wycieczek, biuro Intouristu znajduje się tuż przy morzu, w pobliżu licznych statków i jachtów, które można wynająć na dowolną prawie podróż. Mając pieniądze można próbować dostać się do Mołdawi, Rumunii, czy nawet Turcji. Pływają tam również statki rejsowe. Nam wystarczy rejs wzdłuż wybrzeża.
Samochody stoją jeszcze przed hotelem. Na dzisiaj zaplanowaliśmy sesję zdjęciową więc poprzedniego dnia go umyliśmy na jednej z licznych „automojek”. Za 65 hrywien auto otrzymało wodną kurację upiększającą lakier, więc teraz błyszczy się i lśni w promieniach porannego słońca.
Przyjeżdżamy do pałacu w Liwadii. To trzy kilometry od Jałty, miejsce w którym Churchil, Roosvelt i Stalin podpisali słynny akt. Miejsce robi ogromne wrażenie. Zdjęcia, które widzieliśmy przed przyjazdem oraz te, które pamiętamy z podręczników, w ogóle nie oddają rozmiaru kompleksu budynków. Peugeot odpoczywa na parkingu niedaleko a my zauroczeni chodzimy po 60 hektarowym parku. Bilet do pałacu kosztuje 50 hrywien. Warto ponieść ten wydatek, ponieważ we wnętrzu od początku czuje się historię. Witają nas dwie potężne korynckie wazy, potem, niedaleko od wejścia, historyczny okrągły stół, gdzie podpisywano układ. W sali obok duży stół roboczy, przy którym dyskutowano szczegóły. Widzimy też gabinet, w którym pracował Stalin, miejsce, gdzie Roosvelt wydawał obiad. Na piętrze pokoje rodziny carskiej. Co ciekawe, pierwszym właścicielem tego miejsca był hrabia Potocki, dla którego zbudowano okazały dom, który później zamieniono w pałac. Stąd zresztą wziął się dowcip, który krążył po Polsce w czasach stalinowskich:
W czasie konferenci jałtańskiej, trzej przywódcy chwalą się tym, co otrzymali. Roosvelt wyciągna piękne złote pióro z dedykacją „Naszemu prezydentowi – wdzięczny naród”. Churchil wyciąga złotą obcinarkę do cygar z napisem „Walecznemu premierowi – Królowa”. Stalin chwilę się zastanawia i wyciąga z kieszeni złotą papierośnicę z napisem „Potockiemu – Radziwiłł”. Żarty żartami, ale układ jałtański oddał Polskę na wiele lat we władanie Sowietów. Pałac w Liwadii zachwyca detalami. Wszystkie wykończenia okien, drzwi, mebli, są najwyższej jakości, z pięknymi zdobieniami. Na dole, przy wyjściu, tradycyjny sklep z pamiątkami. Wychodzimy z jednogłośnym postanowieniem – tu warto wrócić. Żałujemy, że nie da się podjechać pod pałac samochodem na zdjęcia.
Potem bardzo krętymi drogami jedziemy w stronę Jaskółczego Gniazda. Jest to współcześnie zbudowany zamek, jedno z najsłynniejszych miejsc na południowym Krymie. Urzeka urokiem i szokuje cenami w tutejszej restauracji. Peugeot trzyma się drogi jak przyklejony, mimo, że nasz kierowca – Krzysiek Gregorczyk – rajdowym zwyczajem pokonuje zakręty bardzo szybko. Nadwozie pochyla się delikatnie. Mamy jednak trochę zastrzeżeń do wyprofilowania tylnej kanapy. Na ostrych zakrętach trzymanie boczne powinno być jednak lepsze. Nieustannie krążymy po tych wtopionych w zbocza ścieżynkach.
Podróże Pana Kleksa w Pałacu Woroncewa
Jedziemy teraz do pałacu gubernatora Woroncewa. Dojechać tam trudno,bo na Krymie znaki dla turystów to rzadkość. A jak już są, to dość małe. W tym przypadku ratujemy się jak możemy Automapą, która ma w swojej bazie chyba wszystkie z tych maleńkich uliczek. Dojeżdżamy, zostawiamy samochody na parkingu, przez park idziemy w stronę rezydencji. Najpierw bilety a potem zwiedzanie,. W jednej z sal są wielkie portrety Branickich, którzy są w polskiej historii uważani za zdrajców, bo przeszli na służbę carycy Katarzyny. Przewodniczka słysząc język polski z dumą o nich opowiada. Idziemy dalej. Wnętrza są przepiękne. Pałac ocalał z wojennej pożogi tylko dlatego, że Hitler podarował go jednemu ze swych marszałków. Niemcy wycofując się nie zdążyli zniszczyć kompleksu. Dzięki temu pałac do dzisiaj przyciąga tysiące turystów dziennie.
https://www.youtube.com/watch?v=28DCU65sCaU&t=2250
My jesteśmy po sezonie, więc możemy bez tych tłumów sfotografować piękną fasadę. Fasadę znaną między innymi z… filmu. Podróże Pana Kleksa, jeden z kultowych filmów lat 80-tych, były kręcone między innymi tutaj. Słynna scena z Wielkim Bajarzem to właśnie rezydencja Woroncewa. Uwieczniamy to miejsce na zdjęciach a potem wędrujemy nad samo morze. Kolor ma niesamowity. Turkus miesza się z błękitem. Fale malowniczo rozbijają się o potężne skały. Zapach wody pomieszany z zapachem lądu, słońce i błękit wody – to prawdziwe klimaty wakacyjne.
