Tegoroczne targi Auto Nostalgia, to przede wszystkim podróż do PRL-u. Dlaczego? Na targach, na których znalazło się 300 starych aut, z czego prawie 60 wystawiono na sprzedaż, królowały wprawdzie Mercedesy, ale przecież w PRL o Mercedesie marzyło wielu Polaków. Były też auta popularne na polskich drogach w czasach, gdy byliśmy za żelazną kurtyną. Tak zwane kamienie milowe polskiej motoryzacji: Syrena 102, której właściciel chwalił się, że jeździ i właściwie jest bezawaryjna.
Była Warszawa. I to niezwykle luksusowa. Jej właściciel Robert Korzeń z Otwocka, nazywa ją swoją „garbata dwudziestką”. W remont auta włożył mnóstwo pracy. I choć wyrzucił słynną popielniczkę z pleców przedniej kanapy, bo jak przyznał, bał się, że ktoś się zapomni i jednak do niej coś wrzuci, a to potem wyląduje na dnie samochodu, to i tak auto wygląda jak cacko. Łezka się w oku kręci, zwłaszcza tym, którzy pamiętają Warszawy mknące po polskich drogach. Ta jest bielutka jak śnieg i wypucowana. Wynajmowana czasem do ślubów. Na polskich ulicach budzi sensację. Czasem wstrzymuje ruch, bo ludzie tłoczą się, by obejrzeć z bliska lub cyknąć sobie na jej tle pamiątkową fotkę.
Oprócz Warszawy były inne silne wspomnienia PRLu. Takie, jak samochód, który zmotoryzował Polskę. Samochód dla każdego Kowalskiego, czyli Maluch, oficjalnie znany, jako FIAT 126p. Ten skrót podobno oznaczał: Fatalna Imitacja Automobilu Turystycznego 1-osobowego, 2-drzwiowego, 6-krotnie przepłaconego. Może przepłacaliśmy, może była to imitacja, ale maluchem każdy choć raz w życiu jechał. Był też wypielęgnowany jego większy braciszek – Fiat 127 i to z pieskiem za tylną szybą. Tym tak popularnym w latach 70-tych pieskiem z ruchomą głową. Był cały klan dużych Fiatów, czyli Fiatów 125. Zarówno w wersji sportowy, milicja, jak i karetka, czy taxi. Taksówka oczywiście żółta z obowiązkowym numerem 1313, nawiązującym do słynnego peerelowskiego serialu Stanisława Barei „Zmiennicy”. Był Fiat 125 jamnik, którym pierwszy Papież Polak, czyli Jan Paweł II jeździł po Krakowie w 1979 roku podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Polski. Były i polskie motocykle – słynne junaki z koszem.
Były i auta rodem z NRD. Wśród nich tzw. „Ford karton”, czyli Trabant i dwa Wartburgi. Zarówno słynny Wartburg 1000, którego zabawkowy model był na przełomie lat 60-tych i 70-tych sprzedawany jako sterowany na kablu. Chłopcy na polskich podwórkach wręcz bili się o to, kto pokieruje samochodzikiem. Skutkiem bijatyk było wyrywanie kabla niemal z mięsem, a co za tym idzie unieruchamianie zabawki na wieki wieków amen. Obok niego stał Wartburg 353 popularny w Polsce aż do początku przemian ustrojowych. Były auta rodem z ZSRR. Obok siebie stały biała Wołga i niebiesko-żółty Zaporożec. Oba liczące sobie ponad pół wieku maszyny przyjechały na targi z Ukrainy. Stąd na Zaporożcu ukraińskie barwy. Ich właściciele – rodem ze Lwowa – na moją uwagę, że prawdziwa Wołga powinna być czarna i pełna zakonnic porywających dzieci, by wyssać z nich krew – uśmiali się serdecznie. Dokładnie to samo powiedziała im polska policja, podjeżdżając w celu wylegitymowania na pierwszą w Polsce stację benzynową, na której auta się zatrzymały. Policjanci zostali zawiadomieni przez innych użytkowników drogi, że maszyny na ukraińskich numerach jadą zygzakiem. Może kierowcy pijani? Tymczasem ciągnący się z tyłu i dość powolutku Zaporożec wymuszał na Wołdze zwalnianie. Dlatego ta dawała się wyprzedzać innym autom, byle tylko Zaporożec nadążył. Wołga, jak nasza polska Warszawa – piękna, bielutka i nic tylko użyć jej, jako limuzyny do nostalgicznego ślubu.
