Peugeot 3008 I generacji, wyposażony w silnik diesla 2.0 HDi o mocy 150 KM, wraz z Peugeotem 807, mające na pokładzie ekipy Francuskie.pl, Radia Zet i Telewizji Polskiej, jest na Krymie. Arbatska Striełka to test dla zawieszenia i naszej cierpliwości.
Z uwagi na dużą odległość, którą mamy pokonać, oraz trudną trasę, wyjeżdżamy wcześnie rano. Po szybkim śniadaniu, o 7.30 lokalnego czasu, a więc o 6.30 czasu polskiego ruszamy.Szybki rzut oka na Teodozję z okien samochodu i próbujemy dostać się na właściwą trasę. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie kompletny brak znaków drogowych. Jest to krymska przypadłość, trudno tutaj o jakiekolwiek informacje. Pytamy więc miejscowych, którzy chętnie służą radą i kierują nas we właściwą stronę. Próbujemy na kilku stacjach kupić mapę, ale takich luksusów tu po prostu brak. Po godzinie jazdy, przerywanej kilkoma przystankami w celu zasięgnięcia języka, dojeżdżamy na miejsce. Przed nami fantastyczny widok – Morze Azowskie. Po jego lewej stronie tafla słonego jeziora. Pośrodku kilka pasów drogi, do wyboru do koloru. Ale jakiej drogi! Jest to polny trakt, momentami w miarę równy. Cała droga pokryta jest czymś w rodzaju poprzecznych małych muld. Powoli ruszamy i zachwycamy się widokami. A samochód dzięki pofałdowanej drodze funduje nam wielogodzinny masaż całego ciała.
Po drodze widzimy fantastyczne zjawisko. Początkowo wydaje nam się, że są to słupy dymu. Później okazuje się, że są to ogromne skupiska owadów, unoszące się nad stepem. Tych słupów są setki, mają wiele metrów wysokości. Sceneria niczym z filmu science-fiction. Można mieć również skojarzenie z polem naftowym. Mijamy te skupiska przed wiele kilometrów trudnej jazdy, pełnej wstrząsów. Co chwilę natrafiamy na wspaniałe krajobrazy. Feria kolorów, od czerwieni, poprzez pomarańcze i żółcie aż po zieleń i błękit morza. Coś fantastycznego. Tutaj nadal kwitną kwiaty, latają motyle i gdyby nie silny a przy tym chłodny wiatr, czulibyśmy się jak wiosną.
Podróż trwa bardzo długo, bo jedziemy ostrożnie. 100 kilometrów pokonujemy w około 3 godziny. Im bliżej stałego lądu, tym więcej pojawia się opuszczonych lub na wpół opuszczonych budowli. To ośrodki wypoczynkowe, powstałe za czasów Związku Radzieckiego. Trafiamy nawet na obóz pionierów. Dopiero tam, gdzie droga znacznie się polepsza, są już nowe ośrodki, obiecujące przyzwoity standard wypoczynku na pięknych piaszczystych plażach o złotych piaskach. W końcu trafiamy – z ulgą, bo jednak podróż przez dziury jest męcząca – na wioskę, w której znajduje się cerkiew i sklep. Kupujemy słodkie bułki, chałwę, czekoladę i chwilę odpoczywamy konsumując. Dokonujemy też oględzić samochodu, ale ten zdaje się być niewzruszony,
mimo trzygodzinnych solidnych wstrząsów i kamieni na drodze.
W końcu wyjeżdżamy z tego pięknego rejonu. W blasku słońca jedziemy w stronę głównej drogi do Kijowa. Jakość dróg, chociaż gorsza niż na Krymie, wydaje się nam bajkowa, w porównaniu do 100 kilometrów mierzeji arbackiej. Ale jeszcze raz to podkreślę, że warto, po stokroć warto wybrać się na tą mierzeję, czy to od strony Ukrainy czy właśnie od Krymu. Przepiękne widoki zrekompensują wszelkie niedogodności. Przejazd całością dostarcza niezapomnianych wrażeń, dla miłośników namiotów polecamy latem rozbić się gdzieś w połowie drogi i po prostu jeden dzień odpocząć prosto na plaży. Minusem tej trasy są duże ilości pozostawionych bez ładu i składu plastikowych butelek, na szczęście giną one jakoś w krajobrazie, znikają w tycvh ogromnych przestrzeniach. Planując przyjazd na Krym można przejechać sobie właśnie mierzeją i zacząć zwiedzanie od Kerczu, czyli Krymu mało znanego i na pewno bardziej egzotycznego niż skomercjalizowana Eupatora czy Symferopol. A teraz już powoli zapominamy o Krymie, bo musimy przejechać blisko 1000 kilometrów do Lwowa. Zaczynają się liczne patrole policji, ruch się zwiększa. Wrócimy teraz na chwilę do cen paliwa na Ukrainie, bo jest to kraj zdecydowanie tańszy od Polski i ceny tutaj po prostu zachęcają do przyjazdu. Benzyna to wydatek około 7 hrywien. Jest to połowa polskiej ceny. Podobnie z ropą, którą napędzane są nasze Peugeoty, kosztuje około 2 złotych. Jakością raczej nie odbiega od tego co jest sprzedawane w naszym kraju, na dystansie jak do tej pory blisko 3 tysięcy kilometrów nie zauważyliśmy żadnych problemów z pracą silnika.