Spalanie nam wzrosło, ponieważ ciągle poruszamy się po górach i praktycznie nie używamy piątego i szóstego biegu. Aktualna średnia to 5,6 litra na 100 kilometrów. Nadal niedużo, jak na taki samochód. Porównujemy też wnętrze do towarzyszącego nam, o wiele większego modelu 807. Z przodu miejsca w 807 jest oczywiście więcej. Więcej jest go też na szerokość. Natomiast z tyłu sytuacja jest już inna. Tylna kanapa w 3008 daje więcej komfortu jazdy dla wysokich osób, ponieważ siedzi się tam wyżej. Oczywiście dotyczy to sytuacji, kiedy mamy dwie osoby na pokładzie. Przy trzech osobach 807 jednak wygrywa. No i bagażnik 807 pozwala zapakować znacznie więcej. Ale 3008 i tutaj się broni podwójną podłogą oraz wysokością przestrzeni bagażowej.
Mamy pietra wsiadając w kolejkę na Aj-Pjetri
Prosto z paładu Woroncewa jedziemy do kolejki na Aj-Pjetri. Kolejne miejsce, które trzeba obowiązkowo zobaczyć na Krymie. Jest to wyjątkowe dzieło radzieckich inżynierów. Kolejka, która pnie się w górę na ponad kilometr, bez jednego choćby słupa pośredniego. Podróż składa się z dwóch etapów. Najpierw klasyczną kolejką linową ze słupami dojeżdża się do stacji pośredniej, a dopiero potem przesiada się do właściwej kolejki, wspinającej po skałach prawie pionowo. Po drodze nie ma nic – tylko przyroda i lina na kilkuset metrach nad ziemią. Parkujemy tuż obok stacji początkowej, naciągacze z parkingu chcą aż 50 hrywien za postój jednego auta. Peugeoty zostają a my idziemy do kasy. Tu kolejne zaskoczenie, bo bilet w obie strony kosztuje 100 hrywien. Warto wiedzieć, że średnie zarobki kształtują się na poziomie 2000 hrywien, czyli około 700 złotych. Wsiadamy do wagonika, który widział już swoje lepsze czasy. Kolejka jedzie 30 kilometrów na godzinę, bardzo szybko docieramy do stacji pośredniej. Tam zaczyna się prawdziwa przygoda. Trzesący i skrzypiący wagonik rusza w górę.
Przed nami kilometr skalnej ściany, pnącej się pionowo w górę, pokrytej lasem. Wagonik kołysze się i momentami zwalniamy. Jesteśmy kilkaset metrów nad skałami, wrażenie niesamowite. Niektórzy odwracają wzrok. W końcu docieramy na samą górę, do niewielkiej stacji. Widok jest cudowny, zapiera dech w piersiach. Naszej wizycie na szczycie towarzyszy wspaniałe słońce. Oczywiście samochodów nie widać, ale już po wyjściu ze stacji, przeciskając się przez stado naganiaczy (kawa, sokół, konie, mięso, obiad… prawie wszystko można tu dostać!) dostrzegamy, że da się na szczyt wjechać samochodem. Żałujemy , że nie mamy tyle czasu, bo zdjęcie z 3008 na skałach nad przepaścią prezentowałoby się wspaniale.
Potem jedziemy w stronę świętej góry Tatarów, która nazywa się Aju-dak. Przypomina leżącego niedźwiedzia. Tutaj już możemy zrobić zdjęcia, więc pozwalamy sobie na dłuższą sesję fotograficzną z samochodem w tle. Potem szukamy restauracji.
Znajdujemy niepozorną z zewnątrz knajpkę o nazwie „Restauracja Podsołnyżi” w miejscowości Partenit, kilkanaście kilometrów od Jałty. Początkowo nie budzi naszego zaufania, z uwagi na położenie między blokami. Jednak wizyta w środku sprawiła, że od razu wchodzimy na piętro i przy dużym stole zamawiamy najrozmaitsze dania. Od ryb, poprzez ptactwo na wołowinie skończywszy. Czekamy bardzo, bardzo długo. Jednak to co trafia na stół rozwiewa ostatnie wątpliwości. Dania są elegancko podane, ładnie przygotowane a na dodatek są zwyczajnie smaczne. Ucztujemy, bo inaczej nie można tego inaczej nazwać, kilka godzin. Na koniec wręczamy kelnerce podarunek, płytę firmową Radia Zet z zestawieniem największych hitów lata 2009. Jeszcze pamiątkowa sesja fotograficzna i jedziemy do Sudaku. Tutaj musimy znaleźć hotel i decydujemy się na Forum, niedaleko od centrum. Hotel jest czysty, warunki dobre, cena za pokój dwuosobowy to 260 hrywien, parking 20 hrywien. Jest to około 90 złotych. Bardzo przystępnie. Z naszego hotelu jest około 500 metrów na piaszczystą plażę, mamy to zamiar zobaczyć jutro rano.
I tak, o 22 lokalnego czasu kończy się nasz dzień. Zmęczeni zwiedzaniem kładziemy się spać. Jutro kolejny dzień wrażeń. Twierdza w Sudaku, plaże południowego Krymu i wiele innych atrakcji. O wszystkim napiszemy w kolejnej relacji. Jedziemy na wschód, a tam musi być jakaś cywilizacja, prawda?
- Sponsorem wyprawy jest firma Peugeot Polska, która udostępniła do testu samochód Peugeot 3008 I generacji oraz Peugeot 807.
- Sponsorem komunikacji podczas wyjazdu jest sieć Plus, największy operator telefonii komórkowej w Polsce.
- Sponsorem nawigacji jest Automapa. Nasza wyprawa jest równolegle relacjonowana przez Radio Zet.
Najnowsze komentarze