Nie obyło się bez naszych ulubionych aut francuskich. Wśród nich takie, które w PRL-u budziły sensację na polskich drogach. Znane były bowiem z francuskich filmów. Głównie tych z Louisem de Funes lub Pierrem Richardem. W oczy rzucało się Renault 4 w majtkowych barwach. Choć jego właściciel, tegoroczny maturzysta, Paweł Duchewicz, twierdził, że auto jest smerfowe, ale… jako kobieta wiem co mówię. To barwy luksusowych peerelowskich majtek! Takich z Pewexu! Żaden milanez! No i kto w głębokim PRLu słyszał o smerfach? Toż te przybyły do Polski dopiero w drugiej połowie lat 80-tych. Nowy właściciel „majtkowej” czwórki wybiera się tym autem w podróż po Europie. Na razie trwają jego rozmowy ze sponsorami. Planuje jeszcze drobne remonty samochodu. Odnowienie karoserii w środku, uszczelnienie okien i naprawę tapicerki tylnej kanapy. Karoseria będzie oklejona foliami z logo sponsorów, bo podróż przez Europę autem, które ma ponad 35 lat to jednak nie tylko wyzwanie, ale i koszty! Był też bielutki Peugeot 404. (Znów coś do ślubu, jak znalazł.)
Przyznam jednak, że żałowałam, że to nie szare peugeot 403. Dlaczego? Toż wtedy byłby dosłownie krok do porucznika Colombo, amerykańskiego śledczego, którego PRL czcił jak Boga, bo był to policjant, który nie modlił się do pieniądza symbolizującego zgniły zachód, i jeszcze na dodatek przyłapywał na zbrodniach tylko bogatych ludzi. Najwięcej było jednak Citroenów. Były i popularne 2CV, które w sercach Polaków konkurowały z Volkswagenami garbusami, a także DS i CX. Był i Citroen wóz strażacki, Citroen radiowóz, a także Citroen karetka i to z noszami! Największe wrażenie zrobił na mnie jednak Citroen filmowy. Auto z silnikiem DS służyło przy produkcji polskich filmów. To na nim ustawiano kamery, dzięki którym kręcono sceny w biegu. To z niego filmowano jazdę samochodem. Za nim, na platformie wieziono drugi samochód, by widz miał złudzenie, że auto, w którym siedzą filmowi bohaterowie i rozmawiają ze sobą, porusza się po drodze. Owszem, poruszało się, ale na platformie ciągnionej przez Citroena, któremu towarzyszyły kamery, operatorzy i wydający rozkazy reżyser.
Nowy właściciel filmowego Citroena, Konrad Dula, odkupił wóz z produkcji filmowej. Samochód brał udział w produkcji całej masy polskich filmów. Lista ich jest tak długa, że wymienię jedynie „300 mil do nieba”, czyli film o ucieczce z PRL. Auto wymaga wprawdzie remontu, ale głównie karoserii. Silnik ma w dobrym stanie i przede wszystkim… jeździ. Marzeniem nowego właściciela jest, by kiedyś na jego pace znów, jak w czasach PRL, stanęły kamery. Może uda się przy wsparciu tego Citroena nakręcić nimi jakiś nostalgiczny film? Może o… historii Citroena? W końcu za pięć lat ta marka będzie obchodzić swoje stulecie… Wtedy nostalgicznie przeniesiemy się w czasy, kiedy Polska odzyskała niepodległość. Kto pierwszy w naszym kraju miał to francuskie auto? O tym innym razem.
Najnowsze komentarze