Zupełnie osobnym a ważkim tematem są toalety na Ukrainie. Dzisiaj wykonaliśmy nawet specjalną sesję zdjęciową w takim typowym „narciarzu” czyli toalecie gdzie staje się po prostu nad dziurą i dokonuje odpowiednich czynności. Stan toalet znacznie się poprawił od upadku komunizmu i narciarze się zdarzają często, ale równie często można trafić na zupełnie przyzwoite warunki. Niekiedy nawet na ceramikę z Polski. Lepsze stacje benzynowe, szczególnie te sieciowe, mają toalety bardzo zadbane, pachnące i czyste, przynajmniej w większości odwiedzanych przez nas miejsc. Natomiast jeśli chodzi o mniejsze stacje, tutaj może być różnie i wspomniany narciarz w budce gdzieś obok stacji to raczej norma niż wyjątek.
Przy takiej toalecie nasze rodzime sławojki to szczyt luksusu. W hotelach jest za to normalnie – pomijając jakieś taniutkie hotele rodem z komuny, można pójść za potrzebą spokojnie. W czasie naszej podróży odwiedziliśmy kilka hoteli o różnym standardzie i w każdym toalety były w porządku. Warto jednak podkreślić, że zanim wynajmowaliśmy pokój, kilkuosobowa komisja złożona z członków naszej wyprawy odwiedzała przykładowy pokój, by sprawdzić czy warunki są odpowiednie. To dobry sposób na uniknięcie przykrych niespodzianek. Ukraina to kraj piękny, chociaż nadal widać tutaj pozostałości poprzedniego ustroju. Także mentalność ludzi bywa różna. Wybierając się na Krym trzeba przyjąć inną optykę, mieć dystans do spraw, które mogą trochę razić. W zamian kraj ten odwdzięczy się bardzo przyjaznym nastawieniem, wspaniałymi widokami, pięknymi oryginalnymi zabytkami i egzotyką, którą trudno spotkać gdzieś indziej.
W miejscowości Cherson tankujemy – trzeci raz podczas naszej podróży. Komputery wskazują teoretyczny zasięg ponad tysiąca kilometrów. Średnie spalanie 3008, które nam nieco wzrosło, do 5,7 litra na 100 kilometrów, teraz zaczyna powoli spadać. Pędzimy w stronę Humania, gdzie mamy dzisiaj zanocować.
Temperatura spada. Zapominamy już o krymskich temperaturach. W zapadających ciemnościach jest coraz chłodniej, 9 stopni. Droga jest nieco gorsza a przede wszystkim robi się zatłoczona. Mimo to czujemy się bezpiecznie, bo sposób jazdy ukraińskich kierowców znamy już z naszych dróg, Polacy jeżdżą bardzo podobnie. Na drodze widzimy sporo milicji, ale nikt nie próbuje nas zatrzymywać. Komentujemy wrażenia, rozmawiamy, bo za oknem widać coraz mniej.
Krym – podsumowanie wrażeń.
Co nam się najbardziej na Krymie podobało? Najbardziej chwyciły nas za serce te mniejsze miejscowości, oddalone od kurortowej rzeczywistości. Im dalej na wschód, im bliżej byliśmy tych tatarskich terenów, tym stawało się ciekawiej. Sudak – a właściwie jego twierdza i piękne nadmorskie plenery, Kercz, z jego urokliwym centrum i niesamowity carski kurhan, mierzeja arbacka, czyli 100 kilometrów przepięknych krajobrazów i dzikiej przyrody.
- Sponsorem wyprawy jest firma Peugeot Polska, która udostępniła do testu samochód Peugeot 3008 I generacji oraz Peugeot 807.
- Sponsorem komunikacji podczas wyjazdu jest sieć Plus, największy operator telefonii komórkowej w Polsce.
- Sponsorem nawigacji jest Automapa. Nasza wyprawa jest równolegle relacjonowana przez Radio Zet.
Najnowsze komentarze