W trzeciej relacji napisałem parę słów na temat Genui. Jeśli tam traficie, to niemal w ciemno możecie poszukać pizzerii Superba mieszczącej się na Via Cairoli. Menu zawiera aż 78 odmian pizzy, a wszystkie w rozsądnych cenach. Co więcej – serwowana tu pizza wjeżdża na stół szybko i jest bardzo smaczna i bogato obłożona. Na przykład ta z szynką parmeńską była kompletnie przykryta tą wędliną. Przy sąsiednim stoliku ktoś zamówił pizzę z rukolą – była zielona od liści! Jedyny problem, to może to, że przydałaby się tu klimatyzacja.
Z Genui ruszyliśmy na zachód. Autostradą wiodącą przez liczne tunele i przeskakującą nad dolinami po estakadach dotarliśmy do miasta legendarnego festiwalu muzycznego. Muzyki może niespecjalnie ambitnej, ale też nie jakiegoś italo disco ;-) To Festiwal Piosenki Włoskiej. Mowa tu oczywiście o San Remo. To mniej więcej 55-tysięczne miasto okazało się kompletnie zatłoczone. Nie było szans, żeby zaparkować tam chociaż na pięć minut gdzieś w centrum! Okazało się ładne, nie powiem, ale najpiękniejsze budynki podziwialiśmy z okien Peugeota 508 SW BlueHDi. Miejsce parkingowe znaleźliśmy dopiero w zachodniej części miasta przy markecie pewnej francuskiej sieci ;-) W tej okolicy pstryknąłem kilka fotek, głównie morza, i jakąś panoramę miasta. Ale z daleka, więc nie widać uroku San Remo.
Cóż było robić – udaliśmy się w dalszą podróż. Przekroczyliśmy granicę i wreszcie znaleźliśmy się we Francji. Wreszcie? Tak, bardzo lubię ten kraj, choć Włochy też mi się podobają. Za to już po znalezieniu się na terytorium francuskim mogłem cieszyć oczy taką ilością samochodów francuskich, że czułem się w pełni usatysfakcjonowany! Na francuskich trasach dosłownie roi się od Peugeotów 3008 i 5008 – widać, że Francuzi pokochali te SUV-y. Wiele z nich ma dwukolorowe nadwozia, często spotyka się wersje GT Line i GT. Zacząłem też spotykać nowe 508-ki, ale póki co jedynie liftbacki.
Nie mogliśmy nie zajechać do Monako i jego Monte-Carlo. Okazało się, ku mojemu zdziwieniu, że nie jest aż tak zatoczone, jak wspomniane przed chwilą włoskie San Remo. Bez większego trudu znaleźliśmy wielopoziomowy podziemny parking i udaliśmy się na spacer po księstwie. Nie spotkaliśmy nikogo znanego, za to widzieliśmy wspaniałe jachty i równie wspaniałe samochody. Głównie włoskie i brytyjskie – Ferrari, Lamborghini, McLareny, Bentleye i Rolls-Royce’y. Oczywiście nie brakowało też innych aut, w tym francuskich. W mieście nie brakuje motoryzacyjnych akcentów, ale to dziwić nie powinno – wszak odbywa się tu co roku słynny wyścig Formuły 1.
Po spacerze wsiedliśmy w Peugeota 508 SW BlueHDi i ruszyliśmy dalej. Tym razem celem była nieodległa Nicea, piąte co do wielkości miasto Francji liczące ok. 350 tys. mieszkańców, ale w całej aglomeracji jest ich około miliona. Pospacerowaliśmy trochę po mieście, zajrzeliśmy na promenadę i czując niedosyt miasta udaliśmy się w dalszą drogę. Planowaliśmy bowiem jeszcze tego wieczoru obejrzeć Cannes…
Nie udało się. Dotarliśmy do zarezerwowanego wcześniej hotelu składającego się z licznych bungalowów (Zenitude Hôtel-Résidence Mandelieu Confort – Appart hotel w Mandelieu-la-Napoule na zachód od Cannes) i skuszeni basenem znajdującym się tuż obok naszego domku postanowiliśmy się trochę pomoczyć w jego wodzie. Ponieważ basen miał być czynny do 20:00, pomyśleliśmy, że pojedziemy do Cannes wieczorem. Po wyjściu z wody zjedliśmy jednak kolację i odpuściliśmy – z pewnością skąpana w światłach nadmorska promenada w mieście jednego z najważniejszych festiwali filmowych świata prezentuje się wspaniale, ale mapy Google’a pokazywały spore korki. Zostaliśmy w hotelu i położyliśmy się spać dość wcześnie, jak na nas.
Rano spakowaliśmy się, zjedliśmy śniadanko i ruszyliśmy do Cannes. Spacer promenadą i obowiązkowa wizyta pod Pałacem Festiwalowym i fotki na czerwonym dywanie zaliczone ;-) Okazało się, że samochody w Monte Carlo były mizerne przy tym, co zobaczyliśmy w Cannes! Tutaj wypasiony Mercedes, czy inne BMW nie robią żadnego wrażenia. Za Audi nikt się nie obejrzy, jakie by ono nie było. Tu jeżdżą Brabusy, SUV-y Lamborghini, Bentleya i Rolls-Royce’a, Bugatti i trzyosiowe terenówki Mercedesa. Wiele z nich na numerach z Kuwejtu na przykład. I innych państw tego regionu.
Wyjechaliśmy z Cannes wczesnym popołudniem i udaliśmy się do Saint-Tropez. Chyba wszyscy nasi Czytelnicy znają serię filmów z uroczym żandarmem, w którego wcielił się niezapomniany Louis de Funes. Udało nam się zaparkować przed samym budynkiem żandarmerii, w którym mieści się muzeum. Wstęp kosztuje 4 euro, zniżkowy 2 euro. Można tam parkować za darmo przez nie więcej, niż pół godziny. Przeszliśmy się oczywiście do portu, także do tej jego części, w której odbywały się na koniec filmów parady z mażoretkami. Widziałem na ulicy jednego Citroëna Mehari i jednego e-Mehari, ale mijaliśmy się wówczas jadąc w przeciwnych kierunkach – stąd brak zdjęć.
Generalnie trasa z Cannes do Saint-Tropez, zwłaszcza od Sainte-Maxime, to była droga przez mękę: jeden wielki korek. Dobrze, że nasz testowy Peugeot 508 SW BlueHDi ma automatyczną skrzynię biegów i wiele elementów wspomagających jazdę. Na autostradach niemal cały czas korzystam z aktywnego tempomatu. W wielkim korku nie daje on już takiego komfortu, więc go wyłączam. System utrzymania pasa ruchu również działa najlepiej podczas jazdy autostradowej.
Klimatyzacja pracuje bardzo wydajnie. Spalanie znowu nam wzrosło na tym etapie podróży – aktualna średnia z przeszło 2.500 km wynosi 6,3 l/100 km. Ceny oleju napędowego w tych regionach Francji są różne – od nieco ponad 1,4 euro za litr do nawet blisko 1,8 euro za litr. Ale nie powinniście mieć problemu ze znalezieniem stacji z ceną wyraźnie poniżej półtora euro za litr. Benzyna jest nieco droższa, powiedziałbym, że średnio jakieś 10-15 eurocentów na litrze.
Reflektory FullLED doskonale oświetlają drogę – wracaliśmy dziś do hotelu po zmroku i po raz kolejny przekonałem się, jak świetne są to światła. Doświetlanie zakrętów znakomicie działa na licznych rondach.
Krzysztof Gregorczyk
Najnowsze komentarze