Elektromobilność ma przed sobą sporo wyzwań. Jednym z nich jest zużycie energii podczas holowania przyczepy. Świetnie sobie z tym radzą samochody z silnikiem diesla, natomiast elektryki niekoniecznie. Udowodnili to francuscy dziennikarze, którzy przeprowadzili testy zasięgu.
Do testów wykorzystali dwa samochody: elektryczna Skoda Enyaq, wyposażona w akumulator 80 kW, służyła za holownik, natomiast na przyczepie jechało piękne zabytkowe Renault Dauphine. Przyczepa z samochodem ważyła niecałą tonę. Efekt? Zasięg elektryka spadł do nieco ponad 100 kilometrów.
Na początku przy pełnym naładowaniu baterii, Enyaq wskazywał zasięg 360 km. Komputer bazował na obciążeniu z jazdy bez przyczepy. Testowe jazdy z przyczepą odbyły się po drogach krajowych z prędkościami 70-90 km/h, zgodnie z lokalnymi ograniczeniami. Zasięg, podawany przez komputer, spadał o 30 km co 8 km, co efektywnie zmniejszyło zasięg do nieco ponad 100 kilometrów, czyli trzykrotnie.
Na dzisiaj holowanie przyczepy elektrykiem wydaje się więc mało realne. Mimo to producenci wyposażają nowe auta w taką możliwość. Tak jest w przypadku wspomnianej wyżej Skody czy nowego Renault Megane E-tech. Megane ma możliwość holowania przyczepy do 900 kg.
Wzrost zużycia energii elektrycznej przy holowaniu elektrykiem jest oczywiście zjawiskiem naturalnym, jednak dla takich zastosowań nie są one wyraźnie skonstruowane. Rozwiązanie tego problemu już na szczęście istnieje – jest nim wodór. Wodór i napęd poprzez ogniwa paliwowe pozwala na znaczne zwiększenie zasięgu i bardzo szybkie tankowanie. Wtedy ograniczenia akumulatora przestają mieć większe znaczenie.
Technologia czystego transportu rozwija się bardzo szybko. Zarówno Stellantis jak i Renault mają już w swojej ofercie pojazdy wodorowe. Minusem, jak zwykle w przypadku nowości, jest wysoka cena, jaką trzeba zapłacić. To koszt jaki ponosi klient za nową technologię.
Na razie królem przyczep pozostaje stary dobry diesel.
źródło: La Voix Du Nord
Najnowsze komentarze